Spośród 24 rosyjskich dokumentacji medyczno-sekcyjnych dotyczących 24 kobiet, które zginęły na pokładzie tupolewa, żadna nie opisuje śp. Anny Walentynowicz. W tej sprawie odbywa się dziś debata sejmowej komisji sprawiedliwości. Prokurator generalny Andrzej Seremet, zaproszony na posiedzenie, odmówił jednak przyjścia do Sejmu.
W grudniu 2013 r. "Gazeta Polska" ujawniła, że
dokumentacja przypisana do osoby pochowanej po ekshumacjach w grobie Anny Walentynowicz nie dotyczy bohaterki "Solidarności". Co więcej,
spośród 24 rosyjskich dokumentacji medyczno-sekcyjnych dotyczących 24 kobiet, które zginęły na pokładzie tupolewa, żadna nie opisuje śp. Anny Walentynowicz. Oznacza to, że już drugie ciało, które miało należeć do śp. Anny Walentynowicz, to inna ofiara katastrofy smoleńskiej.
W tej sprawie odbywa się dziś w Sejmie debata na posiedzeniu komisji sprawiedliwości. Zaproszony został na nią prokurator generalny Andrzej Seremet.
W odpowiedzi wysłał on jednak pismo, w którym zapowiada, że nie zjawi się w Sejmie.
"Uprzejmie informuję Panią Przewodnicząca [komisji], że już w trakcie mojego wystąpienia na 22. posiedzeniu plenarnym Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej w dniu 27 września 2012 r. przedstawiłem informację odnoszącą się również do kwestii będących przedmiotem posiedzenia Komisji" - usprawiedliwia się Seremet.
Prokurator generalny dodaje:
"Ponieważ przedstawione wówczas dane zachowały swą aktualność, są kompletne, szczegółowe i powszechnie dostępne, nie wydaje się zasadne ponowne ich osobiste przedstawianie przeze mnie w trakcie posiedzenia Komisji".
W tym samym piśmie Seremet twierdzi:
"Informuję Panią Przewodniczącą, że nie widzę konieczności osobistego udziału w posiedzeniu Komisji. Stanowisko w tym zakresie nie wynika bynajmniej z osobistej niechęci do współpracy z organami Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej. Uczestnictwo bowiem Prokuratora Generalnego w posiedzeniach Komisji Sejmowych w każdym przypadku zawiadomienia o ich przebiegu dezorganizowałoby pracę Prokuratora Generalnego i nie pozwalałoby na rzetelną realizację bieżących, ustawowych zadań stojących przed prokuraturą".
Gehenna bliskich Anny Walentynowicz trwa od lata 2012 r. To wtedy prokuratura okazała członkom rodziny Walentynowiczów rosyjskie akta medyczno-sekcyjne przypisane do legendarnej opozycjonistki.
– Od razu zorientowaliśmy się, że nie opisują naszej Babci. A to oznaczało, że niezbędna jest ekshumacja – opowiadał „Gazecie Polskiej” Piotr Walentynowicz.
Prokuratura przypuszczała, że doszło do zamiany zwłok, i że szczątki „Anny Solidarność” pochowano w Warszawie w grobie innej ofiary katastrofy, działaczki Rodzin Katyńskich Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej.
Ekshumacja szczątków z Gdańska potwierdziła spostrzeżenia rodziny. Zaraz jednak okazało się, że ciało wydobyte z grobu w Warszawie także wzbudziło duże wątpliwości syna i wnuka opozycjonistki. Janusz Walentynowicz widział zwłoki matki podczas identyfikacji w Moskwie.
Ciało było nieuszkodzone, twarz doskonale zachowana – z wyjątkiem małej ranki po zerwanym pieprzyku.
Opis ciała Anny Walentynowicz odbiega od stanu ciała wydobytego w Warszawie z grobu działaczki Rodzin Katyńskich.
Głowa tej ofiary była zmiażdżona, nie można więc było rozpoznać jej rysów. Janusz Walentynowicz zwrócił uwagę, że nie zgadza się także przebieg szwów po operacji wycięcia jednego z organów.
Źródło: niezalezna.pl,Gazeta Polska
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Grzegorz Wierzchołowski,Anita Gargas