W chwili, w której piszę te słowa, nie wiadomo, kto wygra na Ukrainie – władza, opozycja, nacjonaliści, Rosja? Myślę, że kiedy będą Państwo czytali ten tekst, nadal nie będzie to pewne. Zaryzykuję jednak stwierdzenie, że w Polsce mamy już w tej kwestii przegranych i wygranych.
Nie w polityce, choć i tu istotny jest fakt, że w wyniku przebiegu wypadków historia gwałtownie upomniała się o przedwcześnie pogrzebaną przez nasze dzisiejsze władze politykę jagiellońską. Chociaż brakuje prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a wielu polityków i dziennikarzy udaje, że za naszą wschodnią granicą nie dzieje się nic ważnego, to z każdym kolejnym dniem nie zauważać Ukrainy jest trudniej. Jednak obok wielkiej geopolityki i walki o to, po której stronie Kijów ostatecznie wyląduje, mamy też mały, ale z naszej perspektywy
ciekawy pojedynek między TVN a telewizją Republika.
Trudne początki TVN24
Specjaliści na kryzys informacji telewizyjnej utyskują właściwie od zawsze. Podczas gdy w Polsce cieszyliśmy się nowymi zabawkami – na pozór przynajmniej wolną telewizją i możliwościami wyboru spośród coraz bogatszej oferty w miejsce dawnych dwóch kanałów – zachodni badacze zwracali uwagę na to, że informację wypiera infotainment. Zamiast wiadomości – news, który nie dostarcza widzowi faktycznej wiedzy o świecie, tylko zabawia go, jest taką samą rozrywką jak seriale czy teleturnieje.
Choć dziś może być trudno w to uwierzyć, to początki TVN24 wcale nie były łatwe. Dostarczyciele sieci kablowych, wówczas jeszcze zresztą bardziej niż dziś zdywersyfikowanych, do nowej oferty podchodzili nieufnie, nie wierząc, że program czysto informacyjny może zainteresować masowego widza. Wszystko zmienił jednak 11 września 2001 r.
TVN24 jako pierwsza polska stacja pokazał atak na World Trade Center. Kiedy świat ogarnął wielki polityczny kryzys, zapotrzebowanie na informację gwałtownie wzrosło, więc i kanał jej poświęcony przyciągnął znaczącą liczbę widzów i stał się dobrem pierwszej potrzeby. Później przyspieszyła również polska polityka, a TVN24 dużo miejsca poświęcał kolejnym sejmowym komisjom śledczym. Równocześnie zaś nie dawał jeszcze świadectwa jednoznacznego zaangażowania politycznego. Czas na nie przyszedł wraz ze wzrostem znaczenia Prawa i Sprawiedliwości i późniejszym zdobyciem przez tę partię prezydentury oraz parlamentarnej większości.
Wiertnicza vs Woronicza
TVN24 stopniowo przeszedł z pozycji stacji poważnej, dostarczającej widzowi wiedzy o świecie, do kanału, który z jednej strony wypełniają agresywna propaganda, a z drugiej miałkie, pozbawione większego znaczenia wiadomości. Stacja utrzymuje jednak pozycję lidera na rynku, choć warto zaznaczyć, że i tak jej oglądalność nie przekracza 2–3 proc. w grupie odbiorców od 16. do 49. roku życia.
Inaczej jednak przedstawia się sytuacja sztandarowego programu informacyjnego stacji matki, czyli „Faktów”. Kiedy TVN wystartował z własnym programem informacyjnym, próbował od razu zagrozić pozycji „Wiadomości” TVP. Ustalenie godziny emisji głównego wydania na godz. 19:30 traktowane było jako bardzo odważne, lecz ryzykowne posunięcie, z którego dość szybko się wycofano. Odtąd „Fakty” emitowane są o godz. 19, ale cały czas próbują prześcignąć główne wydanie dziennika TVP. Oglądalność rosła, pomagały popularne nazwiska i spore nakłady finansowe. W pewnym momencie jednak program zaczął cierpieć na tę samą chorobę co TVN24. I niezależnie od tego, czy to właśnie spowodowało odpływ widzów, czy przyczyną była zmiana ramówki i poprzedzenie programu serialem, który nie trafił w gusta widzów, liczby są jednoznaczne.
„Fakty” straciły w 2013 r. ponad 400 tys. widzów, reklamy zaś w bloku po wydaniu o 19 staniały o kilkanaście tysięcy złotych netto. Na wszystko nakładają się kłopoty finansowe właścicieli TVN. Powodów więc do nerwowości nie brakuje.
Hajda na Republikę!
