„Każdy ma prawo nie jeść i nie pić” – przekazała na konferencji prasowej wiceminister sprawiedliwości Maria Ejchart, pytana o strajk głodowy Mariusza Kamińskiego. Tak właśnie wygląda Polityka Miłości 2.0 w wykonaniu rządu Donalda Tuska. Naga polityczna siła, polityczny triumfalizm, hipokryzja i cynizm maskowany prawami, także prawami człowieka. I póki co, próba punktowego uderzenia w Prawo i Sprawiedliwość – tak by nie rozsierdzić nikogo poza żelaznym elektoratem partii cieszącej się największym społecznym poparciem.
Jakiś czas temu na stronie Wyborcza.pl ukazał się artykuł Cezarego Michalskiego, zatytułowany „Rząd Tuska 2.0 – bardziej precyzyjna »polityka miłości«”. Publicysta dowodzi, że pierwsze działania nowego rządu pokazują, iż Donald Tusk przemyślał doświadczenie z lat 2007–2014 i zrozumiał, że Polsce potrzebna jest bardziej precyzyjna „polityka miłości”.
Miłość przez bicie, tak, żeby ludzie nie widzieli śladów – można w skrócie podsumować opisywaną przez Michalskiego Politykę Miłości 2.0. Napisałem zbyt mocno? Oddajmy głos autorowi: „Dzisiejsza, bardziej precyzyjna »polityka miłości« Tuska polega na twardym uderzeniu w centrum decyzyjne PiS. Na jak najszybszym odebraniu tej partii kontroli nad kluczowymi strukturami państwa, a także na zniszczeniu – za pomocą komisji śledczych i postępowań prokuratorsko-sądowych (w miarę odbierania funkcjonariuszom PiS i Suwerennej Polski kontroli nad służbami i prokuraturą) – wizerunkowej legitymizacji Kaczyńskiego i paru ludzi z jego najbliższego otoczenia”. Równie istotny jest kolejny fragment, przy zastrzeżeniu, że wciąż upłynęło zbyt mało czasu, by stwierdzić, czy jest tak faktycznie:
W pierwszej sprawie publicysta „Gazety Wyborczej” się nie myli. Jak wielu autorów organu prasowego polskiej zjednoczonej partii lewicowo-liberalnej wskazuje, że „demokratom nie może zadrżeć ręka”, jeśli chodzi o PiS. Nie jest to jeszcze retoryka Daniela Passenta i Jerzego Urbana z czasów stanu wojennego, którą celnie opisał przed dekadami Jacek Kaczmarski w „Marszu intelektualistów”. Kierunek wydaje się jednak słuszny i nieuchronny, bo w miarę budowy demokracji walka o pojednanie się zaostrza. Dość jednak drobnych złośliwości. Dla całej konstrukcji istotne jest to, czy Donaldowi Tuskowi w ramach Polityki Miłości 2.0 uda się zrealizować punkt drugi, czyli nie zrazić do siebie centroprawicowego, konfederackiego i okolicznościowego elektoratu. Tusk w najlepszym razie chce utrzymać go we własnej strefie wpływów, choćby z pomocą Trzeciej Drogi. Dwa scenariusze są jednak dla Tuska niebezpieczne: zobojętnienie wyborców na przekaz, który tak dobrze poznaliśmy w czasie długiej kampanii wyborczej.
I jawne odwrócenie się elektoratu od centrolewu – stopniowy wzrost wpływów PiS, jeśli partia nie ugnie się pod ciosami Polityków Miłości 2.0.
Michalski dobrze rozumie, w 2024 roku łapie to nawet libleft [liberalna lewica – przyp. red.], że socjalna frustracja może znów popchnąć wyborców i wyborczynie w ramiona partii Jarosława Kaczyńskiego. Dużym wyzwaniem będzie polityka migracyjna, którą Platforma Obywatelska zacznie wprowadzać raczej prędzej niż później. Nie mniejszym – dogadanie się z biznesowym, medialnym, oligarchicznym zapleczem koalicji 13 grudnia w sprawach społeczno-gospodarczych. Większy i mniejszy kapitał chce cięć w programie 800 plus, szczególnie zależy mu na tym, by wypchnąć z niego niepracujących, bo to pogorszy ich negocjacyjną pozycję z pracodawcami. W grę wchodzą także ulgi i przywileje dla większego biznesu, które zawsze w polskich realiach odbijają się czkawką mniej zamożnym Polkom i Polakom (wsparcie dla samozatrudnionych będzie się oczywiście świetnie sprzedawało PR-owo).
Program mieszkaniowy PO, oparty na kredycie zero procent, podniesie ceny mieszkań jeszcze bardziej niż tak krytykowany przez lewicowo-liberalne środowiska Bezpieczny Kredyt 2 procent (tak, to nie był dobry pomysł PiS). Pytanie, kiedy centrolew zdecyduje się posłać kasjerki do pracy w niedzielę.
