„O wolną i demokratyczną Rosję” – tak nazywać się ma międzyparlamentarna grupa, której powstanie zapowiedział wicemarszałek Senatu Michał Kamiński podczas odbywającego się w Warszawie Kongresu Deputowanych Ludowych. Ta opozycyjna organizacja rosyjska – kreująca się na swoisty parlament na uchodźstwie – to kontrowersyjny wybór jako potencjalnego partnera przedstawicieli polskiego parlamentu. Główne role odgrywają w niej bowiem komunistyczny zwolennik przyłączenia Krymu do Rosji oraz były oficer KGB i FSB.
W najbliższym czasie w Polsce powstanie międzyparlamentarna grupa „Za Wolną i Demokratyczną Rosję”. Wicemarszałek Senatu RP Michał Kamiński ogłosił to na Kongresie Deputowanych Ludowych w Warszawie, prowadzonym przez byłego deputowanego Dumy Państwowej Ilję Ponomariowa.
Według Kamińskiego inicjatorzy utworzenia grupy przyjmą jej regulamin już w przyszłym tygodniu. „Chciałem zaprosić wszystkich, niezależnie od przynależności partyjnej – wszystkich członków polskiego Sejmu, Senatu i parlamentarzystów europejskich, którzy wspierają ideę wolnej i demokratycznej Rosji” – ogłosił Kamiński.
Kamiński, który do Senatu dostał się jako kandydat Trzeciej Drogi, podkreślił przy tym:
„Przyszłość Rosji jest w rękach narodu rosyjskiego. Dlatego nie uważam się i nigdy nie uważałem za rusofoba. (...) Uważam za swój moralny obowiązek być z tymi wszystkimi, którzy teraz reprezentują wolne społeczeństwo rosyjskie”.
Wicemarszałek Senatu RP nie sprecyzował, czym dokładnie zajmie się grupa międzyparlamentarna i kto wejdzie w jej skład. Przymiotnik „międzyparlamentarna” świadczy jednak o tym, że będzie ona platformą dialogu między przedstawicielami polskiego i rosyjskiego parlamentu. Przy czym ten drugi to oczywiście nie Duma Państwowa Federacji Rosyjskiej, lecz Kongres Deputowanych Ludowych, którego gościem był Kamiński. Czy jednak faktycznie organizacja ta może uważać się za „reprezentanta wolnego społeczeństwa rosyjskiego”?
Kongres Deputowanych Ludowych to zgromadzenie byłych rosyjskich deputowanych różnych szczebli, pretendujący do miana tymczasowego parlamentu Federacji Rosyjskiej. Inicjatorem tego przedsięwzięcia – jak wspomnieliśmy – jest Ilja Ponomariow, poseł do Dumy Państwowej w latach 2007–2016.
Pozornie ma on „czystą” kartę opozycyjną. W 2012 roku jako jedyny deputowany głosował przeciwko ustawie o ograniczeniu działalności organizacji pozarządowych uznanych za „agentów zagranicznych” – a dwa lata później przeciw aneksji Krymu przez Rosję, co przyczyniło się do jego wykluczenia z polityki rosyjskiej. W 2016 roku Ponomariow wyemigrował na Ukrainę, gdzie otrzymał obywatelstwo ukraińskie.
Są jednak w życiu publicznym Ponomariowa fakty, o których mówi się mniej. Między 2002 a 2007 rokiem był on prominentnym działaczem Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej, gloryfikującej Lenina, Stalina i państwo sowieckie. Pełnił m.in. funkcję dyrektora podlegającego pod tę partię Centrum Informacyjno-Technologicznego, tworzył też partyjny portal internetowy. Można było na nim wówczas znaleźć takie artykuły jak: „Ludobójstwo jest znakiem rozpoznawczym kapitalizmu”, „Jutro w Donbasie odbędzie się wiec poparcia dla języka rosyjskiego i rosyjskojęzycznej telewizji”, „Stany Zjednoczone obwiniły swoją marionetkę o prowokację” czy „Terroryści próbują zastraszyć Białoruś”.
W 2007 roku Ponomariow rozstał się z komunistami i związał się z lewicową „koncesjonowaną” opozycją, czyli Sprawiedliwą Rosją; rok później – po inwazji rosyjskiej na Gruzję – głosował w Dumie za uznaniem „niepodległości” okupowanych przez Rosję terytoriów gruzińskich: Abchazji i Osetii Południowej. W 2010 roku Ponomariow został doradcą prezesa obsypanej milionami Fundacji Skołkowo (owym prezesem był oligarcha Wiktor Wekselberg), której prezydent Dmitrij Miedwiediew powierzył misję stworzenia pod Moskwą rosyjskiej „Doliny Krzemowej”, a więc gigantycznego centrum technologiczno-innowacyjnego. Ogromne pieniądze, które wówczas zarobił Ponomariow, posłużyły potem Kremlowi do oskarżenia go o defraudację. W 2013 roku dzisiejszy lider rosyjskiej zagranicznej „opozycji” brał udział w spotkaniu Klubu Wałdajskiego (coroczna dyskusja pod auspicjami Putina), za co skrytykował go sam Aleksiej Nawalny.
