Ledwie 12 września Adam Bodnar w imieniu Donalda Tuska odebrał w Poczdamie nagrodę za „demokratyzowanie” Polski, a już pojawiły się u nas porównania do innego, znanego dobrze Niemcom przywódcy ze wschodu. Przypomnijmy, że chodzi o człowieka również określonego nad Renem swego czasu jako „czysty jak łza demokrata” i niedoszłego laureata prestiżowej Nagrody Kwadrygi.
Autorem porównania jest naturalnie Jacek Żakowski, który publicznie przyznał, że podczas powodzi Donald Tusk w swoim zarządzaniu sięgnął po niespotykaną w demokracjach „metodę putinowską”. Niemcy mają jednak chyba do sprawy typowo imperialne podejście, to znaczy jeśli szczery demokrata służy ich interesom, to doskonale, ale jeśli nie jest taki do końca szczery, to trudno. Ta prawidłowość nie pozostaje niezauważona za granicą. Znany słowacki publicysta Józef Majchrák stwierdził niedawno, że tuskowa koncepcja demokracji walczącej może „stać się takim samym zagrożeniem dla demokracji jak polityka autokratyczna”, niestety Bruksela i Berlin „w magiczny sposób tego nie widzą”. Słowacki autor podkreśla, że takich problemów ze wzrokiem nikt nie ma w przypadku Roberta Fico czy Viktora Orbána. Cóż, bać się najwyraźniej trzeba tylko tych „szczerych demokratów”, których w Berlinie chwalą, inni nie będą mieli takiej siły przebicia.