GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

Euroafera u Bieńkowskiej. Minister zastoju regionalnego

Milionowe kontrakty z firmą znajomego ministra Nowaka, umowy ze spółką, której wiceprezes został zatrzymany przez CBA, zarzuty działania na szkodę interesu publicznego i fałszowania dokumentac

Tomasz Adamowicz/Gazeta Polska
Tomasz Adamowicz/Gazeta Polska
Milionowe kontrakty z firmą znajomego ministra Nowaka, umowy ze spółką, której wiceprezes został zatrzymany przez CBA, zarzuty działania na szkodę interesu publicznego i fałszowania dokumentacji dla wysokiego urzędnika resortu – to wszystko, jak pisze "Gazeta Polska", działo się w ostatnich latach w ministerstwie hołubionej przez mainstreamowe media wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej.

Elżbieta Bieńkowska stała się pupilką mainstreamowych mediów. W dniu tzw. rekonstrukcji rządu prezenterka TVN stwierdziła, że „trudno się nie zachwycać minister Bieńkowską”, potem nowa wicepremier trafiła na okładkę „Gazety Wyborczej” jako „premiera Bieńkowska”, a Tomasz Lis na okładce „Newsweeka” przedstawił ją w koronie jako Elżbietę I.

Miliony dla kolegów Nowaka

O tym, że trudno nie zachwycać się minister Bieńkowską, przekonani są z pewnością przedstawiciele firmy Cam Media, której wiceprezes to dobry znajomy Sławomira Nowaka. Wartość umów, jakie ta spółka podpisała w latach 2008‒2013 z Ministerstwem Rozwoju Regionalnego (MRR), to prawie 12 mln zł. Cam Media, której głównym akcjonariuszem jest tajemnicza luksemburska spółka Cam West (jak ustaliła „GP”, jej menedżerami są ludzie urodzeni w Maroku), była za pieniądze resortu Bieńkowskiej „wykonawcą” II, III i IV edycji Forum Funduszy Europejskich. W 2009 r. firma znajomego Nowaka wygrała przetarg na przygotowanie i przeprowadzenie ogólnopolskiej kampanii informacyjno-promocyjnej Programu Operacyjnego „Innowacyjna Gospodarka”. Jak sprawdziliśmy, w 2013 r. spółka znajomego ministra dostała z tego samego programu, który promowała (!), dofinansowanie w wysokości niemal 300 tys. zł ‒ na „wdrożenie systemu klasy B2B w celu realizacji działalności w modelu przedsiębiorstwa wirtualnego”. Inne zlecenia dla Cam Media z resortu Elżbiety Bieńkowskiej to organizacja wydarzenia podsumowującego zakończenie wdrażania Narodowego Planu Rozwoju 2004‒2006, zorganizowanie konferencji podsumowującej I edycję Mechanizmów Finansowych oraz organizacja panelu konferencyjnego „Fundusze nie tylko z Unii”.

Wśród firm wygrywających przetargi organizowane przez Ministerstwo Rozwoju Regionalnego była też spółka Netline Group ‒ główny antybohater największej afery korupcyjnej III RP (jak określa tzw. infoaferę CBA). Według śledczych, wiceprezes Netline Janusz J. odpowiada za procedery korupcyjne w MSWiA i Komendzie Głównej Policji. Miał on też stać za zmowami przetargowymi w MSZ (przetarg na obsługę prezydencji wart 34 mln zł wygrało wówczas konsorcjum, którego członkiem były m.in. Cam Media). Spółka Netline Group za dostarczenie oprogramowania do MRR dostała z resortu prawie pół miliona złotych.

We wrześniu 2012 r. do resortu Bieńkowskiej wkroczyło na polecenie Prokuratury Okręgowej w Warszawie Centralne Biuro Antykorupcyjne. Zatrzymano jednego z pracowników ministerstwa, który dostał zarzut podżegania do przekroczenia uprawnień. Jak informowało radio RMF, agenci CBA zabezpieczyli w resorcie dokumenty i sprzęt komputerowy, a „zatrzymany nie zajmuje wysokiego stanowiska w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego”.

