Michał Rachoń „wtargnął na konferencję Donalda Tuska”, „wkroczył”, „zrobił burdę” – podawały media bliskie PO. Cóż takiego się stało przed siedzibą TVP? Ano dziennikarz zadawał pytania, wykorzystując ku temu konferencję prasową polityka. Zrobił dokładnie to, co mają w nawyku przedstawiciele TVN24 - pisze w "Gazecie Polskiej Codziennie" Grzegorz Wszołek.
Może nie jest to dla jakiegokolwiek lidera politycznego miłe, może nie tak wyobraża sobie konferencje prasowe. Ale tak już w Polsce jest często, że na wydarzeniach z udziałem najbardziej znanych polityków zjawiają się dziennikarze. I czasem zadają trudne pytania. Michał Rachoń chciał dowiedzieć się, za co były premier został nagrodzony przez kanclerz Angelę Merkel i państwo niemieckie najcenniejszą nagrodą nad Odrą – im. Karola Wielkiego. Oficjalnie przyznano ją za „porozumienie Polski z europejskimi partnerami”. W „Resecie” – na podstawie dokumentów zgromadzonych w MSZ – usłyszeliśmy, że Donald Tusk otrzymał laur za utrzymywanie dobrych relacji z Rosją w imię realizacji niemieckiej koncepcji, czego nie popsuła nawet katastrofa smoleńska. Z kolei w sprawie zaniedbań ws. śledztwa smoleńskiego opinia publiczna w latach 2010–2014 – z wyjątkiem najbardziej oddanych Tuskowi publicystów – była zgodna: wskazywano na liczne błędy, oddanie postępowania w ręce Rosjan i wytykano szusowanie ówczesnego szefa rządu na nartach w Dolomitach, gdy MAK ogłaszał kolejne kłamstwa o błędach pilotów i pijanym generale Andrzeju Błasiku. To polityczny podział sprawił, że dziś niektórzy nie napisaliby tego samego co dekadę temu, na podstawie tych samych faktów. Rachoń poza tym chciał podnieść kwestię podwyższenia wieku emerytalnego i planu obrony od linii Wisły. Na temat wojskowej strategii za czasów ministra Bogdana Klicha toczy się gorąca dyskusja od kilku dni.
Tusk ma powody, by Rachonia nie lubić. To dziennikarz, który krytykuje go od wielu lat. Ale Jarosław Kaczyński też ma rzeszę publicystów, którzy go nie cenią, a jeszcze w swoich tekstach obrażają – i nikomu do tej pory nie zagroził konsekwencjami karnymi z wizytą w prokuraturze na czele. Jeśli ktoś narusza czyjeś dobra osobiste, pozostaje droga sądowa i złożenie pozwu cywilnego. Zadawanie pytań, nawet trudnych lub politycznie niekorzystnych, nie może być powodem do obrażania i stosowania gróźb. A tak było podczas konferencji prasowej przed siedzibą TVP.
Po pierwsze, Rachoń usłyszał od Tuska, że jest „nieestetyczny”. Już ta uwaga ad personam jest przekroczeniem cienkiej granicy między nielubieniem kogoś, do czego w relacji polityk–dziennikarz obie strony mają prawo, a zwykłym chamstwem i zachęcaniem do wyśmiewania oponentów. Po drugie, lider KO zagroził Rachoniowi, ni mniej, ni więcej, jak tym, że w wolnej Polsce będzie siedział.
– Tego typu ludzie, którzy zakłócają między innymi konferencje opozycji, będą także odpowiadać karnie po wygranych wyborach – wypalił Tusk.
