W latach 2005–2007 część obserwatorów życzliwych Prawu i Sprawiedliwości martwiła się, że partia ta skazana jest na utratę władzy, ponieważ otwiera zbyt wiele frontów równocześnie.
Możliwe nawet, że mieli trochę racji, skoro faktycznie tamta kadencja skończyła się dla PiS tak szybko. Nie piszę tego jednak, by analizować wydarzenia sprzed kilkunastu lat, ale sprawy bieżące. Platformie Obywatelskiej nikt z jej zaplecza medialnego tego nie powie, natomiast zastanawiam się, czy Donald Tusk i jego ludzie nie idą na rekord w zrażaniu do siebie grup społecznych i środowisk. Leśnicy, rolnicy, nauczyciele, samotne matki, emeryci, budżetówka, zbrojeniówka, wyższe uczelnie, placówki badawcze… Działania władzy biją nie tylko w tych, którzy byli jej przeciwnikami politycznymi, ale też w jej elektorat. Granice cierpliwości są w tym przypadku położone bardzo daleko, ale przecież gdzieś istnieją.