Boris Johnson twierdził, że to nie on wydał kontrowersyjny rozkaz ewakuacji z Afganistanu schroniska dla zwierząt. Dziennikarzom udało się dotrzeć do maili sugerujących, że kłamał.
Podczas ewakuacji Afganistanu głośno zrobiło się o Nowzad, organizacji charytatywnej prowadzącej schronisko dla zwierząt w Kabulu, której szefem był były żołnierz brytyjskiej piechoty morskiej Pen Farthing. Kiedy rozpoczęła się brytyjska ewakuacja Farthing poprosił rząd o wywiezienie nie tylko jego pracowników ale także zwierząt znajdujących się pod ich opieką. Rząd mu odmówił, ale jego sympatykom udało się zebrać pieniądze na wyczarterowanie samolotu. Sekretarz obrony Ben Wallace nie chciał się zgodzić jednak na jego wylot z Kabulu twierdząc, że priorytet mają loty ewakuacyjne RAF a w sytuacji, w której nie wiadomo, czy uda się wywieźć zagrożonych przez Talibów ludzi zwierzęta nie powinny być priorytetem. Pracownicy Fartinga, łącznie 68 osób, dostali bez większego problemu brytyjskie wizy.
Sprawa Fartinga mocno podzieliła brytyjskie społeczeństwo. Część Brytyjczyków zgadzała się z rządowym argumentem, ale nie brak było też takich, którzy domagali się ewakuacji psów i kotów. Wallace niespodziewanie poinformował 25 sierpnia, o 1:30 nad ranem, że zmienił zdanie. Stwierdził, że jeśli Farting pojawi się na lotnisku w Kabulu ze zwierzętami, to znajdą czas na start jego samolotu, a jeśli pojawi się jednak bez zwierząt, to on i jego ludzie będą mogli wrócić do domu na pokładzie samolotów RAFu. Ostatecznie do UK poleciało ponad 150 psów i kotów, ale ok. 60 jego pracowników z powodu opóźnień musiało przedostać się na własną rękę do Pakistanu i doiero stamtąd zostali ewakuowani.
Od dłuższego czasu mówiło się, że nagła zmiana zdania ze strony Wallace'a była spowodowana tym, że to Johnson wydał mu takie polecenie. Sojusznicy Fartinga pod przewodnictwem zawodowego aktywisty Dominica Dyera mieli w tym celu lobbować u wpływowych osób, takich jak żona premiera Carrie Johnson, były poseł i lord Torysów, znany eko-aktywista i minister ds. Pacyfiku i środowiska Zac Goldsmith czy jego ówczesna parlamentarna sekretarz Trudy Harrison, i to właśnie ktoś z nich miał przekonać Johnsona żeby wpłynął na Wallace'a.
Sam Johnson wielokrotnie powtarzał, że nie miał nic wspólnego z tą decyzją i twierdził, że te oskarżenia to „całkowity nonsens”. Także Downing Street wielokrotnie dementowała te doniesienie. „Premier w żadnym momencie nie interweniował. Priorytetem zawsze byli dla nas ludzie a nie zwierzęta” - mówił jej rzecznik w grudniu zeszłego roku. „Nikt mnie nie lobbował. Premier do mnie nie zadzwonił” - zapewniał we wtorek Wallace - „W żadnym momencie premier nie poprosił mnie o zrobienie miejsca tym zwierzętom. W ogóle. Nigdy”.
Teraz jednak coraz więcej wskazuje, że to kłamstwo. Do mediów trafiły bowiem dwa maile sugerujące, że to Johnson podjął tę decyzję. Obydwa zostały ujawnione przez podkomisję spraw zagranicznych Izby Gmin, która prowadzi dochodzenie w sprawie chaotycznej ewakuacji z Afganistanu. E-maile zostały jej dostarczone przez sygnalistę Raphaela Marshalla, który pracował dla Biura Rozwoju Zagranicznego i Commonwealthu (FCDO) i w grudniu oskarżył Johnsona o interwencję w sprawie tych zwierząt.
Obydwa ujawnione maile zostały wysłane 25 sierpnia, w dniu zmiany zdania przez Wallace'a. W pierwszym urzędnik pracujący w biurze Goldsmitha – większość tożsamości została ocenzurowana przed ich publikacją – prosił swojego kolegę z Foreign Office o pomoc dla innej organizacji opiekującej się w Kabulu zwierzętami. „Podobna organizacja Nowzad, prowadzona przez byłego żołnierza Piechoty Morskiej, dostała wiele uwagi i premier właśnie autoryzował ewakuację ich pracowników i zwierząt” - napisał. Drugi mail był wysłany tego samego dnia wieczorem między urzędnikami Foreign Office i powtarzał to stwierdzenie. Jego autor twierdził, że ta druga organizacja prosi o zgodę na ewakuację swoich pracowników, samych obywateli Afganistanu „w świetle decyzji premiera z dzisiaj o ewakuacji pracowników organizacji Nowzad”.
Sam Dyer, który publicznie przyznawał się do lobbowania w tej sprawie, skomentował, że cieszy go taki rozwój sytuacji gdyż potwierdza jego wcześniejsze słowa. Dodał, że jego zdaniem Johnson powinien publicznie przyznać się do tego, że to on podjął decyzję o ewakuacji schroniska. „Trudno mi zrozumieć dlaczego premier odmawia przyznania jakiegokolwiek udziału w tej humanitarnej operacji ratunkowej która miała ogromne publiczne poparcie” - stwierdził.
Cała sprawa może jednak być dla Johnsona ogromnym problemem politycznym. Jest bowiem uwikłany obecnie w skandal ochrzczony przez media Partygate i wiele osób oskarża go, że okłamuje zarówno opinię publiczną jak i posłów w sprawie imprez, które miały się odbywać w jego siedzibie z naruszeniem lockdownów. Ta afera bardzo mocno wstrząsnęła Brytyjczykami i sondaże sugerują, że Johnson - jako pierwszy urzędujący premier w historii UK - może nie dostać się po przyszłych wyborach do parlamentu. W takim kontekście bycie przyłapanym na kolejnym kłamstwie - nawet gdy chodziło o ratowanie zwierząt - może być dla niego gwoździem do trumny.