I skutecznie tym zirytuje, co zaszkodzi również koalicjantom Platformy, pewnie bardziej Nowej Lewicy niż Trzeciej Drodze. Dodajmy do tego przyspieszającą dyskusję na temat wprowadzenia w Polsce euro, dla którego warunkiem sine qua non wydaje się siłowe przejęcie Narodowego Banku Polskiego przez kamarylę Tuska. W tej jednak sprawie lider biedakoalicji trafił na opór bardzo ważnych zachodnich instytucji ekonomicznych. I mocno spuścił z tonu – przynajmniej oficjalnie. Wprowadzenie euro byłoby wielkim prezentem dla unijnej oligarchii i niemieckich interesów w Polsce, ale skończyłoby się wzrostem cen. A mocny wzrost cen będzie ewidentną stałą w czasach rządów tuskowej koalicji – nawet przy niskiej inflacji.
Tyle że koalicja 13 grudnia nie może zbyt śmiało poczynać sobie w sprawach społeczno-gospodarczych. I to z trzech powodów. Pierwszy to wybory samorządowe, drugi – prezydenckie. A trzeci – kolejne wybory parlamentarne. Jeśli chodzi o te ostatnie, kampania wyborcza zacznie się z pewnością bardzo szybko. Przez najbliższe lata będziemy – a właściwie już jesteśmy – w permanentnej kampanii wyborczej. Dlatego Polityka Miłości 2.0 będzie rzeczywiście wymagała od Tuska strategii takiego bicia PiS, żeby ludzie wciąż klaskali, zamiast współczuć. I nikt chyba nie ma wątpliwości, że w tym tłuczeniu chętnie pomogą liderowi Platformy liberalno-lewicowe media. Nie tylko przyklaskując jego robocie i tłumacząc ją tłumom, lecz także podpowiadając coraz to nowe sposoby bicia. I napominając: „Niech demokratom nie zadrży ręka”.
Problem dla koalicji 13 w tym, że 11 stycznia w Warszawie udał się Marsz Wolnych Polaków. Faktem jest również gwałtowny wzrost popularności TV Republika, nawet przy próbach jej sekowania przez część wielkiego biznesu. Sieciowy komentariat dziś nie śmieszkuje już z „Kaczora-dyktatora”, jest wkurzony albo zdegustowany tym, co wyprawia nie tylko w sprawie mediów publicznych centrolewicowa władza. Jasne, twardy elektorat PO-Lewicy-Trzeciej Drogi kibicuje swoim. Ale nie udało się zbudować powszechnej narracji o „marszu milionerów” z mediów publicznych, w naprawdę mroźny dzień w środku tygodnia nie udało się zniechęcić ludzi do udziału w prawdziwie demokratycznej i wolnościowej manifestacji. Szyderstwa z rotacyjnych barierek ustawionych pod pustym Sejmem błyskawicznie obiegły Internet. Uśmiechnięta Polska uśmiechniętych policyjnych barierek – trafniej nie dało się pokazać hipokryzji bardzo brutalnych rządzących polityków, udających przed nami youtuberowych, postpolitycznych milusińskich.
Tusk to zobaczył. Zobaczył to Szymon Hołownia, ujrzeli to również „zniknięty” gdzieś w ostatnich dniach Władysław Kosiniak-Kamysz i Włodzimierz Czarzasty. Nie minęło jeszcze sto dni tej przemocowej władzy, a Tusk już zrobił z nich pionki w swojej brutalnej grze. Ale to ich problem – chcącemu nie dzieje się krzywda. Przy okazji – warto zwrócić uwagę na antytuskową retorykę Krzysztofa Bosaka, współlidera Konfederacji. Czyżby do narodowych liberałów zaczęło docierać, że dla znakomitej większości centroprawicowej opinii publicznej stali się pomagierami postkomunistyczno-lewicowej władzy?
Cezary Michalski przekonuje, że „ze starej »polityki miłości« w nowej praktyce Tuska i jego koalicjantów pozostało zrozumienie dla lęków wielu wyborców PiS czy Konfederacji”. Marsz 11 stycznia pokazał, że niekoniecznie. Pokazał, że PiS zamiast rozdzierać szaty nad straconą władzą, musi efektywnie wypracować strategię jej odzyskania. Ludzie muszą zrozumieć, że Polityka Miłości 2.0 to wyłącznie bicie jak popadnie. I to ku uciesze postkomunistyczno-liberalnych elit, upokorzonych tym, że w latach 2015–20023 znaczna część społeczeństwa nie chciała im czapkować. Polityka Miłości 2.0 uderza nie tylko polityków PiS, uderza w marzenia, przekonania, nadzieje, oczekiwania, obyczaje zwykłych, dobrych ludzi. Zobaczyliśmy to właśnie na ulicach tak często nieprzyjaznej PiS Warszawy. I z tego trzeba wyciągnąć wnioski.
JUŻ W KIOSKACH oraz prenumeracie elektronicznej❗️
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) January 17, 2024
📍 // https://t.co/OnIeddfVvX
📍// https://t.co/4iBN2D7fFX#GazetaPolska #Środa #tygodnik #media https://t.co/3BNiwL4MmI