Los skierował mnie w ostatnich dniach na Litwę. Dni pełne wzruszeń przeplatane były jednak ciekawą obserwacją – nasyceniem Wilna Rosjanami, którzy przyjechali tu na wypoczynek i urlop. Dopiero w zetknięciu z rzeczywistością człowiek zaczyna dobitniej widzieć sens takich działań, jak zniesienie ułatwień wizowych dla obywateli Federacji Rosyjskiej - pisze Tomasz Łysiak dla portalu Niezalezna.pl.
W Wilnie rosyjski słychać właściwie co chwilę, w wielu różnych miejscach. Owszem, jest też sporo Ukraińców, których mowa dla niewprawnego ucha wydawać się może dość podobna, a wielu z nich używa rosyjskiego, by łatwiej się porozumieć. O kwestię obecności Rosjan zacząłem pytać Litwinów, którzy potwierdzili, że jest ich w stolicy kraju dużo.
Przyjeżdżają na urlop. Czym to skutkuje?
Pal sześć, gdy jeszcze gdzieś spokojnie spaceruje rodzina. Gorzej, gdy po ulicach snują się podpici poddani Putina. Zacząłem chwilami myśleć ilu z nich wyjechało na przepustkę z jednostki wojskowej, prosto z frontu, by tu się zabawić, napić, czy pójść do kasyna?
Oto do ogródka restauracji gruzińskiej, gdzie usiedliśmy przyszło dwóch mocno pijanych Rosjan i zaczęli robić zamieszanie. Głośno rozmawiali, zaczepiali ludzi z bezczelnymi uśmieszkami, bełkotali coś o „nazistach”. Obsługa wyprosiła ich na ulicę. Stanęli niedaleko narzekając. Po chwili przy nich pojawił się, także wstawiony, podpierający się kulą… Ukrainiec. Zaczęła się dysputa, która w każdej chwili mogła zakończyć się mordobiciem (knajpa wcale nie w jakimś ciemnym zaułku, ale na jednej z uliczek Starego Miasta).
Ruscy zaczęli Ukraińca przekonywać, że „operacja wojskowa” ma na celu „denazyfikację” i że na Ukrainie prawie sami naziści. Pobratymiec Zełeńskiego wygarnął im prawdę o agresywnej napaści i mordowaniu cywili. Debatowali tak coraz mocniej i głośniej, tuż nad głowami ludzi, aż w końcu znów musieli interweniować kelnerzy z restauracji.
Oczywiście rzecz nie warta byłaby opisywania, gdyby nie fakt, że widać jak Rosjanie czują się pewnie i butnie. Mają poczucie, że Europejczycy się ich boją. Że powinni się bać.
To nie sam Putin prowadzi tę wojnę. Prowadzą ją też rosyjscy obywatele, w przeważającej większości zachwyceni polityką „cara”. Czy powinni być wpuszczani do Europy choćby tylko na urlop? Mam spore wątpliwości…