- Do tej pory nie ma pewności, czy zwłoki Anny Walentynowicz spoczywają w grobie w Gdańsku. Jest jakby zawieszona. O tym jest ten film. Rolą jej syna i jej wnuka jest jej odnalezienie: fizyczne, faktograficzne – co się stało ze zwłokami oraz odnalezienie duchowe – mówi o dokumencie „Anna Walentynowicz. Skąd przychodzimy, Kim jesteśmy, Dokąd zmierzamy” reżyser Jerzy Zalewski. Premiera produkcji odbyła się 9 listopada w Warszawie.
Film „Anna Walentynowicz. Skąd przychodzimy, Kim jesteśmy, Dokąd zmierzamy” w reżyserii Krzysztofa Wojciechowskiego i Jerzego Zalewskiego to obraz pokazujący niezłomną bohaterkę „Solidarności” od dzieciństwa na Ukrainie, poprzez czasy stalinowskie w Polsce, po tragiczną śmierć w katastrofie w Smoleńsku. Nie jest to jednak zwykła biografia. Film wykracza poza jej ramy, sięga metafizyki – tym bardziej jest wstrząsający, mocny, nie dający o sobie zapomnieć. I choć wiele z tych wydarzeń toczyło się na naszych oczach, mamy szansę zobaczyć je na nowo, w zupełnie innym świetle, poznać drugie dno. „Poszukiwanie prawdy to poszukiwanie Boga” – mówi w filmie jeden z bohaterów. Ten dokument jest poszukiwaniem prawdy. Jesteśmy tę prawdę winni Annie Walentynowicz, Annie Solidarność.
Podczas premiery filmu Jerzy Zalewski mówił, że pracował nad nim od 20 lat. Produkcji nadał tytuł zbieżny ze słynnym alegorycznym obrazem Paula Gauguina (1848-1903). Sam francuski artysta wyjawił, że postacie na płótnie rozmyślają nad pytaniami o ludzką egzystencję danymi w samym tytule i że obraz należy czytać od prawej do lewej – od postaci dziecka, do postaci staruszki, która akceptuje swój los. Dzieło Gauguina nie bez powodu otwiera filmową opowieść o Annie Walentynowicz. – Ten obraz mi się skojarzył z twarzami sióstr Anny. Jest w nas tajemnica – skąd my przychodzimy? Kto to jest Słowianin? Kto to jest Polak? Kto to jest człowiek żyjący w tej przestrzeni? – powiedział Zalewski. Reżyser wyjawił, że pracuje nad drugą częścią filmu, która ma być próbą odpowiedzi na pytanie „Dokąd zmierzamy” w znacznie większym stopniu. – Co do „Kim jesteśmy”, mógłbym to uprościć. Jesteśmy poszukiwaczami. Szukamy – podkreślił Zalewski.
Film opiera się na trzech głównych liniach narracyjnych, które się przenikają, dodając dramatyzmu. Wątek pierwszy – mówi o najważniejszych wydarzeniach z życia prywatnego i zawodowego Anny Walentynowicz, o jej pracy - spawaczki i suwnicowej, o działalności w Lidze Kobiet. W końcu lat 70. Walentynowicz działa w WZZ Wybrzeża, za co została usunięta z pracy. W jej obronie wybucha strajk Sierpnia ‘80. Mimo, że jest jednym z przywódców „Solidarności”, zostaje zmarginalizowana przez Wałęsę. Lata 80. to działania antykomunistyczne i pobyty w więzieniu. Przeciwniczka Okrągłego Stołu i III RP, skazana na polityczny niebyt… – Anna jest wybuchem Solidarności, po czym ona poza naszą wiedzą i możliwością oceny faktu znika w sensie legendarnym. Podczas jakichś spotkań ledwo przebija się jej słabnący głos. Pojawiają się za to opisy jakiejś wariatki, oszołomki – wspominał Jerzy Zalewski na premierze filmu. Podkreślił, że Anna Walentynowicz była postacią niezwykłą. – Jest konkretna. Jest mądra w tym, co mówi. Ona nazywa rzeczy po imieniu, co jest unikalne w świecie, w którym żyjemy – zauważył reżyser.
Drugi wątek filmu to podróż syna i wnuka na Ukrainę i odkrywanie prawdy o pochodzeniu Anny Walentynowicz i własnych korzeniach. – Babcia przez jakiś czas jeździła co roku na Ukrainę, odwiedzając swoją rodzinę. O ich istnieniu dowiedziała się pod koniec lat 90. Przez prawie całe swoje życie myślała, że oni nie żyją. Babcia chciała, żebym ich poznał. Na kilka dni przed wylotem do Smoleńska, poprosiła mnie, żebym z nią pojechał na Ukrainę, kiedy tylko wróci ze Smoleńska. Nie udało się to… Wszyscy wiemy, co się wydarzyło 10 kwietnia. Ale tę prośbę babci w jakiś sposób spełniliśmy – powiedział podczas premiery filmu Piotr Walentynowicz, który przyznał, że dopiero podróż śladami babci do jej rodziny uświadomiła mu, że Anna Walentynowicz była Ukrainką. Także tam dowiedział się, że jego babcia została w młodości uprowadzona.
Tę przejmującą historię razem z synem i wnukiem Anny Walentynowicz poznają widzowie filmu. Potomkom głównej bohaterki towarzyszymy także podczas ich walki o prawdę po katastrofie smoleńskiej. Dwa lata po tragicznej śmierci Bohaterki Janusz i Piotr Walentynowiczowie muszą zmierzyć się z poszukiwaniem zwłok matki i babci, by zgodnie z wolą zmarłej, pochować ją w grobie obok ukochanego męża. Film dokumentuje całą tę historię.
W lipcu 2012 roku rodzina Anny Walentynowicz po około dwóch latach starań uzyskała wgląd do dokumentacji z jej sekcji w Moskwie. Stwierdziła szereg rozbieżności ze stanem faktycznym, w związku z tym złożyła wniosek o ekshumację. Prokuratura Wojskowa poinformowała, że przed oficjalnym pogrzebem w kwietniu 2010 roku ciało Anny Walentynowicz zostało zamienione z ciałem Teresy Walewskiej - Przyjałkowskiej. 28 września 2012 roku odbył się ponowny pogrzeb ciała wskazanego przez Prokuraturę Wojskową jako Anna Walentynowicz, nie uwzględniono jednak zastrzeżeń rodziny, która kilka miesięcy później otrzymała dokumenty potwierdzające jej wątpliwości.
Większość zdjęć w filmie o Annie Walentynowicz jest czarno-biały, choć czasem wkracza kolor, który pełni rolę opisu. Momentami kadry są specjalnie nieostre, rozmazane, stawiające widza niczym za zasłoną skrywającą prawdę. „Film wiwisekcja, dosłownie. Film okrutny, przekraczający tabu śmierci, wszelkie tabu. Najprawdziwszy z prawdziwych, jedyny taki. Film nie do oglądania. Film do współcierpienia. Do współprzeżywania, współumierania” – napisał celnie o produkcji Stanisław Markowski.
Dokument o legendzie „Solidarności” miał premierę 9 listopada. Póki co zobaczyć go można jedynie na specjalnych pokazach, ale są prowadzone rozmowy, by trafił na ekrany kin i został pokazany w telewizji publicznej. Oby tak się stało. Jesteśmy to winni Annie Walentynowicz.
Mecenasem filmu jest: PKN ORLEN. Produkcja została objęta patronatem mediów Strefy Wolnego Słowa.