Gdy w 2014 roku Rosja dokonała agresji na Krym, Ponomariow głosował przeciw aneksji, ale nie ze względu na jej fakt, tylko na jej styl („bezmyślny pośpiech”). Wyjaśniał wtedy: „Uważam, że Krym powinien być częścią Rosji, że jest to ziemia rosyjska. Nie mam wątpliwości co do legalności ostatniego referendum”. Argumentował przy tym, że zbyt ostentacyjne działania siłowe w celu przejęcia półwyspu wypchną Ukrainę z rosyjskiej strefy wpływów i doprowadzą do dalszej ekspansji NATO. Przypomniał też Rosjanom, że był za oderwaniem od Gruzji terytoriów Abchazji i Osetii – i że podobnie należy postąpić z Półwyspem Krymskim.
Drugą najważniejszą postacią w Kongresie Deputowanych Ludowych jest Giennadij Gudkow, rosyjski polityk i biznesmen. Człowiek ten od 2007–2008 występuje jako krytyk Władimira Putina, choć wcześniej był członkiem putinowskiej partii Jedna Rosja. W 2012 roku Gudkow został wydalony z Dumy (za rzekome złamanie przepisów antykorupcyjnych), ale nie wpłynęło to na jego sytuację biznesową. W 2014 roku nabył w Londynie luksusowy 140-metrowy apartament za 2,5 mln funtów, a w 2019 roku wyjechał z Rosji i osiadł w bułgarskiej Warnie, gdzie ma willę nad morzem.
O przeszłości Gudkowa mówi się w Polsce jeszcze mniej niż o niewygodnych faktach z życia Ponomariowa. Biznesmen ten w Związku Sowieckim działał w Komunistycznej Partii ZSRS, będąc m.in. instruktorem w Komsomole (komunistyczna organizacja młodzieżowa) oraz szefem wydziału pracy operacyjnej i obrony masowej w miejskich strukturach partyjnych. W wieku 17 lat napisał list do Jurija Andropowa, szefa KGB, z pytaniem, jak wstąpić do służby. Udało mu się to kilka lat później, bo w 1981 roku (ukończył Akademię Wywiadu Zagranicznego). W KGB pracował przez następną dekadę, kończąc służbę w stopniu podpułkownika. Zatrudniony był m.in. w Biurze Operacji Kontrwywiadowczych KGB w mieście Moskwa i obwodzie moskiewskim.
W latach 90. Gudkow został właścicielem kilku znanych agencji ochrony, zatrudniających ludzi z dawnych służb sowieckich (tzw. siłowików) – i na tym zarobił pierwsze duże pieniądze. W latach 1997–2001 był członkiem rady doradczej dyrektora FSB, czyli najpierw Władimira Putina, a potem Nikołaja Patruszewa. Przypomnijmy: w 1999 roku FSB dokonała zbrodniczych zamachów bombowych na budynki mieszkalne w Rosji, by wzmocnić poparcie dla Putina i uzasadnić interwencję zbrojną w Dagestanie.
W 2002 roku w wywiadzie prasowym Gudkow krytykował państwa kaukaskie, w tym Gruzję, za wrogość wobec Rosji i zbliżenie się do USA. Mówił też o swoim pozytywnym stosunku do Putina, nazwał go nawet swoim „kolegą”. W 2006 roku Gudkow krytykował rosyjskie władze za ich podejście do Gruzji – ale nie za imperializm, lecz za... zbytnią pobłażliwość wobec Tbilisi. Po podpisaniu obustronnej umowy zakładającej wycofanie wojsk rosyjskich z terytorium Gruzji dzisiejszy „opozycjonista” skarżył się:
„Rosja po raz kolejny pokazała światu, że można z nią rozmawiać językiem dyktatu. Podpisanie umowy tylko zachęca do wojny wizowej, którą Gruzja kontynuuje wobec Rosji. Ponadto dokument ten jeszcze bardziej skraca okres wycofania wojsk rosyjskich z terytorium Gruzji do półtora roku, co jest absolutnie fizycznie niemożliwe do wykonania”. I dodawał: „Uważam, że podpisanie tej umowy jest z pewnością kolejnym ciosem dla narodowych interesów Rosji na Zakaukaziu. Jest to przyznanie się do własnej słabości, a ostatecznie jest to zachęta dla gruzińskich przywódców do podjęcia jeszcze bardziej aroganckich działań przeciwko naszemu państwu i jego obywatelom”.
