Sytuacja w „Newsweeku”, niczym w bajce o rzepce. Z informacji, które ujawnił były dziennikarz tygodnika Wojciech Staszewski wynika, że Tomasz Lis miał mobbować Renatę Kim, a ta z kolei „odreagowywała to na zespole” i… mobbowała kolejnych żurnalistów. – Jest nas więcej – zapewnia Staszewski i jednocześnie przyznaje, że to właśnie „z powodu Renaty (Kim)” był zmuszony poddać się psychoterapii. Przypomnijmy – to właśnie Kim po głośnej publikacji w Wirtualnej Polsce ogłosiła się „sygnalistką”, która o toksycznej sytuacji w redakcji, powiadomiła pracodawcę i związki zawodowe.
Od wybuchu afery mobbingowej w redakcji „Newsweeka” kierowanej przez zwolnionego już z funkcji redaktora naczelnego Tomasza Lisa w mediach i prywatnych rozmowach pojawiają się kolejne doniesienia i cała masa spekulacji na temat relacji panujących w tygodniku Ringier Axel Springer Polska (RASP). Pod adresem Lisa padają kolejne oskarżenia ze strony byłych już współpracowników, a ich skutkiem jest postępujący ostracyzm środowiskowy w stosunku do – jak określił go niegdyś nieżyjący już komunistyczny dyktator Wojciech Jaruzelski – „arystokraty dziennikarstwa”.
Od metod stosowanych przez swojego poprzednika odciął się nowy naczelny „Newsweeka” Tomasz Sekielski, który przed laty był jego podwładnym. Zdaniem Sekielskiego, „styl zarządzania redakcją” w wydaniu Lisa „opierał się raczej na używaniu kija niż marchewki”, co miało się przejawiać w „wybuchach złości” i „nieustającej presji”. – (…) nie wszyscy wytrzymywali tę swoistą tresurę – przyznał Sekielski w felietonie opublikowanym na łamach tygodnika.
Nawet Jacek Żakowski, który od wielu, wielu lat zapraszał Lisa do piątkowych poranków w radiu TOK FM i jak się wydaje, miał z nim raczej przyjacielskie relacje przyznał, że Lis „niewątpliwie nie zachowywał się wobec części podwładnych, tak jak powinien i zapewne słusznie przestał być naczelnym”.
Za sprawą byłych współpracowników Lisa dowiadujemy się jednak o kolejnych „toksycznych” układzikach panujących w redakcji tygodnika RASP pod jego batutą.
Dziennikarka „Newsweeka” Renata Kim tuż po publikacji na łamach wp.pl tekstu oskarżającego Lisa o mobbing podziękowała nowemu naczelnemu za to, że „wysłuchał i zrozumiał” dziennikarzy, przyznając jednocześnie, że to właśnie ona była „osobą, która zawiadomiła HR (dział personalny-red.) i związki zawodowe o sytuacji” panującej w redakcji tygodnika.
Tymczasem, jak napisał we środę w mediach społecznościowych współpracujący z „Newsweekiem” w latach 2013 – 2016 Wojciech Staszewski, nie tylko Lis miał być „mobberem”, ale – jak twierdzi – także przedstawiająca się jako „sygnalistka” Renata Kim.
Staszewski w swojej relacji stwierdził, że już „nie daje rady” z „festiwalem hipokryzji”, zaznaczając, że „mobbing nie ma płci”. Styl zarządzania Lisa usytuował „między chamstwem a charyzmą”, przyznając, że „na cotygodniowych kolegiach” siedział „jak na rozżarzonym stresie, bo nigdy nie było wiadomo, w jakim humorze będzie Tomek” oraz „jak i komu dopiecze”.
Opisując relacje, jakie łączyły go z Renatą Kim, Staszewski zaznaczył, że to właśnie ona była jego „bezpośrednią przełożoną w Newsweeku” i „w ostatnim roku” jego pracy stresowała go „z pewnością bardziej niż Tomek”. - To od niej doświadczałem przez wiele, wiele miesięcy ignorowania, odzywania się tylko zdawkowo, traktowania przez wiele godzin „jak powietrze”, bezpodstawnego i nieustającego krytykowania wszystkich tekstów, poprawiania ich do późnego wieczora w piątek, odrzucania i krytykowania wszystkich tematów przesłanych w niedzielę wieczorem, przymuszania do wymyślania kolejnych o 22, 23 wieczorem – wyjaśnił Staszewski.
Będzie coraz ciekawiej. Święty Lis jest mobberem. Mobbował Kim, którą mobbowała Staszewskiego, bo ten mobbował jej przyjaciółkę. Sygnalistka Kim jest pseudosygnalistką. A to dopiero odcinek 3. Przed nami 1000 kolejnych. Popcorn wskazany, https://t.co/w18QZS996e
— Esencja Średniowiecza | путін хуйло (@KazimierzIIIWlk) July 7, 2022
Dziennikarz ubolewa też, że nie był zapraszany na „piątkowe imprezy”, które inni koledzy z działu „chichrając się” wspominali „w poniedziałek” i przyznaje, że bywały sytuację, kiedy nikt się do niego przez cały dzień nie odzywał. - Dopiero potem, po latach układasz sobie te wszystkie koraliki na nitce. I zdajesz sobie sprawę, że to wszystko razem nazywa się mobbing – przekonuje.
