Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Miesiąc miodowy Tuska. Władza już zawodzi nawet swój elektorat

Działania nowej władzy w skrócie podzielić możemy na ofensywne i destrukcyjne. Do pierwszych zaliczyć możemy wszelkie działania wymierzone w opozycję i osoby utożsamiane z nią przez aparat rządzący – więźniów politycznych, niezależnych dziennikarzy, władze i pracowników mediów publicznych, powołanych w ostatnich latach sędziów, wiernych przepisom konstytucji prokuratorów. Za działania niszczące uznać należy likwidację Telewizji Polskiej i Polskiego Radia, decyzje kadrowe i zapowiedzi związane z budową Centralnego Portu Komunikacyjnego i elektrowni atomowych, reformy w edukacji i liczne inne kroki w dziedzinie kultury czy tradycji. Wiele z nich spotyka się z szeroką krytyką, co może przynieść zaskakujące konsekwencje.

Władza na czele z premierem Donaldem Tuskiem swoje porządkowanie państwa na autorytarną modłę rozpoczęła od mediów publicznych. Napotkała przy tym na zdecydowany opór, ale jednak nie był on zjawiskiem masowym. Szarpaniny w siedzibie PAP, długotrwała obrona budynku Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, batalia sądowo-trybunalska z nieuznawanymi przez władzę wyrokami to istotne punkty sprzeciwu wobec bezprawia, jednak widać, że wszystkie te koszty ekipa Donalda Tuska, Bartłomieja Sienkiewicza i Adama Bodnara jest gotowa ponieść, pewna wsparcia państwowego aparatu przemocy i życzliwej obojętności lub wręcz poparcia możnych tego świata. Ten, o czym coraz śmielej mówią jego przedstawiciele, w polskim eksperymencie z autorytaryzmem jako narzędziem przywracania demokracji, tudzież bezprawiem jako narzędziem przywracania praworządności, zaczyna dostrzegać wzór do naśladowania. Owszem, tuż po wyborach mogliśmy się śmiać z deklaracji padających z ust polityków nowej większości, mówiących o Polsce, dającej nadzieję całemu światu, jednak liberałowie rzecz traktują tym poważniej, im bardziej zagrożony jest ich monopol na władzę i rząd dusz. A że jest zagrożony, widać na każdym kroku. 

Pokusa wzięcia za twarz nie tylko oponentów 

Zjawisko to nie ogranicza się do państw, w których rządzą lub współrządzą siły polityczne bez koncesji europejskich salonów. W Niemczech społeczne protesty próbuje zagospodarować chadecja, ale w sondażach partie starego układu coraz słabiej bronią się przed AfD. Do wyścigu dołączają też inne partie, kwestionujące dotychczasowy układ. Protesty, słabo u nas relacjonowane w największych mediach, trwają w Irlandii, o czym często pisze redaktor Wojciech Mucha. We Francji narodowcy przebijają w badaniach kolejne szklane sufity, a w Stanach Zjednoczonych coraz bardziej możliwy wydaje się powrót do Białego Domu całkowicie nieprzewidywalnego Donalda Trumpa. To wszystko sprawia, że pokusa wzięcia społeczeństw w mocniejsze niż dotąd ryzy narasta. O tym zjawisku również w najbliższym numerze „Gazety Polskiej” opowiada Maciej Kożuszek. 

Na Polskę patrzą więc europejskie i światowe elity nie tylko jako klasowego prymusa, który nie tylko w lot odgaduje zachcianki samozwańczego pedagoga – on jeszcze gotów jest wraz z kilkoma łobuzami w jego imieniu zaprowadzić porządek. Nowatorskie rozwiązania za chwilę znajdą być może zastosowanie w całej szkole i tylko ogłupione społeczeństwa będą się zastanawiać, dlaczego właściwie traktowane są jak uczniowie, skoro umawiali się na demokrację, a nie na niekończący się kurs wciąż nowej interpretacji zagadnienia. Niektórzy obserwatorzy niekoniecznie związani z prawicą ostrzegają, że wkraczamy na bardzo niebezpieczną drogę. Kto raz posmakował władzy absolutnej, a przynajmniej stojącej ponad przepisami i zwyczajem, choćby nie wiadomo jak pięknie to uzasadniał, nie zrezygnuje z rozwiązań nadzwyczajnych nawet po osiągnięciu pierwszego celu.

Pojawienie się w takim sposobie uprawiania polityki przemocy wydaje się kwestią czasu. Zresztą przepychanki w siedzibach mediów, szarpanie posłów, wreszcie podejście do uwięzionych Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika pokazują, że ta groźna trucizna zaczyna się w naszym życiu publicznym przesączać bez poważniejszej reakcji. Ba, bez jakiejkolwiek reakcji spoza tych grup, których protesty władza wlicza w koszty i które jedynie utrzymują w rewolucyjnym wzmożeniu jej własny elektorat. 