Na podstawie którego paragrafu z Kodeksu karnego? W jaki sposób złamał prawo na konferencji prasowej? Odpowiedź brzmi: nijak. Bo tu nie chodzi o konkrety i fakty, a rozdmuchanie negatywnych emocji do granic możliwości. Tusk pokazuje swojemu elektoratowi i niezdecydowanym, kogo nie tylko nie warto słuchać i oglądać, ale przede wszystkim, kim należy gardzić. W ten sposób uniknie odpowiedzi na wiele pytań, choćby tych, które padają w filmie „Reset”. Jeżeli Rachoń miałby trafić przed oblicze prokuratora i sądu za to, że przyszedł na konferencję prasową lidera i zaczął zadawać pytania – nawet nieproszony przez gospodarza – to oznaczałoby, że żyjemy w republice bananowej i bantustanie, a nie w państwie prawa, zgoda, że pełnym wad i niedoskonałości. Komicznie wyglądała za to scenka, w której w rolę ochroniarza Tuska wcielił się Michał Kołodziejczak – niegdyś sugerujący, że Polska za rządów PO „cofnęła się o kilkaset lat w rozwoju”. Czy Rachoń przyszedł przed siedzibę TVP, by pobić Tuska? Czy ubliżał liderowi PO? Używał wulgaryzmów?
Co zatem powinien zrobić Tusk, aby uniknąć straszenia fikcyjnym łamaniem prawa? Jeśli nie chciał konfrontacji z Rachoniem, mógł po prostu ograniczyć się do dwóch zdań komentarza i poprosić go, by opuścił konferencję. Wybrał jednak retorykę uprawianą przez najtwardszy elektorat, czyli Silnych Razem – z groźbą rzekomej odpowiedzialności karnej. Silni Razem polemizują z prawicowymi dziennikarzami i tzw. symetrystami, wybierając wariant siłowy. Często czytam opinie, że ktoś w „wolnej Polsce” spędzi czas za kratami, oczywiście bez podania łamanych przepisów. To taka nowa forma dyskusji, przypominająca „a ty jesteś głupi” z czasów szkolnych. Niewykluczone, że Tusk rzeczywiście jest pod wpływem hałaśliwej i destrukcyjnej dla debaty, ale tylko grupki w mediach społecznościowych, której się wydaje, że ma na coś wpływ w życiu publicznym. To tłumaczyłoby, dlaczego niedawno Sławomir Nitras musiał przepraszać napastliwego internautę za to, że silny razem obrażał publicystów zaproszonych przez PO na Campus Polska Przyszłości i nie zgadzał się, by największa partia opozycyjna miała z nimi coś wspólnego. Nitras ocenił, że krytyk używa języka nienawiści, ale szybko musiał połknąć własny język i grzecznie pokajać się przed hejterem. Przypadek?
Na moje pytanie zadane w sieci, co konkretnie złego zrobił Rachoń, poza tym, że reprezentuje TVP i jest utożsamiany z prawicą, nie padła żadna konstruktywna odpowiedź. Za to twardy elektorat KO bił Tuskowi brawo: „tak trzeba”, „propagandyści TVP”, „rozliczymy wszystkich z TVP”, „pisowcy” – to najczęściej przytaczane „argumenty” w komentarzach. Przyzwyczailiśmy się, że politycy uzurpują sobie prawo do wskazywania, kto jest dziennikarzem, a kto nie. Kto jest godzien z nimi rozmowy, a kogo można obrazić i jeszcze dodatkowo na niego poszczuć. I choć PiS nie jest w kwestii traktowania mediów świętoszkiem, to gdyby tak potraktowało Jakuba Sobieniowskiego albo Macieja Knapika na konferencjach prasowych partii rządzącej, ambasada USA otrzymałaby stos protestów od TVN i jego widzów. Jaka byłaby reakcja stacji z Wiertniczej, gdyby jeden z krewkich posłów Zjednoczonej Prawicy zagroził reporterowi, że zna adresy mieszkań?
Trzeba sobie powiedzieć wprost: sugestia, że Rachoń za zadawanie pytań będzie siedział w więzieniu, i pogróżki są niedopuszczalne. Nie tłumaczą tych scenek kampanijna bieżączka i temperatura politycznego sporu. Są granice, których nie wolno przekraczać. Nawet jeśli się ze sobą nie zgadzamy.
#GazetaPolskaCodziennie - Twój niezbędny przewodnik po najważniejszych wydarzeniach z kraju i ze świata. Jeśli szukasz rzetelnych informacji, pogłębionej analizy i interesujących artykułów, to czwartkowe wydanie #GPC jest właśnie dla Ciebie!
— GP Codziennie (@GPCodziennie) September 20, 2023
Czytaj na » https://t.co/1HYRtWiDJA pic.twitter.com/Awjh1ZSf0N