„Dzięki Wojciechowi Łazarkowi moja kariera nabrała rozpędu. To był trener przez duże „T”, z najwyższej półki, a do tego wspaniały, dowcipny i wesoły człowiek” – powiedział o zmarłym w wieku 86 lat byłym selekcjonerze piłkarskiej reprezentacji Polski Jacek Grembocki.
„W swojej karierze miałem wielu trenerów, ale ze wszystkich zdecydowanie wybijali się Henryk Apostel, Antoni Piechniczek i właśnie Łazarek. To byli szkoleniowcy z innej, najwyższej półki. Z tego tercetu dodatkowo wyróżniłbym Łazarka. To była postać absolutnie nietuzinkowa – miał znakomity warsztat, był pełen pasji, dowcipny, wesoły i elokwentny. Reasumując – wspaniały człowiek oraz mój ulubiony trener. I to przez duże „T” – podkreślił Grembocki.
Wychowanek Lechii miał okazję poznać popularnego „Baryłę” kiedy ten w połowie lat 70. prowadził biało-zielonych.
„Kumplowałem się z jego starszym ode mnie o rok synem Grześkiem. Razem ćwiczyliśmy w trampkarzach u trenera Michała Globisza. Mieszkaliśmy niedaleko siebie i często gościłem u nich w domu na Osiedlu Wejhera w Gdańsku” - zdradził.
Łazarka i Grembockiego los zetknął 10 lat później, kiedy ten pierwszy ponownie objął Lechię.
„Wiele czasu, razem ze swoimi asystentami, czyli Bogusławem Kaczmarkiem i Michałem Globiszem, poświęcał młodym zawodnikom, którym ja też wówczas byłem. Po sobotnim meczu mieliśmy w niedzielę dodatkowe zajęcia. Ćwiczyliśmy technikę, graliśmy z trenerami na kortach w siatkonogę. Dbali o nas i rozwijali nasze umiejętności” – ocenił.
58-letni trener zapewnia, że Łazarek miał bardzo interesujące treningi, które odbywały się w specyficznej atmosferze.
Mnie one bardzo odpowiadały. Sporo było śmiechu, bo dominował żart i nie brakowało docinek. Trener Łazarek potrafił wytknąć błędy i niedociągnięcia, ale głównie w dowcipny i trochę szyderczy sposób, który nikogo nie poniżał. Do mnie to lepiej docierało niż klasyczna reprymenda. Wiadomo, że był autorem wielu popularnych i śmiesznych powiedzonek
– dodał.
Pochodzący z Łodzi szkoleniowiec potrafił także być stanowczy, zdarzało mu się również nie przebierać w słowach.
„Przekonałem się o tym kiedy wracaliśmy samolotem ze Szwajcarii z meczu Pucharu Lata. Miałem 20 lat i znajdowałem się w radzie drużyny, a starsi zawodnicy wiedzieli, że Łazarek mnie lubi i ma chyba do mnie słabość. Postanowili to wykorzystać i wysłali do trenera z postulatem, abyśmy dostali więcej dni wolnego. To co usłyszałem nie nadaje się do powtórzenia, ale dobitnie dowiedziałem się, gdzie jest moje miejsce. Poszło mi w pięty i błyskawicznie wróciłem na miejsce” – przyznał.
Popularny „Gremboś” nie ukrywa, że wiele Łazarkowi zawdzięcza.
Dzięki niemu moja kariera nabrała rozpędu. W Lechii zmienił mi pozycję i przestawił ze skrzydła na prawą obronę. Jestem mu za to wdzięczny, bo dzięki temu trafiłem do młodzieżowej reprezentacji Polski, przeszedłem też do Górnika Zabrze, występowałem w nim przez dziewięć lat i zdobyłem dwa mistrzostwa kraju. A za jego kadencji, 18 marca 1987 roku w wygranym w Rybniku 3:1 meczu z Finlandią, zadebiutowałem w seniorskiej reprezentacji
– przypomniał.
Na prawą obronę Grembocki został przestawiony zimą 1986 roku podczas zgrupowania na Węgrzech. Lechia grała sparing z Honvedem Budapeszt, a Polak krył samego Lajosa Detariego. Ze słynnym węgierskim pomocnikiem spotkał się ponownie we wrześniu 1987 roku w Warszawie w eliminacyjnym spotkaniu mistrzostw Europy 1988.
„Przed meczem Łazarek powiedział mi: doskakujesz do niego jak jastrząb i cały czas go dziobiesz. I tak 'dziobałem', że Detari bramki nie zdobył, a my wygraliśmy 3:2. A ligowy test na obronie przeszedłem w 1986 roku w Wałbrzychu w zremisowanym 0:0 spotkaniu z Górnikiem. Pilnowałem szybkiego Henryka Janikowskiego, którego syn Sebastian grał w USA w NFL i był znanym kopaczem. W drugiej potyczce pokonaliśmy u siebie w derbach 2:1 Bałtyk Gdynia, a ja pokonałem Andrzeja Czyżniewskiego pięknym uderzeniem z lewej nogi z 30 metrów” – stwierdził.
Grembocki zauważył, że o ile w Lechu Poznań Łazarek był niezwykle popularny i przyjmowany z najwyższymi honorami, o tyle w Lechii traktowany wręcz po macoszemu.
W Gdańsku był bardzo niedoceniany, nad czym ubolewam. Jego wiedza i doświadczenie, podobnie jak Jerzego Jastrzębowskiego czy też Michała Globisza, w ogóle nie były w tym klubie wykorzystane. Zresztą o człowieku często przypominamy sobie po śmierci, kiedy odszedł i nie ma go między nami. Wtedy też zastanawiamy się jak żył i czy nie potrzebował pomocy
– zakończył refleksyjnie.