„Dalej siedziało dwóch panów na ziemi. Na jednym żupan był, skóra i kości. Drugi otyły (…) pełen w sobie wielmożności” – tak Juliusz Słowacki pisał w „Beniowskim” o dwóch wodzach. Gdyby jednak te słowa odnieść do bohaterów tego felietonu, musielibyśmy nieco spłaszczyć strofy i ująć to tak: „Dwóch fircyków w zalotach do mądrego narodu, pysznią się i puszą bez ogłady i skutku…”.
O kim mowa? Tu nikogo nie zaskoczę: przyglądam się przedwyborczym harcom dwóch liderów Platformy Obywatelskiej: Donalda Tuska i Rafała Trzaskowskiego. Prezydent Warszawy wsławił się ostatnio tym, że zatrudnianej przez siebie prawdopodobnej morderczyni księdza Blachnickiego praktycznie umożliwił nie tylko dobre zarobki, lecz także przygotowanie się do ucieczki w kierunku Nowej Zelandii.
Obaj panowie uosabiają całą przaśną mitologię środowiska dzisiejszej, koncesjonowanej w większości przez Berlin, opozycji wobec rządów Prawa i Sprawiedliwości. Można zresztą stwierdzić, że dzisiejsza opozycja w Polsce ma liderów takich, na jakich zasłużyła. Począwszy więc od żałosnego Szymona Hołowni, który nie tylko nie ma żadnego planu na siebie, lecz nawet sprawia wrażenie, jakby w polityce znalazł się wbrew swojemu pomysłowi na życie. Ludzie tacy jak Ryszard Petru, Janusz Palikot czy właśnie Szymon Hołownia pojawiają się w polskiej polityce bardziej za sprawą pomysłów dawnych służb specjalnych komunizmu niż zgodnie z własnymi pomysłami i wolą.
Postkomunistyczny lider dawnego ZSL-u – Władysław Kosiniak-Kamysz – ma tyle charyzmy co… zydel w kuchni. Piszę o nim „postkomunistyczny”, bowiem rodzina Kosiniaków to starzy wyjadacze beneficjów pochodzących jeszcze z PRL-u, a Władysław jest jedynie produktem tej nomenklaturowej familii. O Włodzimierzu Czarzastym trudno wypowiadać się bez drwiącego uśmiechu na ustach, pan Robert Biedroń nie tylko odstaje od normy (uznawanej przez większość obywateli naszego kraju), ale na dodatek nie grzeszy zbyt błyskotliwą inteligencją. Z tego właśnie powodu znów zajmuje się relacjami pomiędzy Trzaskowskim i Tuskiem, gdyż na opozycyjnym bezrybiu te właśnie dwa karasie i tak sprawiają wrażenie najbardziej potencjalnych i zdolnych do przewodzenia coraz mocniej rozgoryczonej i opanowanej marazmem grupie swoich zwolenników. Na dzisiejszej opozycji są i tak najbardziej wyrazistymi postaciami. Trzaskowski sprawiał wrażenie, jakby miał spory apetyt na to, by zastąpić coraz mniej przekonującego Donalda Tuska. Jednak mdławość i sybarytyzm prezydenta Warszawy nie stanowią na razie większego zagrożenia dla byłego „króla Europy”. Pomimo tego wielu młodszych dewotów antypisu właśnie jego chciałoby uczynić swoim frontmanem. Próbą wykreowania Trzaskowskiego były spotkania tzw. Campusu Polska. W tym roku doszło tam jednak do sporych swarów towarzyskich, gdy zasłużeni w opluwaniu patriotyzmu gwiazdorkowie TVN zostali potraktowani dość obcesowo i po prostu się obrazili, a wraz nimi obraziły się i takie przybladłe już mocno celebrysie, jak choćby Maciej Orłoś (w sieci idzie mu coraz gorzej, niewielu bowiem znajduje się takich, którzy chcieliby konsumować jego wątpliwej jakości i głębi wynurzenia). Trzaskowskiemu pozostały więc przywiędłe gwiazdeczki, które nie są przecież w stanie nadać jego działaniom nowej, młodej energii. Tusk jest tego świadom i z coraz większym spokojem przygląda się niemrawemu wierzganiu swojego potencjalnego konkurenta. Aby skupić na sobie więcej zainteresowania, przysposobił sobie, na wyborczą listę, wrzeszczącego o wiejskich sprawach chłopczyka, czyli lidera AgroUnii Michała Kołodziejczaka. Kołodziejczak tak intensywnie był lansowany przez TVN, że w jego wiejskie wpływy uwierzył i sam Tusk. Ten plan „ekumenizacji” PO nie przyniesie oczywiście tego, że wieś uwierzy w lisie uśmieszki gdańskiego cwaniaczka, ale w porównaniu z charyzmą Trzaskowskiego to i tak jest bardzo śmiały i energiczny ruch. Kołodziejczak obok Tuska na pewno jeszcze bardziej pogłębił rozziew pomiędzy Tuskiem i Trzaskowskim, bo ten drugi jest przecież emanacją ambicji i pretensji warszawskiego deptaka z Wilanowa, gdzie aż dymi od kompleksów i snobowania się na „nowoczesność i europejskość”. Histeryczne piski Kołodziejczaka na pewno nie dodadzą PO wiarygodności, jednak sprawiają, że stronnictwo Tuska zyskuje znaczną przewagę nad zmanierowanymi i śmiesznymi dla reszty kraju (poza „warsiawskimi” knajpeczkami) akolitami Rafała Trzaskowskiego. O paradoksie! Tusk przy Trzaskowskim wydaje się nawet politykiem bardziej naturalnym, zręcznym i swojskim niż rozleniwiony i pełen pretensji do nienależnych mu pozycji Trzaskowski. Rywalizacja starego, wyliniałego już co prawda lisa z nieco młodszym, ale kluchowatym pretendentem, to właściwie jedyne bardziej interesujące przejawy życia opozycji w czasie wyborczego sezonu.
❗️NOWY NUMER❗️#GazetaPolska: Anodina tuszowała #Smoleńsk, a teraz pomoże mordować Ukraińców
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) August 29, 2023
» więcej » https://t.co/P6zoug9c6E oraz https://t.co/OnIeddgtlv https://t.co/DuFAolOhmi