Didier Reynders, jeszcze do niedawna komisarz europejski ds. sprawiedliwości, ma problemy z prawem. Policja prowadzi śledztwo ws. prania pieniędzy - przeszukano mieszkania należące do polityka, a on sam był przesłuchiwany przez wiele godzin. To nie jedyna afera związana z eks-komisarzem. Za Reyndersem ciągnie się afera korupcyjna, poparcie dla Arabii Saudyjskiej wbrew głosom opozycji w kraju i członkostwo w organizacji non-profit należącej do rosyjskiego oligarchy, Olega Deripaski.
We wtorek belgijska policja pojawiła się w kilku miejscach związanych z pełniącym jeszcze do niedawna funkcję komisarza ds. sprawiedliwości Didierem Reyndersem. Służby wskazują, że zachodzi podejrzenie prania pieniędzy przy polityka. Chodzi o organizację National Lottery, na czele której stał w przeszłości. Przez blisko dekadę Reynders miał za pieniądze niejasnego pochodzenia kupować losy loteryjne, a potem zyski - już przeprane - przelewać na swoje konto.
Portal ftm.eu podaje, że przeszukań dokonano m.in. w prywatnych mieszkaniach Didiera Reyndersa, a eks-komisarz był przesłuchiwany do późnych godzin wieczornych we wtorek. Śledczy z działaniami czekali, że wygaśnie komisarski mandat Reyndersa, a to stało się w niedzielę.
W sierpniu 2023 r. ujawniono list Didiera Reyndersa do polskiego rządu. Pismo pochodzi z kwietnia 2023 r. - w nim eurokomisarz wyjawił swoje obawy w związku z procesem wyborczym. Belg krytykuje zmiany w sądownictwie, powstałe na skutek kompromisu Warszawy z Brukselą - wytknął powołanie Izby Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego w miejsce zlikwidowanej Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Był to zresztą jeden z kamieni milowych do uzyskania pieniędzy z KPO dla Polski.
"Ponadto w nowej ustawie powierzono Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego sprawy dotyczące przeniesienia sędziów Sądu Najwyższego w stan spoczynku. Istnieją jednak uzasadnione wątpliwości co do spełnienia przez te dwie izby Sądu Najwyższego wymogu niezależności w rozumieniu art. 19 ust. 1 akapit drugi TUE"
- pisał Reynders.
"Ponadto w nowej ustawie powierzono Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego sprawy dotyczące przeniesienia sędziów Sądu Najwyższego w stan spoczynku. Istnieją jednak uzasadnione wątpliwości co do spełnienia przez te dwie izby Sądu Najwyższego wymogu niezależności w rozumieniu art. 19 ust. 1 akapit drugi TUE" - dodał komisarz europejski.
"W szczególności Europejski Trybunał Praw Człowieka (zwany dalej „ETPC”) orzekł w sprawie (…), że skład Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego nie jest niezawisłym i bezstronnym sądem ustanowionym ustawą w rozumieniu art. 6 europejskiej Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności (zwanej dalej „EKPC”) ze względu na zasadniczą nieprawidłowość, która miała wpływ na proces powoływania tych sędziów. Obecnie 14 z 17 członków tej izby to osoby powołane do jej składu w procesie, w którym wystąpiła ta sama nieprawidłowość"
- grzmiał Reynders w innym fragmencie listu.
Opozycja od kilku miesięcy przekonuje, że wybory będą nieuczciwe, ponieważ rządzący mają przewagę w postaci spółek skarbu państwa i dostępu mediów publicznych. Pojawiają się w narracji polityków KO sugestie, że jeśli formacja Donalda Tuska nie wygra głosowania 15 października, to na skutek fałszerstw. Reynders w liście do polskiego rządu podziela te obawy. Jest jednak jednym z ostatnich polityków w Brukseli, który powinien zabierać głos ws. praworządności i legalności wyborów jeszcze przed ich organizacją.
Didier Reynders to m.in. szef minister finansów w gabinecie Guya Verhofstadta, innego przeciwnika PiS. Później w swoim kraju pełnił funkcję ministra spraw zagranicznych i obrony, był wicepremierem. W 2019 roku wybuchła afera wokół polityka. „L’Echo” oraz „De Tijd” szeroko opisywały jego starania o posadę eurokomisarza w Brukseli - były agent służb specjalnych Nicolas Ullens de Schooten publicznie oskarżył Reyndersa o korupcję oraz pranie brudnych pieniędzy i złożył doniesienie do prokuratury. Obrona funkcjonariusza wskazywała, że otoczenie autora listu do polskich władz zastraszało klienta, co było niegodne metod stosowanych w ramach demokracji. Ostatecznie śledczy nie znaleźli dowodów na popełnienie przestępstwa i umorzyli śledztwo. Philippe Engels, belgijski dziennikarz śledczy, napisał nawet książkę, poświęconą Reyndersowi pt. „Klan Reyndersa” - określa go jako polityka w gąszczu afer.
Portal "De Rijkste Belgen" opisywał szerokie kontakty Reyndersa z Olegiem Deripaską, rosyjskim oligarchą, przyjacielem Władimira Putina. W 2016 roku Rosjanin złożył wniosek o wydanie specjalnego paszportu, by dostać się na Cypr i poruszać się swobodnie po Europie. Przy okazji, cypryjskie organy ścigania sprawdziły, że w Belgii toczy się śledztwo wokół Deripaski - dotyczyło zakupu dzieł sztuki. Okazało się, że członkiem organizacji non-profit oligarchy jest… Reynders, natomiast szef jego gabinetu Jean-Claude Fontinoy był w niej dyrektorem generalnym. Jak czytamy w artykule dziennikarzy śledczych, Reynders i Fontinoy byli podatni na wpływy rosyjskich służb specjalnych. Prokuratura w Brukseli finalnie umorzyła śledztwo, prowadzone wokół prania brudnych pieniędzy w organizacji Deripaski w 2016 r.
To Reynders był ponadto orędownikiem wejścia Arabii Saudyjskiej do Komisji Praw Kobiet Organizacji Narodów Zjednoczonych. Gdy belgijski rząd w 2017 roku decydował, jak zagłosować w tej kwestii, właśnie on wraz z Michelem oszukał media i opozycję. Saudowie weszli do tzw. "genderowej" komisji ONZ, mającej dbać o interesy płci pięknej, choć prawo w Arabii jest niezwykle brutalne - i to na skalę światową - wobec kobiet. Ówczesny premier Charles Michel przeprosił za decyzję swojego gabinetu.
"Powstaje pytanie o możliwą rezygnację Didiera Reyndersa, który wczoraj podczas obrad komisji spraw zagranicznych okłamał nas, mówiąc, że nie wiedział o głosowaniu. To skandal!"
- cytował oburzonych polityków opozycji "Le Soir".
Reynders nie tylko wyraża obawę o legalność wyborów parlamentarnych w Polsce. Krytykował zmiany w sądownictwie, pomysł powołania komisji ds. zbadania rosyjskich wpływów i co jakiś czas grozi Warszawie sankcjami finansowymi w związku z praworządnością.