Niemcy zaczynają przyznawać, że podobnych mieszkań jak to w Monachium, gdzie znaleziono cenne działa sztuki zrabowane przez hitlerowców w czasie II wojny światowej, jest dużo więcej. Ponadto telewizyjna debata z udziałem jednej ze spadkobierców, prawnikiem, byłym ministrem kultury, publicystami i znawcami sztuki unaoczniła, że Niemcy mają poważny problem z ewentualnym oddaniem zrabowanych dzieł ich prawowitym właścicielom.
Po tym, gdy w monachijskim mieszkaniu pewnego 80-latka służby celne odnalazły prawdziwy skarb w postaci dzieł sztuki z okresu klasycznego modernizmu, w Niemczech rozgorzała dyskusja jak postępować.
Zastanawiano się, czy w ogóle nie przejmować się pierwotnymi właścicielami i obecnie ujawnione dzieła pozostawiać ich dzisiejszym posiadaczom (często spadkobiercom najbliższych współpracowników Hitlera), czy też oddawać zrabowane dzieła sztuki tym, do których należały przed rabunkiem. Dyskusja na ten temat na dobre rozgorzała w programie znanego dziennikarza telewizyjnego Guenthera Jaucha. Zastanawiano się kto ma teraz prawo do zrabowanych wcześnie dzieł sztuki, zarówno z punktu widzenia obowiązującego prawa, jak i moralnego aspektu całego problemu. Warto przypomnieć, że w odróżnieniu od takich krajów jak: Francja, Holandia, Austria czy także Szwajcaria, w Niemczech nie ma ustawy znoszącej przeniesienie prawa własności, nabytego w latach nazizmu czyli 1933-1945.
Niemcy przyznają... jest tego więcej
Biorący udział w telewizyjnej dyskusji historyk sztuki i publicysta Stefan Koldehoff przyznał, że sprawa skarbu odnalezionego w mieszkaniu Corneliusa Gurlitta to tylko wierzchołek góry lodowej, bowiem jego zdaniem takich mieszkań jest w całych Niemczech setki.
Według historyka na terenie kraju można znaleźć tysiące zrabowanych dzieł sztuki. Pogląd ten podziela wielu historyków sztuki, oraz spadkobierców rodzin ograbionych w latach 30. i 40. „Deutsche Welle” cytuje historyka sztuki, który twierdzi, że nie można wykluczyć, iż Cornelius Gurlitt do składowania obrazów oprócz mieszkania używał też wolnocłowych magazynów w Szwajcarii i sugeruje, że być może do dzisiaj znajdują się tam kolejne dzieła sztuki.
Czyje są dzisiaj?
Zgodnie z niemieckim prawem obecni posiadacze np. zrabowanych w czasie II wojny światowej obrazów mają do nich pełne prawo. Przedawnienie okazuje się przeszkodą w odebraniu przez prawowitych właścicieli obrazów zrabowanych przez nazistów w latach 30. i 40. Niemiecki historyk sztuki Ralph Jentsch twierdzi, że w sprawie skarbu Gurlitta niemiecki rząd nie ma innego wyjścia, jak tylko odkupienie części obrazów i to po uczciwej cenie.
Podczas debaty telewizyjnej uznano, że obecne prawo jest nieuczciwe w stosunku do pierwotnych właścicieli i w praktyce nie pozwala na inne działanie, jak tylko pozostawienie dział sztuki obecnym posiadaczom. W ocenie większości uczestników debaty całą sprawa z moralnego punktu widzenia jest dość wątpliwa i po raz pierwszy publicznie podły propozycje, aby prawo zmienić. Jeden z prawników zaproponował nawet, aby zmiany prawne m.in. umożliwiły spadkobiercom wgląd do zamkniętych dzisiaj dla nich archiwów znajdujących się w muzeach i galeriach.
Pokażcie, co macie w archiwach
Bardzo podobne propozycje zgłaszał
w rozmowie z portalem niezalezna.pl berliński adwokat Stefan Hambura, który apelował do polskiego rządu o zaangażowanie się w kwestię ewentualnego odnalezienia w Niemczech i odebrania zrabowanych w Polsce, w czasie wojny, dział sztuki. Mecenas Hambura podkreśla, że już najwyższy czas, aby rozpocząć rozmowy na ten temat na najwyższym szczeblu.
- Niech minister Radosław Sikorski, wraz z ministrem Bogdanem Zdrojewskim zaczną działać. Jest to właśnie dla nich zadanie, ale wcześniej musi odbyć się rozmowa na ten temat między szefami rządów Angelą Merkel i Donaldem Tuskiem, bowiem bez najwyższego poparcia politycznego nie uda się nic w tej kwestii zdziałać – tłumaczy mec. Hambura, dodając, że tak szybko jak to możliwe należy stworzyć zespół polskich ekspertów, składający się m.in. z historyków, historyków sztuki, prawników, który rozpocząłby rekonesans po wszystkich niemieckich muzeach i to nie tylko na wystawach, ale także w muzealnych magazynach.
Źródło: niezalezna.pl
Waldemar Maszewski