W czasach rządów PiS ówczesna opozycja bardzo lubiła narzekać na „deformę” edukacji. I, jak to się dzieje w większości przypadków, po zmianie władzy również i w tej dziedzinie życia społecznego ochoczo zabrała się do zrobienia tego, o co oskarżała nie tak dawno oponentów.
Cięcia w podstawie programowej są obliczone na wychowanie idealnego konsumenta: bez tożsamości i historii, ale też pozbawionego umiejętności myślenia krytycznego w obliczu korporacyjnych mechanizmów reklamy i sprzedaży. Przy czym nawet w imię tej ni to lewicowej, ni to korporacyjnej ideologii, tnie się trochę na oślep, a często zupełnie bez sensu. Czasem motywacje jednak zaskakują jeszcze bardziej – oto o Wołyniu nie mówi się za bardzo, żeby nie było przykro uczniom z Ukrainy. Szkoda, że przez lata pedagogika wstydu elit III RP przyjmowała założenia odwrotne – miało być nam przykro, a im bardziej, tym nawet lepiej.