Norwegia zarobiła ogromne pieniądze na kryzysie energetycznym. Brytyjski dziennik "Guardian" informuje, że coraz częściej ze strony norweskich polityków słychać głosy, iż środki te powinny być wydane na pomoc innym państwom.
W maju podczas spotkania z młodzieżą premier Mateusz Morawiecki zwrócił uwagę na to, że przez rosyjską agresję na Ukrainę zyski Norwegii ze sprzedaży paliw kopalnych będą w 2022 roku rekordowo wysokie, a państwo to powinno rozważyć, czy nie lepiej jest się nimi podzielić. Ta krótka wypowiedź wywołała burzę wśród polskiej opozycji i sympatyzujących z nią mediów. "Guardian" informuje jednak, że takie głosy stają się w Norwegii coraz częstsze, a debaty o tym nie będzie można unikać w nieskończoność.
Zyski Norwegii – która już przed wojną była jednym z najbogatszych państw na świecie - faktycznie były ogromne. Rosyjska inwazja, sankcje i szantaż energetyczny Kremla sprawiły, że Norwegowie stali się głównym dostawcą gazu dla Europy. Norweskie ministerstwo finansów oszacowało, że zarobili w zeszłym roku 113 miliardów euro na sprzedaży węglowodorów – co oznacza, że gdyby te zyski podzielić po równo między wszystkich 5,4 miliona mieszkańców tego państwa, to każdy dostałby ponad 20 tysięcy euro. W 2023 r. mogą zarobić jeszcze więcej, szacunki mówią o 130 miliardach, pięciokrotnie więcej niż zarobili w 2021.
Dla wszystkich jest jasne, że takie zyski nie byłyby możliwe, gdyby nie agresja na Ukrainę i jej globalne skutki. Głosy, że zarabianie w ten sposób nie jest całkiem moralne, też nie są w Norwegii niczym nowym. „Oczywiście, że te pieniądze nie są nasze. Należą do ofiar tej wojny” - napisała już w czerwcu Kalle Moene, profesor ekonomii uniwersytetu w Oslo. Wezwała do utworzenia specjalnego międzynarodowego funduszu pomocy Ukrainie i państwom, które cierpią z powodu efektów rosyjskiej agresji, jak np. Jemen, i przeznaczenia na to 100 miliardów euro. Jej felieton nie odbił się wtedy zbyt szerokim echem, ale "Guardian" zauważa, że podobne postulaty coraz częściej pojawiają się w norweskiej debacie publicznej.
W pierwszej połowie XX wieku Norwegia była jednym z biedniejszych państw Europy. Zmieniło się to dopiero pod koniec lat sześćdziesiątych, kiedy odkryto ogromne złoża w swoich wodach terytorialnych Morza Północnego. Rząd bał się jednak, że zyski z ich wydobycia spowodują, iż Norwegia padnie ofiarą tzw. klątwy surowców, jak ekonomiści nazywają sytuację, w której zyski z surowców naturalnych prowadzą do negatywnych efektów jak upadek demokracji i pogłębienie podziałów społecznych. Bali się także, jak na ich gospodarkę wpłyną zmienne ceny. Zdecydowano więc, że te pieniądze będą trafiać na specjalny fundusz, który będzie je inwestował.
Dzisiaj Norweski Państwowy Fundusz Emerytalny – Globalny (SPU), zwany dawniej Funduszem Ropy Naftowej, to prawdziwy gigant. Pod koniec 2021 roku był wart 1,19 biliona dolarów, po ćwierć miliona dolarów na każdego Norwega. Pozwala on rządowi na finansowanie bardzo hojnego socjalu i daje zabezpieczenie przed nagłym kryzysem. "Guardian" zauważa, że jego niewątpliwy sukces sprawia, iż politycy wolą nie rozmawiać o niczym, co mogłoby mu zaszkodzić.
Innym problemem jest to, że z powodu tego unikalnego systemu sami Norwedzy nie zobaczyli nic z tych rekordowych zysków. Wprost przeciwnie – paradoksalnie państwo to też przechodzi przez kryzys energetyczny. Unikalna geografia tego państwa sprawia, że ponad 90 proc. ich potrzeb energetycznych jest zaspokajana przez hydroelektrownie.
Latem zeszłego roku opady były jednak rekordowo małe, co razem z wzrostem kosztów energii z importu sprawiło, że rachunki i koszty życia zauważalnie wzrosły.
"Guardian" zauważył jednak, że te problemy nie sprawiły, iż Norwegowie chcą ograniczenia pomocy międzynarodowej. Wprost przeciwnie, postulat utworzenia specjalnego funduszu solidarnościowego cieszy się coraz większym poparciem wśród tamtejszych polityków. Ten postulat poparli już nie tylko Zieloni i Chrześcijańscy Demokraci, ale także Socjalistyczna Lewica, której poparcie jest kluczowe dla mniejszościowego rządu – i która doprowadziła do tego, że w tym tygodniu parlament będzie debatował nad zwiększeniem pomocy zagranicznej do dawnego poziomu. „Naszym stanowiskiem jest to, że powinniśmy się podzielić chociaż częścią zysków” - powiedziała rzecznik tej partii - „Niestety, wojna jest dobra dla przemysłu petrochemicznego i gazowego. W Norwegii nie ma w tym temacie kolektywnej ciszy”.