Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Boją się porażki w wyborach? Rekordowa fala odejść wśród Demokratów

Demokratyczna kongresman z Nowego Jorku Kathleen Rice ogłosiła, że nie będzie walczyć w jesiennych wyborach o kolejną kadencję. Jest już trzydziestym Demokratą który złożył taką deklarację – a zdaniem komentatorów ich rekordowa ilość może świadczyć o tym, że lewicę czeka w nich kompromitująca porażka.

zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne
pixabay.com

Jak to działa?

Amerykanie wybierają Izbę Reprezentantów co dwa lata. Zasiadający w niej kongresmani nie są jednak obłożeni limitem kadencji i w teorii mogą spędzić w niej całe dorosłe życie, jeśli tylko co dwa lata wyborcy potwierdzą, że chcą ich nadal widzieć na tym stanowisku. Rekordzistą był jak na razie zmarły w 2019 roku Demokrata John Dingell, który zasiadał w Izbie przez 59 lat i 21 dni. Z obecnych kongresmanów największy staż ma Republikanin Don Young, który jest kongresmanem z Alaski od niemal 49 lat. Czasami jednak kongresmani decydują, że dobrowolnie odejdą z Izby i nie wystartują w kolejnych wyborach. Najczęściej powodem jest chęć wystartowania na inne stanowisko, decyzja o zatrudnieniu się w sektorze prywatnym lub brak realistycznych szans na zwycięstwo – w opinii ekspertów od wyborów kompromitująca porażka może być dla polityka końcem kariery i np. odstraszyć od niego sponsorów. 

W tym roku zaskakująco wielu Demokratów z Izby ogłosiło, że zdecyduje się na ten krok. Rice – która została kongresmanem w 2015 roku – była już trzydziestym politykiem tej partii który odwiesił rękawice. Na razie nie jest do końca jasne co skłoniło ją do podjęcia tej decyzji. Jej okręg wyborczy był bowiem uznawany za relatywnie bezpieczny, a ona sama wygrała ostatnie wybory z aż 13-procentową przewagą. W Waszyngtonie spekuluje się, że winne było to, że uznawana za umiarkowaną Demokratkę polityk lobbowała za złagodzeniem postulowanej przez skrajną lewicę ustawy, która ich zdaniem doprowadziłaby do spadku cen leków – i boi się, że stanowisko odbierze jej teraz przedstawiciel radykałów a nie Republikanin. 

Zawiedziona trzydziestka

Sytuacja, w której aż trzydziestu kongresmanów z jednej partii decyduje się na przejście na emeryturę w jednym cyklu wyborczym nie jest jednak normalna. Od 1978 roku miała miejsce zaledwie trzy razy. Wszyscy są zgodni, że ich liczba może jeszcze wzrosnąć, gdyż w większości stanów terminy rejestracji do kolejnych wyborów mijają dopiero wiosną. Co więcej z tej liczby zaledwie ośmiu deklaruje, że odchodzi bo chce wystartować w innych wyborach. Dla porównania tylko 13 republikańskich kongresmanów ogłosiło, że nie wystartuje w kolejnych wyborach, a dwóch odeszło w zeszłych miesiącach w trakcie kadencji. Jak zauważa portal The Hill większość z nich startowała z okręgów w których najprawdopodobniej zastąpią ich inni Republikanie. 

Wśród deklarowanych powodów odejścia najczęściej powtarza się stwierdzenie, że atmosfera w Waszyngtonie stała się nie do wytrzymania i odchodzący chcą skupić się bardziej na swoich rodzinach. Kilku z nich przyznało jednak otwarcie, że powodem jest wyznaczanie nowych okręgów wyborczych przez władze stanowe. W USA proces ten jest dokonywany raz na dziesięć lat po kolejnym Spisie Powszechnym i wielu Demokratów uważa, że w tym roku stawia ich w gorszej pozycji niż Republikanów. Reprezentujący Tennessee kongresman Jim Cooper przyznał na przykład, że po podzieleniu przez władze stanowe jego rodzinnego Nashville na trzy okręgi wyborcze nie ma szans wygrać. Nie brak jednak opinii – także wśród Demokratów – że obawy o nowe okręgi są ze strony lewicy przesadzone, bo to co stracą w prawicowych stanach to odbiją w stanach rządzonych przez Demokratów. Na przykład nowe okręgi w Nowym Jorku dają im duże szanse na to, że pozbawią stołków trzech Republikanów. 

Same odejścia jednak bardzo martwią lewicę, gdyż są powszechnie uznawane za dobry prognostyk tego, kto wygra w następnych wyborach. W 1994 roku, kiedy Republikanom udało się zdobyć pierwszy raz od dekad większość w Izbie na emeryturę przeszło 28 Demokratów i 20 Republikanów. W 2006, kiedy Demokraci ją odbili, na emeryturę przeszło 17 Republikanów i 9 Demokratów. W 2010 roku zrezygnowało 17 Demokratów, o dwóch więcej niż Republikanów, i lewica straciła w nich aż 63 miejsca. W 2018 roku z Izby odeszło aż 34 Republikanów – i wkrótce potem stracili 41 stołków i większość. Jednym z niewielu wyjątków były wybory w 1992. Wtedy na emerytury przeszło dwa razy więcej Demokratów niż Republikanów i lewica faktycznie straciła w nich miejsca, ale dała radę utrzymać władzę. 

Biden i Trump w podzielonym USA

Mało kto spodziewa się, że w tym roku ponownie uda im się ta sztuka. Aprobata dla prezydenta Joe Bidena wynosi obecnie ok. 40% i jest to jeden z najgorszych wyników w powojennej historii USA, jedynie Trump miał porównywalne. Do tego kolejne sondaże pokazują, że Amerykanie są już bardzo zmęczeni pandemią, którą Demokraci obiecywali pokonać, a także kryzysem gospodarczym, problemami z łańcuchami zaopatrzenia czy szalejącą inflacją. „Jest wiele znaków, że to nie będzie dobry rok dla Demokratów” - zauważył Kyle Kondik, redaktor naczelny portalu Sabato's Crystal Ball. Według Cook Political Report aż 39 Demokratów musi poważnie liczyć się z przegraną w wyborach, w porównaniu do 19 Republikanów – a Republikanie muszą zdobyć jedynie pięć miejsc aby odzyskać większość. 

Eksperci od wyborów zauważają, że powodowane kiepskimi perspektywami wyborczymi odejścia jeszcze bardziej je pogarszają. Większość kongresmanów dba o bliski kontakt z wyborcami ze swojego okręgu i spotykają się z nimi w trakcie kongresowych przerw. Kiedy urzędujący kongresman decyduje się na odejście, to partia musi nie tylko znaleźć kogoś na jego miejsce, ale także go wypromować. Eksperci zauważają, że dzisiaj jest to nieco łatwiejsze, ale i tak zwolnione miejsca są łatwiejsze do przejęcia przez drugą partię niż te, w których kongresmani decydują się na walkę o reelekcję. 

 



Źródło: niezalezna.pl, The Hill

#Demokraci #USA

Wiktor Młynarz