Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »
Z OSTATNIEJ CHWILI
Strażacy: Prawdopodobnie nie ma ocalałych w katastrofie lotniczej nad Waszyngtonem • • •

Koniec imperialnej Rosji. Od destabilizacji do konfrontacji

Bez względu na to, czy Kreml wymusi stłumienie siłą ukraińskiego powstania, czy też ustąpi pod naciskiem zbuntowanego społeczeństwa, Rosja wchodzi w okres schyłku swojej mocarstwowości.

YouTube
YouTube
Bez względu na to, czy Kreml wymusi stłumienie siłą ukraińskiego powstania, czy też ustąpi pod naciskiem zbuntowanego społeczeństwa, Rosja wchodzi w okres schyłku swojej mocarstwowości. Najbliższe lata strawi na próbie utrzymania w swojej strefie wpływów krajów byłego ZSRS - pisze Tomasz Sakiewicz w „Gazecie Polskiej”.

Według Georga Friedmana, założyciela ośrodka analitycznego Stratfor, połowa obecnej dekady to okres schyłku imperialnej Rosji. Miało go poprzedzić agresywne parcie Moskwy na Zachód. Swoje przewidywania Friedman opublikował pięć lat temu i trzeba mu przyznać, że w tej sprawie na razie się nie pomylił. Od ataku na Gruzję w 2008 r. widocznie rośnie zaangażowanie Moskwy w Europie. Rosja zraża do siebie państwa, które jeszcze niedawno szukały z nią porozumienia. Prorosyjskie Niemcy czy współpracujące z Rosją USA zaczynają traktować Kreml jako poważnego rywala. Nie do końca zdają sobie jeszcze sprawę, że dla Moskwy już są po prostu wrogami. Według Friedmana Rosja zagrożona osaczeniem jej części europejskiej przez sojuszników USA stara się tworzyć kolejne strefy buforowe odsuwające NATO na bezpieczną odległość. Problem tkwi nie tyko w ocenie map sztabowych, lecz także kurczącego się potencjału ekonomicznego. Rosja, jako reprezentant państw zrzeszających 300 mln ludzi, może przynajmniej udawać mocarstwo porównywalne z USA. Po utracie Ukrainy, Gruzji, Mołdawii, a być może i Białorusi i przy fatalnym przyroście naturalnym będzie państwem zamieszkanym przez 120‒140 mln ludzi. Główne bogactwo Rosji, czyli gaz i ropa, przestają być dojną krową. Nie jest pewne, czy Rosja już nie dopłaca do eksportu gazu. Ceny ropy od roku zatrzymały się i raczej należy przewidywać powolny ich spadek. To wszystko dzięki amerykańskiej rewolucji łupkowej.

Rozpad imperium, a potem destabilizacja Rosji

Do niedawna spekulowanie na temat stabilności Rosji było sferą życzeń jej przeciwników. Problem w tym, że za kilka lat Kreml będzie musiał bronić już nie swoich stref wpływów, lecz trwałości terytorialnej kraju. Dzisiaj w samej Rosji mieszka zaledwie 115 mln Rosjan. Drugą grupą etniczną są Tatarzy. Około 10 mln ludzi stanowią mieszkańcy okolic Kaukazu. Rosjanie umierają bardzo młodo (szczególnie mężczyźni), a kobiety są coraz mniej dzietne. Oficjalne statystyki, chociaż i tak fatalne, nie oddają całości problemu. Jedną z głównych przyczyn śmierci mężczyzn jest alkoholizm. Na terenie Rosji mieszkają duże grupy ludności, które choćby ze względów religijnych unikają alkoholu. Tak samo dzieje się ze współczynnikiem dzietności. Czeczenki często mają siedmioro dzieci, podczas gdy u Rosjan jedno dziecko to norma. Najistotniejszy dla przetrwania narodu współczynnik odtworzenia: jedna kobieta powinna urodzić jedną dziewczynkę, u Rosjanek wynosi w granicach 0,7. Po przeminięciu jednego pokolenia samych Rosjan będzie mniej niż 100 mln. Za to narodów nierosyjskich może być 30‒40 mln. Ta statystyka w ogóle nie uwzględnia milionów Chińczyków, którzy nielegalnie zasiedlają Syberię. Do tego należy jeszcze dodać zjawisko bardzo licznej emigracji. Wyjeżdżają najbogatsi, wykształceni i młodzi. Co z tego wynika? Rosja będzie musiała wydać ogromne środki na utrzymanie zwartości terytorialnej. Po buncie w krajach byłego ZSRS narody żyjące na obrzeżach Federacji będą miały ułatwioną drogę wyjścia.

