Rzeczywiście gdybyśmy zapisali w przepisach punkt 137 tego wyroku, to oświadczenie 30 sędziów Sądu Najwyższego nie miałoby żadnej racji bytu. Nawet według TSUE przekroczyli oni wszelkie standardy. Po pierwsze, bezczelnie łamią prawo. Po drugie, faktycznie odmawiają sprawowania swojej funkcji. Teoretycznie więc nie powinno być to ością niezgody. Nie sądzę, by fakty miały jakiekolwiek znaczenie. Obstawiam, że próba wprowadzenia do prawa zaleceń TSUE zakończy się kolejną wewnętrzną awanturą.
Zresztą już jej zapowiedzią była reakcja Michała Wawrykiewicza, który w ubiegłym roku postanowił ocenić projekt PiS-u, do którego teza 137 została przepisana. Znany obrońca sądów uznał to za robotę legislatora-przedszkolaka. Najprawdopodobniej wszystko co osiągniemy, to tylko nabierzemy dalszego przekonania, iż chodzi wyłącznie o politykę.
Potrwa tym samym stan zawieszenia, który psuje państwo. Według prawa wymienionych 30 sędziów, którzy odmówili sprawowania funkcji, powinno być pociągniętych do odpowiedzialności dyscyplinarnej. Wypełniają bowiem wszystkie przesłanki. Wydaje się jednak, że pierwsza prezes SN chce przetrzymać i przedłużyć proces, by istniała sytuacja prowizorki. Jest też ona na rękę Brukseli – może bowiem dalej wydłużać proces grillowania Polski za praworządność. Za chwilę wejdziemy w kampanię wyborczą. Zapowiada się, że będzie ona najdroższa w historii Polski.