Objęcie przez komisję ds. zbadania wpływów rosyjskich w Polsce także okresu rządu PiS jest odpowiedzią na narrację opozycji o rzekomej prorosyjskości partii rządzącej - wskazywał w Telewizji Republika prof. Piotr Grochmalski. W jego ocenie, najbardziej oczywistym dowodem na to, kto jest prorosyjski, jest fakt, że "Tusk jako jedyny liczący się polityk, rzekomo liczący się, nie był w Kijowie od początku wybuchu wojny". - Coś przeszkadza mu w tym fakcie tak oczywistym - dodał.
Sejm odrzucił senackie weto ws. powołania komisji do spraw zbadania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne RP w latach 2007-2022, a prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę. Oznacza to, że komisja powstanie, a jej pierwszy raport ma powstać we wrześniu. Powstaniu komisji mocno sprzeciwia się opozycja, choć komisja ma badać także okres rządów PiS - o czym dyskutowano w wieczornym programie "W Punkt" w Telewizji Republika.
Gość "W Punkt", prof. Piotr Grochmalski zwrócił uwagę na książkę Anne Aplebaum (żony Radosława Sikorskiego), która "miała lansować Tuska przed wyborami".
Ta książka w bardzo mocny sposób podkreśla radykalną prorosyjskość ekipy rządzącej obecnie, w związku z tym zakreślenie tych ram, że obejmuje ono w ramach tego obszaru zarówno rządy PO, jak i PiS, jest odpowiedzią na tego typu narrację. Jeśli rzeczywiście tak jest, to PO ma szansę udowodnienia tej tezy, która miała być jedną z kluczowych tez przygotowanych przez Tuska jeszcze przed wybuchem agresji Rosji na Ukrainę.
Kto więc tak naprawdę jest prorosyjski? "Najbardziej oczywistym dowodem jest fakt, że Tusk jako jedyny liczący się polityk, rzekomo liczący się, nie był w Kijowie od początku wybuchu wojny. Coś przeszkadza mu w tym fakcie tak oczywistym" - wskazał prof. Grochmalski w rozmowie z Katarzyną Gójską.
Istnieje zaskakująca współzależność. Decyzja o tym, że Donald Tusk pojawi się w Polsce, jest dziwnie skorelowana z wojną hybrydową. Tusk z hasłem ataku na "państwo pisowskie" pojawia się w momencie, gdy mamy do czynienia z istotnymi elementami destabilizacji polskiej granicy
Prowadząca program zwróciła uwagę na zaskakującą politykę ekipy Tuska po tragedii smoleńskiej, gdzie promowany był reset z Rosją, "jaka ona jest" (to słowa samego Donalda Tuska), czyli już wtedy ludobójczą. Dodała, że można odnieść wrażenie, iż po śmierci delegacji z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele na ziemi rosyjskiej, ten reset i gotowość na podporządkowanie się interesom Moskwy dostało nowego przyspieszenia, a przez ówcześnie rządzących "dociskany był pedał gazu".
Przyspieszenie resetu po Smoleńsku negatywnie ocenił prof. Grochmalski.
To był porażająco głęboki reset, jaki nastąpił w relacjach polsko-rosyjskich. Jak ktoś się zastanawia nad tym gestem, który został utrwalony, to sympatyczne zdjęcie Putina z Donaldem Tuskiem, z żółwikami, to warto pamiętać, że oni się trzy dni wcześniej w tym samym miejscu spotkali
Na pytanie, czy można połączyć Smoleńsk z tym, co obecnie dzieje się na Ukrainie, Grochmalski przypomniał, że w 2016 i 2018 roku pojawił się duży raport z najbliższego otoczenia Putina, który wskazywał, że trzeba fizycznie zniszczyć koncepcję Trójmorza dlatego, że ona jest strategicznie groźna dla Rosji.
- W istocie, to jest realizacja tego testamentu prezydenta Kaczyńskiego. To właśnie realizacja tej strategii była śmiertelnym zagrożeniem dla planów Putina, dla planów Rosji. To jest oczywiste, jeżeli uważnie prześledzimy dokumenty i wypowiedzi Putina przez cały okres jego władzy, to ta logika jest oczywista. Polska dziś jest kluczem dla bezpieczeństwa europejskiego wspólnie z Ukrainą, jest gwarantem wsparcia dla Ukrainy - podkreślił gość "W Punkt".