Wizyty prezydenta Joego Bidena w Kijowie i Warszawie były: sygnałem dla Kremla, że USA nie odstąpią Ukrainy (skala zaangażowania ich prestiżu w zwycięstwo Kijowa czyniłaby z klęski Ukraińców porażkę Waszyngtonu, podważałaby wiarę w jego potęgę i uruchomiła jej testowanie przez wrogów USA na całym świecie);
Świadectwem, że integracja wschodniej flanki NATO w ramach Bukareszteńskiej Dziewiątki, ukierunkowana na pomoc dla Ukrainy i zatrzymanie Rosji, ma poparcie USA; wskazaniem, że wojna na Ukrainie rozstrzyga także o losie Białorusi i Mołdawii; przypomnieniem, że każdy cal terytorium NATO będzie broniony; uznaniem, że Polska jest zdolna (o czym świadczą jej intensywne zbrojenia i potencjał) i w odróżnieniu od Niemiec (których Biden nie odwiedził) chętna przyjąć wraz z Ukrainą, państwami bałtyckimi, Czechami, Słowacją, Rumunią, Finlandią i Szwecją rolę bariery antyrosyjskiej, która doinwestowana zbrojeniowo przez USA zapewni NATO stabilizację na froncie europejskim i zwolni część zasobów amerykańskich do zadań na Dalekim Wschodzie. Polskę i USA łączy interes strategiczny. Polska chce złamać imperializm Rosji, a USA chcą, by Rosja, sojusznik Chin, stała się dla Pekinu bezwartościowym obciążeniem.