Objeżdża Polskę i opowiada ludziom, że PiS sfałszuje wybory. Później zapewnia, że to spotkani mu o tym mówią. Donald Tusk, nie dość, że wraz z Komitetem Obrony Demokracji chce samemu policzyć głosy, to jeszcze twierdzi, że "gdyby miało dojść do dramatycznych zdarzeń w wykonaniu tej władzy", to wyciągnie ludzi na ulice.
"Moim celem nie jest uspokajanie ludzi, wręcz przeciwnie - chcę pobudzić ich do walki, determinacji, pójścia na wybory. Ale jeszcze nie jedno łajdactwo, przestępstwo, łamanie prawa i Konstytucji będzie miało miejsce do wyborów. PiS użyje wszystkich, także bezprawnych narzędzi, żeby nie oddać władzy"
Polityk zadeklarował, że "każdy, kto przyczyni się do zniekształcenia wyniku wyborów" będzie odpowiadał karnie. To właśnie dlatego - jak wyjaśnił - "buduje wielką armię mężów i dam zaufania", wraz z Komitetem Obrony Demokracji, na której czele stanie... Sławomir Nitras. "To po to, aby oni nam tych wyborów nie ukradli" - zapewnił. Odnosząc się do zwołanego przez siebie marszu na 4 czerwca, powiedział, że jest to po to, aby "PiS, Kaczyński, cała ta ekipa zobaczyli, że ich czas dobiega końca".
"Opozycja potrafi zmobilizować ludzi i zmobilizujemy ich jeszcze więcej, jeśli będzie trzeba, gdyby miało dojść do dramatycznych zdarzeń w wykonaniu tej władzy. Przecież ja słyszę każdego dnia, jak jestem w Polsce - czy oni nam nie zrobią stanu wyjątkowego, czy oni nam nie sfałszują wyborów. Ludzie o to bez przerwy pytają, taką reputację ma dziś Kaczyński i ta ekipa"