W tym samym roku 2006, po śmierci zamordowanego przez rosyjskie służby Aleksandra Litwinienki, prokremlowski dziennik „Kommiersant” przeprowadził sondę na temat możliwych sprawców. Wypowiedź Gudkowa była wyjątkowo odrażająca: „Biorąc pod uwagę teatralność, z jaką zainscenizowano śmierć (Litwinienki), zabójców należy szukać w kręgu Bieriezowskiego. Otaczanie się Bieriezowskim jest nie tylko opłacalne, ale i niebezpieczne”. A więc Gudkow – wpisując się w narrację reżimu – zrzucił odpowiedzialność za rzekomo „zainscenizowaną” śmierć Litwienki na… wroga Putina – Borisa Bieriezowskiego.
Poważne wątpliwości budzą też inne osoby zaangażowane w Kongres Deputowanych Ludowych, który ma stać się partnerem w polsko-rosyjskim dialogu międzyparlamentarnym. Asystentem Ponomariowa, biorącym udział w przynajmniej jednych obradach (odbywają się one w Polsce co roku od 2022 r.), jest Aleksiej Baranowski – wcześniej członek radykalnej organizacji Rosyjski Werdykt, broniącej rosyjskich nacjonalistów, którzy zabili imigrantów. W Kongresie brał też udział Wasilij Kriukow – rosyjski szowinista, który stwierdził niedawno, że Ingrianie (rosyjscy Finowie z Ingrii) walczący po stronie Ukrainy powinni zostać „wyzerowani” (zabici), gdyż są wrogami rosyjskiego narodu.
Dziwaczną postacią – promowaną przez Ponomariowa – jest „Cezar”, czyli Maksimilian Andronnikow. Był on wcześniej członkiem radykalnego Rosyjskiego Ruchu Imperialnego – grupy, która wystawiła do walki prorosyjskich terrorystów zabijających Ukraińców w wojnie w Donbasie. Po inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 roku „Cezar” niespodziewanie zmienił front. Miał stworzyć składający się z rosyjskich dezerterów i jeńców Legion „Wolność Rosji”, walczący z okupantami rosyjskimi po stronie Ukrainy, także na terytorium Federacji Rosyjskiej (okolice Biełgorodu). Problem w tym, że istnienie i działania bojowe owego Legionu trudno w ogóle potwierdzić. Mitów i legend wokół tej formacji jest więcej niż sprawdzonych i zweryfikowanych doniesień – nikt nie ma przy tym wątpliwości, że Legion odgrywa rolę nie tyle militarną, ile propagandową.
Niejasne powiązania i niedające się obronić dawne wypowiedzi członków Kongresu Deputowanych Ludowych krytykuje m.in. organizacja Liga Wolnych Narodów, forum zrzeszające zarówno rosyjskich opozycjonistów, jak i ugrupowania narodów Federacji Rosyjskiej, dążące do oderwania się lub usamodzielnienia od Rosji, m.in. rząd na uchodźstwie Czeczeńskiej Republiki Iczkerii czy organizacje Tatarów krymskich. Liga wydała oświadczenie, w którym stwierdza, że nie uznaje „żadnych sił politycznych i ośrodków, które uzasadniałyby zachowanie Federacji Rosyjskiej w jej obecnej formie”.
Także część rosyjskich opozycjonistów mieszkających w Polsce nie uznaje inicjatywy Ponomariowa jako reprezentacji parlamentarnej Rosjan na uchodźstwie. „Nie negując potrzeby powołania rady koordynacyjnej rosyjskiej opozycji, oświadczamy, że legitymacja takiego organu może opierać się wyłącznie na procedurze wyborczej, przeprowadzonej uczciwie i z uwzględnieniem rzeczywistej reputacji kandydatów. Uczestnicy Kongresu przyznają sobie pseudolegitymację i uzasadniają ją zwycięstwami w poprzednich wyborach. Jednak wielu mocnych kandydatów opozycji (w szczególności Iwan Żdanow, Władimir Miłow i Ljubow Sobol) nigdy nie zostało dopuszczonych do startu w rosyjskich wyborach. Dlatego, po pierwsze, wątpimy, czy uczestnicy Kongresu mogliby wygrać uczciwe wybory; po drugie, uważamy, że w ciągu długiego czasu, który upłynął od ich wyboru, ich potencjał wyborczy uległ zmianie” – stwierdzili w oświadczeniu dotyczącym Kongresu Deputowanych Ludowych.
TEMAT NUMERU: Imigranci – najpotężniejsza broń świata uderza w Polskę 🇵🇱
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) July 3, 2024
Obejrzyj #wideo i sprawdź co jeszcze przygotowaliśmy ⤵️
Zobacz gdzie kupić gazety Strefy Wolnego Słowa » https://t.co/87xcyB5A8X#GazetaPolska #media #spot #czytamprase pic.twitter.com/yWksdWCLP9