Nie skończy się na PiS 

Przywołani wyżej krytycy nowej ekipy (przede wszystkich przychodzą na myśl Jan Maria Rokita i Rafał Ziemkiewicz) uważają, że nie będzie jej łatwo się zatrzymać. Próbujący temperować entuzjazm fanów Tuska internauci przekonują, że skoro można było wywlec posłów z immunitetem z Pałacu Prezydenckiego, tym bardziej uda się to zrobić z każdym, kogo władza wskaże. Sympatykom koalicji 13 grudnia to nie przeszkadza, ponieważ nie wyobrażają sobie siebie w tej roli, umiarkowani krytycy spodziewają się natomiast, że jeśli uda się KO i przystawkom jakaś pogłębiona rozprawa z PiS, przyjdzie kolej na inne stronnictwa. Może być to Konfederacja, która już poczuła na sobie pierwsze oznaki braku sympatii większości, a w nieodległej przyszłości np. Razem. Jednak błędem jest ograniczanie takich prognoz do świata polityki czy instytucji – tu lista celów jest długa, a ataki spodziewane wkrótce. Rewolucja po drodze, zgodnie ze swoim zwyczajem, pożerać będzie przecież i własne dzieci. 

Zajętym największymi bitwami łatwo umknąć może fakt narastania niezadowolenia części elektoratu dzisiejszej władzy na sygnalizowane działania destrukcyjne wobec inwestycji w atom czy CPK, a także branżowe niezadowolenie związane ze skalą podwyżek dla nauczycieli i tępą propagandą, mającą ukryć fakt, że są one mniejsze od obiecanych. Reakcja władzy na wszystkie te oznaki zniechęcenia sprowadza się na razie do wrzucenia wszystkich krytyków do jednego pisowskiego worka i intensyfikacji propagandy, co widać zwłaszcza w przypadku CPK. Gdy jednak słowami „PiS wyje” rządzący kwitują narzekania tak wiernego im elektoratu nauczycielskiego, sytuacja robi się poważna. Władza zdaje się kompletnie lekceważyć nastroje i ambicje swoich wyborców, wyrażane choćby w sondażowym poparciu dla tych inwestycji czy instytucji, z którymi Platformie Obywatelskiej nigdy nie było przesadnie po drodze. Oddzielną kwestią jest to, czy to niezadowolenie w jakikolwiek sposób będzie umiało wykorzystać PiS, które nie wiedzieć czemu z atutów tych tak słabo korzystało w ostatniej kampanii wyborczej. Jak rozmawiać z niezadowolonym zwolennikiem dzisiejszej władzy, który dotąd często PiS wręcz nienawidził, choć oczekiwał od jego konkurentów kontynuacji? To trudne zadanie domowe. Tymczasem jednak trzeba liczyć się z tym, że i te grupy, ku własnemu zdziwieniu, trafią do pęczniejącego grona osób uznawanych przez władzę za przeciwników. Proatomowi eksperci, zwolennicy budowy CPK jako działania prorozwojowego, eksperci do spraw bezpieczeństwa, zwolennicy wsparcia dla Ukrainy i przeciwnicy Rosji to wszystko osoby, które łatwo mogą narazić się władzy, kwestionują bowiem jej jawne i utajone priorytety i przyjęte przez nią kierunki działania. 

Tak wygląda pluralizm 

Dla krytyki czy nawet merytorycznej dyskusji nie ma tymczasem miejsca w mediach mainstreamu, o czym codziennie przekonują się widzowie rządowego dziennika „19.30” w nowym TVP Info. Dobrym przykładem może być tu „debata o CPK”, w której jedynego sprzyjającego budowie eksperta pytano o to, co mogłoby ten projekt zastąpić, a na wszystkie wypowiedzi otrzymał on około czterech minut. Kolejne zapowiedzi zwijania lub blokowania rozwoju państwa uderzają w grupy dużo szersze niż elektorat PiS. Często są to wręcz środowiska tradycyjnych wyborców liberalnych. 
W ramach politycznego eksperymentu bardzo szybko i oni trafić mogą do grona tych, którym odbiera się głos, a w dalszej perspektywie również swobodę organizacji czy prawo do posiadania reprezentacji politycznej. Skoro zaś, podejmując decyzje polityczne, osoby te nie zdawały sobie sprawy, że efekt wyborów uderzy w ich własny interes i aspiracje, trudno oczekiwać, by dziś miały już świadomość nadchodzących zagrożeń. Również dla nich.
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Karnkowski