Ta zaś prowadzi nieraz do bardzo fałszywych ruchów. Takich jak zaatakowanie reportera TV Republika nadającego na żywo dramatyczne relacje z kijowskiego majdanu. Bartłomiej Maślankiewicz stał się rozpoznawalny dzięki bardzo emocjonalnej relacji z Marszu Niepodległości. Osiągnięty przez niego wówczas poziom patosu zwykłemu widzowi mógł się wydać raczej komiczny niż dramatyczny, tak więc materiał z demonstracji stał się szybko przebojem internetu i przedmiotem drwin kolegów z branży. Stacja jednak całkiem sprytnie obróciła rzecz w żart, montując fragmenty relacji w autoironiczny materiał promocyjny, czym zminimalizowała potencjalny negatywny odbiór zdarzenia przez nieuprzedzonego widza. Gdy Maślankiewicz pojawił się w Kijowie i zaczął nadawać kolejne dramatyczne przekazy do studia, ktoś najwyraźniej uznał, że można pociągnąć temat i znów ośmieszyć konkurencję.
Odgrzewane danie okazało się jednak zupełnym nieporozumieniem. Ba, wygląda na to, że poważnie zaszkodziło kucharzom!
Stało się tak z kilku przyczyn. Po pierwsze, o ile łatwiej było wywołać niechęć części widzów wobec reportera zdającego relację z Marszu Niepodległości, wygrywając na niechęci sporej grupy własnych odbiorców do tej imprezy, o tyle trudno mówić o tym w wypadku majdanu. Spora część widzów, niezależnie od swoich krajowych sympatii politycznych po roku 2005, pamięta jeszcze pełne poparcie prawie całej naszej klasy politycznej dla pomarańczowej rewolucji na Ukrainie. Na górze wyrażało się ono zaangażowaniem głównych rozgrywających naszej polityki, w tym postkomunistycznego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, na dole demonstracjami, które codziennie odbywały się przed ukraińską ambasadą. Dzisiejsze podziały w sprawie Ukrainy przebiegają po zupełnie innych liniach niż te dotyczące spraw krajowych.
Zaangażowany emocjonalnie reporter nadający z płonących ulic Kijowa jest więc odbierany zupełnie inaczej niż opisujący na żywo 11 listopada w Warszawie. Dziś, inaczej niż jesienią, jest wyrazicielem obaw i sympatii większości Polaków. Specjalistom od orkiestrowania medialnych nagonek najwyraźniej to umknęło i rozminęli się z odczuciami własnych widzów.
Kuźniar na cenzurowanym
Po drugie, atak na Maślankiewicza przeprowadził Jarosław Kuźniar, jeden z bardziej nielubianych pracowników koncernu TVN. Człowiek z niesamowitym talentem do zrażania do siebie widzów, znany z publicznego histeryzowania i mający na koncie sporo potknięć, wywołał lawinę krytyki, jednak skierowanej w stronę własnej stacji. Zamiast dołączyć do rechotu z młodego, brawurowego reportera, przypomniano liczne wpadki gwiazd TVN, zdjęcia z Kijowa zaś zestawiono z obrazkami dziennikarzy komentujących wydarzenia z wygodnych foteli i bezpiecznej odległości.
Stacja, której zdarzyło się pokazać kadry z popularnego serialu jako zdjęcia z miejsca prawdziwej katastrofy czy łączyć się przez Skype’a z Ursynowem, by nadać widzom relację „na żywo z New Jersey”, zawsze będzie na straconej pozycji. Po stronie Bartłomieja Maślankiewicza opowiadają się nie tylko kojarzone z prawicą strony na Facebooku, lecz nawet Pudelek.pl, komentarze czytelników plotkarskiego portalu zaś pisane pod adresem Kuźniara nie pozostawiają wątpliwości, po czyjej stronie są dziś sympatie widzów.
Jeżeli zaś ktokolwiek w TVN pamięta początki własnego kanału informacyjnego, naprawdę może się zaniepokoić. Oto dzieją się znów rzeczy ważne, tym razem blisko domu, w kraju, z którym nie tak dawno organizowaliśmy rozdymane na wszystkie sposoby Euro 2012.
Na miejscu od początku obecna jest lekceważona konkurencja, tymczasem potężna stacja jeszcze 22 stycznia korespondencje poświęcone Ukrainie nadaje z Moskwy. Korespondent TVN Andrzej Zaucha pojawił się w Kijowie, gdy jego koledzy z Republiki byli na miejscu już od kilku dni.
Wygląda więc na to, że należąca do ITI stacja nie doceniła w pierwszej chwili znaczenia majdanu lub zbyt daleko odeszła od swojej pierwotnej misji informacyjnej. Jedno i drugie jest kompromitujące i dla „Faktów”, i dla TVN24, i dla całego koncernu.
Dla TV Republika zaś majdan może stać się tym, czym dla wciąż jeszcze głównego gracza tego segmentu był zamach na WTC. Najważniejszą relację z Kijowa w internecie obejrzał już ponad milion widzów.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Krzysztof Karnkowski