Za nami kolejne wybory. Tym razem doszło do „mijanki”, która przestała być mityczna po 10 latach. KO uzyskała najlepszy wynik od 2011 r., z kolei PiS nieco umocnił się od wyborów z 15 października i depcze po piętach liderowi.
Tak naprawdę partia Jarosława Kaczyńskiego mogła te wybory wygrać, gdyby bardziej zmobilizowała ścianę wschodnią. To, mimo sytuacji na granicy i doniesień o karaniu żołnierzy, się nie udało. Na skandalu z żołnierzami straciła jednak Trzecia Droga, która ma ponaddwukrotnie gorszy wynik niż w wyborach do Sejmu. To efekt nie tylko „kanibalizacji”, której dokonuje na koalicjancie Donald Tusk, lecz także lekkiego przepływu niezadowolonych wyborców do Konfederacji. Ta formacja właśnie staje się trzecią siłą wyborczą w Polsce. Wygrana choćby o 0,9 pkt proc. nad PiS niesie za sobą złe i dobre informacje dla prawicy. Zła jest taka, że premier będzie kontynuował dojeżdżanie największego oponenta. To fatalnie wróży Polsce i wzmocni podziały. W tym sensie Trzecia Droga staje się kompletnie niepotrzebna wyborcom. Dobra jest taka, że przy obecnych wynikach do Sejmu Donald Tusk nie utworzyłby koalicji. Układ KO z Trzecią Drogą i Lewicą coraz mocniej trzeszczy. Przed nami kampania na wyniszczenie.