- To Renata mnie zastraszała „Lis chce cię zwolnić, ale ja cię bronię”, a ja czułem, że to ona chce się mnie pozbyć. Ubrałem się wtedy w białą koszulę, poszedłem do Lisa pogadać wprost. Do tego mobbera? A w kolejnym tygodniu pisałem okładkowy temat
– relacjonuje Staszewski.
Przyznaje, że to właśnie „z powodu Renaty” był zmuszony poddać się psychoterapii, „żeby nauczyć się, jak sobie z tym radzić”.
- Powiedziałem potem Renacie, że przenoszę swój komputer do pokoju obok, bo tu się źle czuję. Koniec, kropka – wyznaje Wojciech Staszewski i przekonuje, że nie tylko jego spotkały mobbingowe praktyki ze strony Kim. - Wystarczy zadzwonić i zapytać. Sam wczoraj rozmawiałem z jedną osobą, potwierdza, jaką szefową była Renata. Jest nas więcej
– zapewnia były dziennikarz „Newsweeka”.
Staszewski podkreśla jednocześnie, że obecnie nie ma „do Renaty żalu”, bo po latach „zakolegował” się z nią „sportowo” i przeszłość zostawia „za sobą”. - Uznałem, też, że Renata sama była tak silnie mobbowana przez Lisa, że odreagowywała to na zespole. Psychologia zna takie mechanizmy – tłumaczy.
- „To ja byłam osobą, która zawiadamiała HR i związki zawodowe o sytuacji w Newsweeku” napisała w ostatnią niedzielę na Twitterze Renata Kim i została uznana za świecką świętą. Sygnalistkę, która jako jedyna walczyła z Tomaszem Lisem i w końcu doprowadziła do jego zwolnienia. Fakty, przedstawiane m.in. na spotkaniu zarządu z redakcją, są inne. Renata Kim sygnalizowała sprawę działowi HR, ale z obawy przed Lisem zgłoszenie wycofała. To było parę lat temu
– czytamy we wpisie Staszewskiego, który przekonuje jednocześnie, że Lis został zwolniony „po skardze innej osoby”. Zarząd nie ujawnia ani kim ona jest, ani czego skarga dotyczyła. Natomiast nie jest to Renata Kim. Internety dały się nabrać – dodaje były dziennikarz „Newsweeka”.
Stosunki panujące w redakcji Newsweeka za czasów Tomasza Lisa wydają się na pierwszy rzut oka dość skomplikowane, ale przy użyciu odpowiednich narzędzi udało mi się wyekstrahować najważniejsze składowe i stworzyć na ich podstawie przejrzysty schemat: https://t.co/eSSEmXa1VA pic.twitter.com/D0LI5B0biN
— Rosół (@Pan_Dubon) July 7, 2022
Wobec zarzutów stawianych publicznie przez Staszewskiego, głos zabrała Renata Kim wytykając mu uprzywilejowany system pracy (w ramach całego etatu trzy tygodnie w miesiącu), przypominając, że „bardzo często” był na urlopie. - Ale nawet na to bym się godziła, gdyby nie to, że kiedy pracowałeś, pisałeś słabe teksty. Pamiętasz, jak w niemal każdy piątek je poprawiałeś? I dziękowałeś mi, że są dzięki temu lepsze? – napisała w komentarzu pod postem dziennikarza.
- W pewnym momencie stało się jasne, że nie jesteś tą gwiazdą, która miała nam trzaskać okładkę za okładką. Lis nie potrafił ci tego powiedzieć, ale rozwiązaniem sytuacji obciążał mnie. To ja wysłuchiwałam, że trzeba coś z tym Staszewskim zrobić. I robiłam, jak umiałam, próbując cię przekonać, żebyś jednak przyłożył się do pracy. Nie chciałeś. Kiedy zaproponowaliśmy ci nowe warunki, w tym także pracę w pełnym wymiarze, czyli cztery, a nie trzy tygodnie w miesiącu, odszedłeś z Newsweeka
– przypomniała Kim, ubolewając jednocześnie, że została nazwana przez Staszewskiego „mobberką”. - (…) w chwili, gdy od zwolenników Lisa słyszę, że jestem donosicielką, beztalenciem, najsłabszym ogniwem, które latami nie umiało się ogarnąć, zawalczyć o siebie – to zwykła podłość – oceniła.
Najciekawszy fragment odpowiedzi znajduje się na końcu komentarza, kiedy to Kim próbuje uzasadnić swój (ówczesny) stosunek do Wojciecha Staszewskiego, powołując się na rzekomą krzywdę, którą ten miał wyrządzić jej przyjaciółce.
- A co do odwracania od ciebie wzroku: no naprawdę żałuję, że muszę to napisać, ale nie mam innego wyjścia, skoro uczyniłeś z tego zarzut. W czasie, kiedy razem pracowaliśmy, skrzywdziłeś moją przyjaciółkę. Więc patrząc na ciebie, zawsze myślałam o niej
– podsumowała Renata Kim.
Wobec widocznej i wciąż narastającej fali frustracji wśród byłych współpracowników Tomasza Lisa, należy się spodziewać następnych (wzajemnych) oskarżeń ze strony obecnych i byłych dziennikarzy „Newsweeka”. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że ich opowieści, które coraz bardziej przypominają dialogi z brazylijskiej telenoweli nie nadwyrężą zanadto powagi zawodu dziennikarza, bądź, co bądź – zawodu zaufania publicznego.