Jak podają białoruskie media, Białoruś wyśle do organizacji międzynarodowych materiały ze śledztwa w sprawie rzekomych zbrodni polskich służb mundurowych na uchodźcach. Dezerter z Wojska Polskiego, tak jak już zapowiadaliśmy, stał się paliwem dla trybików propagandowej maszyny reżimu Łukaszenki.
Przedstawiciel białoruskiej Prokuratury Generalnej Dmitrij Brylew poinformował w wywiadzie z telewizją ONT TV, że oskarżenia wobec polskich służb zostaną przedłożone do organizacji międzynarodowych. Pięć tomów materiału ze sprawy karnej ma zostać przesłanych do białoruskiej Rady Ministrów oraz Izby Reprezentantów „z prośbą o przekazanie ich organizacjom międzynarodowym i europejskim, m.in. Parlamentowi Europejskiemu w celu dokonania oceny prawnej działań wyszczególnionych w materiałach”.
„Przedstawiciele polskich władz wielokrotnie i nielegalnie odpychali uchodźców i nadal to robią, stosowali tortury i inne akty okrucieństwa. Organy ścigania tego państwa podjęły absolutnie nieproporcjonalne kroki, takie jak użycie paramilitarnych, uzbrojonych patroli, kordonu, zastraszanie uchodźców samolotami, czołgami, inną ciężką bronią oraz wystrzeliwanie z broni palnej w powietrze za pomocą wybuchów, oślepiającego światła, specjalnych środków przeciwko bezbronnym ludziom, także w nocy”
– kontynuował w rozmowie z BELTA oficjalny przedstawiciel Prokuratury Generalnej Dmitrij Brylew.
O sprawie pisze m.in belsat.eu. Jak wskazuje portal, po wywiadzie w telewizji zaprezentowano fragmenty tej sprawy, w tym zeznania Irakijczyka, który opowiadał o strachu, jaki towarzyszył mu podczas wydarzeń (czyli ataku migrantów na granicę Polski) z 16 listopada na przejściu granicznym Brzuzgi-Kuźnica. W materiale nie zaprezentowano jednak faktów.
"Z jego relacji wynika, że „w pewnej chwili polscy wojskowi zaczęli polewać wodą ze specjalnych samochodów, rozpylać gaz i rozległy się wybuchy”. Nie ma tam tam jednak informacji, że armatki wodnej i gazu polskie służby użyły w odpowiedzi na próbę szturmu granicy, kiedy migranci zaczęli rzucać na polską stronę kamienie oraz granaty hukowe. Poszkodowanych wówczas zostało 12 polskich funkcjonariuszy."
- pisze portal belsat.eu
O sprawie pisaliśmy m.in. tutaj:
Oskarżenia wobec polskich funkcjonariuszy skłoniły dziś reżimowe media do kilku artykułów na ten temat. W jednym z nich przedstawiają wpis dyrektora Centrum Integracji Europejskiej Jurija Szewcowa, który twierdzi, że "fakty są oczywiste" i "każdy z polskich funkcjonariuszy broniący granicy jest odpowiedzialny za zbrodnie na migrantach".
W kolejnym z artykułów belta.by przedstawia opinię socjologa Nikołaja Szczekina, który stwierdza, że "dezercja 25-latka niszczy reputację Polski jako kraju katolickiego i pokojowego". Pomijając fakt, że tytułowany w artykule jako "wybitny socjolog" ekspert, całą swoją tezę opiera na zeznaniach mężczyzny, który zdradził swój kraj, jak można się było domyśleć, broni idealnego paliwa propagandy, jakie wpadło w ręce Białorusi.
"Z wywiadu wynika, że żołnierz jest załamany psychicznie, był w pełni świadomy swoich czynów i konsekwencji ucieczki jako żołnierz, jako obywatel i jako syn oficera zawodowego. Uciekł przed okropnościami dziejącymi się w polskiej armii z powodu niechęci do udziału w ludobójstwie. Wojsko polskie to armia szwadronów śmierci i morderców."
- pisze ekspert portalu.
Jak już pisaliśmy wielokrotnie, 25-letni dezerter Wojska Polskiego, na własne życzenie został wygodnym potwierdzeniem kłamstw Łukaszenki. Wygodnym dlatego, że żeby uniknąć odpowiedzialności, będzie współpracował z reżimem.
"On wie, że żeby uniknąć odpowiedzialności za dezercję musi dogadać się z reżimem Łukaszenki, bądź też z innym krajem, który sympatyzuje z reżimem łukaszenkowskim i jest jego politycznym sojusznikiem"
- komentował sprawę z dezerterem rzecznik koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn.
"Ten człowiek będzie teraz używany przez reżim Łukaszenki dopóki się, mówiąc kolokwialnie, nie ogra, nie opatrzy. Trudno zgadnąć, co on tam powie i do czego go zmuszą. Łukaszenka otrzymał instrument propagandowy i będzie go eksploatował aż do pełnego wyeksploatowania"
- mówił z kolei politolog prof. Żurawski vel Grajewski.
Wynika z tego, że zapowiedzi się sprawdzają, a skierowanie przez Białoruś sprawy do międzynarodowych organizacji może być tylko jednym z wielu kroków, do których doprowadzi dezerter Wojska Polskiego.
Warto zwrócić uwagę, że kolejne kroki podejmowane przez reżim Łukaszenki wyraźnie wpisują się w zakrojoną na szeroką skalę kampanię dezinformacyjną. Zwracał na to uwagę m.in dr Piotr Łuczuk z UKSW, ekspert Instytutu Staszica zajmujący się kwestiami cyberbezpieczeństwa i komunikacji cyfrowej. Wskazywał on, że operacja informacyjna prowadzona przeciwko Polsce prowadzona jest na przestrzeni ostatnich lat w oparciu o następujący schemat:
W kontekście przywołanego mechanizmu dr Łuczuk zwraca uwagę, że cały model planowania i przeprowadzenia operacji informatycznej jest dość perfidny. Wywodzi się w prostej linii z procesów poznawczych człowieka i dogłębnej analizy behawioralnej, dzięki czemu agresor, jest w stanie niezwykle precyzyjnie ustalić, do kogo należy skierować konkretny element ataku i jak go ewentualnie zmodyfikować, aby zwiększyć skuteczność.