„Gazeta Polska” ustaliła jednak, że chodzi o bardzo ważną osobę, mianowicie o Krzysztofa S., dyrektora Departamentu Przygotowania Projektów Indywidualnych. W prokuraturze dowiedzieliśmy się, że podwładny Elżbiety Bieńkowskiej usłyszał dwa zarzuty: niedopełnienia obowiązków służbowych i działania na szkodę interesu publicznego oraz fałszowania dokumentacji.Akt oskarżenia w tej sprawie skierowaliśmy do sądu w czerwcu 2013 r. ‒ poinformował nas rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Przemysław Nowak.

Nadstawiając cudzą głowę

Media i politycy PO chwalący Elżbietę Bieńkowską podkreślają przede wszystkim jej sprawność w pozyskiwaniu środków unijnych. Można się więc było spodziewać, że wystąpienie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego obrazujące prawdziwy stan wydatkowania funduszy z Unii spowoduje natychmiastową reakcję rządu. „Prawie każde zdanie wypowiedziane przez Jarosława Kaczyńskiego o wykorzystaniu pieniędzy unijnych było nieprawdziwe, a na sprostowanie wszystkich zarzutów nie wystarczyłoby życia” – brzmiała odpowiedź rzecznika MRR.

Problem w tym, że analiza sposobu wydatkowania funduszy unijnych każe przyznać rację liderowi opozycji. Największym problemem jest groźba niewykorzystania pieniędzy unijnych na konkretne projekty. ‒ Grozi nam utrata unijnego finansowania na kolej ‒ mówi „GP” Zbigniew Kuźmiuk, poseł PiS. ‒ Wykorzystano zaledwie 60 proc. wydatków na ten cel. A więc możemy stracić 8 mld zł. Fatalnie wygląda finansowanie budowy autostrad i dróg ekspresowych. Hiszpania była w tej dziedzinie prymusem, a inwestycje drogowe przyczyniły się do rozwoju tamtejszych prywatnych firm. U nas na odwrót ‒ powstała zaledwie część zapowiadanych inwestycji, duże firmy budowlane padły. W większości były to przedsiębiorstwa polskie, ale zbankrutowała też austriacka Alpine Bau ‒ twierdzi Kuźmiuk. Zdaniem parlamentarzysty, kolejnym przykładem marnowania pieniędzy unijnych jest niewykorzystywanie środków na internet szerokopasmowy. Do jesieni 2013 r. zbudowano zaledwie 1300 km sieci szerokopasmowych, a więc mniej niż 10 proc. założonego projektu.

Według PiS, w razie utrzymania obecnego tempa wydawania środków europejskich Polska nie zdąży wydać funduszy przyznanych nam na lata 2007‒2013. Ale minister Elżbieta Bieńkowska w Radiu Zet stwierdziła, że fundusze unijne nie są zagrożone. ‒ Ręczę obiema rękami i głową, że nie stracimy tych środków ‒ przekonywała. A rzecznik Ministerstwa Rozwoju Regionalnego Piotr Popa uspokaja, że środki unijne mogą być rozliczane do końca 2015 r. Zdaniem opozycji, urzędnik mówi jednak tylko część prawdy. ‒ Faktycznie, rozliczenie środków unijnych musi nastąpić do końca 2015 r. Chodzi jednak o rozliczenie całości inwestycji. Jej zakontraktowanie musi nastąpić do końca 2013 r. W przeciwnym razie inwestycja nie może być zrealizowana ‒ tłumaczy Kuźmiuk. ‒ Oczywiście może być tak, że rząd liczy na przychylność Komisji Europejskiej, która przymknie oko i zgodzi się na kontraktowanie w późniejszym terminie bądź przesunięcie inwestycji. Jednak byłby to precedens, wyjątek od reguły. Dlatego obawy opozycji są uzasadnione ‒ przekonuje.

Ponadto problem z rozliczeniem w 2015 r. będzie miał już kolejny rząd. A więc Elżbieta Bieńkowska, ręcząc za pełne wykorzystanie środków unijnych, nadstawia prawdopodobnie cudzą głowę.

Więcej w najnowszym wydaniu tygodnika „Gazeta Polska”.

 



Źródło: Gazeta Polska

Przemysław Harczuk,Grzegorz Wierzchołowski