"On wie, że żeby uniknąć odpowiedzialności za dezercję musi dogadać się z reżimem Łukaszenki, bądź też z innym krajem, który sympatyzuje z reżimem łukaszenkowskim i jest jego politycznym sojusznikiem" - tak o dezerterze Wojska Polskiego, który przeszedł na terytorium Białorusi, mówi rzecznik koordynatora służb specjalnych. Jak wynika z wypowiedzi Stanisława Żaryna, reżim Łukaszenki dostał kolejne narzędzie do uprawiania propagandy, które będzie chętnie wykorzystywane, bo "musi kłamać, żeby uniknąć odpowiedzialności".
O dezercji polskiego żołnierza na Białoruś media poinformowały w piątek. Wcześniej Białoruski Państwowy Komitet Graniczny (GPK), odpowiednik polskiej Straży Granicznej, podał informację o polskim żołnierzu, który poprosił o azyl na Białorusi.
Szef MON Mariusz Błaszczak zdymisjonował przełożonych Emila Cz. Jak przekazał w mediach społecznościowych, mężczyzna miał "poważne kłopoty z prawem i złożył wypowiedzenie z wojska".
- Nigdy nie powinien zostać skierowany do służby na granicę
- podkreślił. O problemach z prawem mężczyzny informowały też wcześniej media.
Dowódca operacyjny rodzajów sił zbrojnych gen. broni Tomasz Piotrowski nazwał działanie żołnierza aktem dezercji; zapowiedział też przegląd kwestii naboru i pracy z żołnierzami.
Głos w tej sprawie zabrał dziś rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn, który aktywnie relacjonuje presję migrantów na polską granicę. Jego zdaniem, słowa człowieka, który zdradził swój kraj, nie powinny być brane po uwagę.
"Relacje i opowieści dezertera, który w chwili konfliktu hybrydowego przeciwko Polsce ucieka na stronę przeciwnika, są nic niewarte. Ten człowiek na własne życzenie stał się zakładnikiem służb białoruskich, które poza destabilizowaniem naszej granicy w terenie prowadzą również agresywne działania informacyjne, działania propagandowe."
- twierdzi Stanisław Żaryn. Jego zdaniem, sprawa dezertera, będzie istotnym narzędziem w propagandzie Łukaszenki, a zbiegły mężczyzna z chęcią z tego skorzysta.
"Jest oczywiste, że dezerter z Polski będzie wykorzystywany po to, żeby uwiarygadniać i uzasadniać tezy białoruskiej propagandy. Ten człowiek musi kłamać, bo wie, że nie ma powrotu, po tym, co zrobił, do Polski. On również wie, że żeby uniknąć odpowiedzialności za dezercję musi dogadać się z reżimem Łukaszenki, bądź też z innym krajem, który sympatyzuje z reżimem łukaszenkowskim i jest jego politycznym sojusznikiem."
- oznajmia rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych.
"Mamy do czynienia z człowiekiem, który będzie wykorzystywany do działań propagandowych przeciwko Polsce, a pamiętajmy, że te działania propagandowe, są jednym z elementów operacji agresywnej przeciwko naszemu krajowi."
- kończy.
To w Prokuraturze Rejonowej Białystok-Północ, w dziale ds. wojskowych, wszczęte zostało śledztwo w sprawie dezercji polskiego żołnierza i jego przejścia przez granicę na Białoruś. Chodzi o przestępstwo z art. 339 par. 3 Kodeksu karnego (tzw. dezercja zagraniczna opisana w rozdziale dotyczącym przestępstw przeciwko obowiązkowi pełnienia służby wojskowej), czyli sytuację, w której żołnierz w czasie dezercji ucieka za granicę albo przebywając za granicą uchyla się od powrotu do kraju; grozi za to od roku do 10 lat więzienia.
Zastępca ds. wojskowych Prokuratora Rejonowego Białystok-Północ płk Radosław Wiszenko powiedział w sobotę, że śledztwo jest we wstępnej fazie.
"Były wykonywane czynności w miejscu zamieszkania żołnierza, zabezpieczano nośniki danych. Będzie to przedmiotem badania, czy planował to, czy było to jakieś działanie ad hoc"
- dodał prokurator.
Pytany o ewentualny list gończy powiedział, że prokuratura nie wyklucza wniosku o tymczasowe aresztowanie, który poprzedzałby wydanie takiego listu. Zaznaczył, że przed swoją decyzją (o ewentualnym tymczasowym aresztowaniu) sąd musi dysponować - przedstawionym przez śledczych - materiałem dowodowym, na podstawie którego mógłby wydać takie postanowienie.