Polityka rosyjska będzie musiała skupić się na wewnętrznych celach. Nic też dziwnego, że Moskwa, jak może, broni zewnętrznych stref wpływów. Musi tak robić, bo zamiast marzeń o imperium czeka ją cofnięcie do czasów, gdy jej głównym sukcesem było zrzucenie dominacji mongolskiej.

Zmiana nastawienia Zachodu

Polityka amerykańska po rozpadzie ZSRS, szczególnie po 11 września 2001 r., była zdeterminowana przez kilka czynników. Po pierwsze ‒ powstrzymywanie islamskiego ekstremizmu, po drugie ‒ strach przed niekontrolowanym rozpadem Rosji, w tym przejęciem części jej potencjału nuklearnego przez terrorystów, po trzecie ‒ zapewnienie stabilnych dostaw ropy i gazu na światowy rynek, po czwarte ‒ neutralizowanie rosnącej potęgi Chin. Amerykanie łudzili się, że Rosja, mając poważne zyski z eksportu węglowodorów, przejdzie proces reform. Wszystkie cele polityki amerykańskiej wobec Rosji chybiły. Wprawdzie Moskwa zwalcza islamistów na Kaukazie, ale równie mocno wspiera ich tam, gdzie są wrogami USA. Potencjał nuklearny Rosji pozostał pod kontrolą Kremla, nie zmienia to jednak faktu, że Rosja jest podejrzewana o wzmacnianie programu nuklearnego Iranu, a jej rakiety są wycelowane w państwa NATO. Co do rynku paliw, to Rosja zamiast go stabilizować, stała się źródłem terroryzmu energetycznego. Amerykanie mają tak dużo gazu, że nie potrzebują już importu. Coraz chętniej sami patrzą na możliwość jego eksportu do Europy, w czym Rosja stara się im jedynie przeszkadzać. Za kilka lat USA staną się samowystarczalne pod względem produkcji ropy. To wywołuje nerwowość Moskwy, a ta z kolei irytację Waszyngtonu. Kielich goryczy przelało budowanie rosyjsko-chińskich porozumień przeciwko USA.

Starcia szpiegowskie USA‒Rosja, jak wokół sprawy Snowdena, czy konflikt w Syrii są jedynie przejawem zmiany w miarę przyjaznych stosunków na zimnowojenne. USA nie spieszyły się do konfliktu z Rosją, bo wielu potencjalnych zysków z tego nie miały. Dzisiaj to jednak Rosja uznała starania amerykańskie za agresję i szuka kolejnych pól konfrontacji.

Zaatakowali najpierw samodzielnego alianta USA

Pierwszym przejawem agresywnej odpowiedzi Rosji na ekspansję Zachodu była inwazja na Gruzję. Wtedy Moskwa przekonała się, że oprócz Waszyngtonu czy Berlina ma w bliskiej strefie wpływów jeszcze jednego rywala: koalicję byłych państw komunistycznych. Koalicja okazała się na tyle silna, że wyhamowała militarny atak Moskwy. Musiała doprowadzić do jej zniszczenia. Głową tej koalicji był Lech Kaczyński. Ponieważ nie miał on wsparcia swojego rządu, wystarczyła jego fizyczna likwidacja i dopuszczenie do głosu w Polsce sił, które nie miały ambicji prowadzenia polityki wschodniej. Wtedy USA jeszcze przełknęły atak na swojego alianta, a Niemcy wręcz przyjaźnie patrzyły na likwidację konkurencji na Wschodzie. Dzisiaj jednak ani USA, ani Niemcy nie chcą pozwolić Putinowi na prowadzenie awanturniczej polityki. Zarówno Berlin, jak i Waszyngton są zainteresowane budową silnej strefy euroatlantyckiej. USA – bo mają w tym interes ekonomiczny, a Niemcy – bo specjalnie nie mają wyjścia. Putin okazał się partnerem trudnym do robienia interesów i mało pomocnym w rozwiązywaniu światowych problemów. W dodatku nie jest w stanie prowadzić swojej polityki bez kolejnych konfliktów. Zachód chce poszerzyć swoje struktury, nie włączając w nie Rosji. W tym może mu pomóc przede wszystkim powrót do polityki Lecha Kaczyńskiego.

 



Źródło: Gazeta Polska

Tomasz Sakiewicz