Prezydenta Joe Bidena czeka bardzo ciężki tydzień, wypełniony zagranicznymi spotkaniami i próbami zjednoczenia własnej partii. Jeśli sobie z nim poradzi, to jego prezydencja bardzo dużo na tym zyska – ale równie prawdopodobne jest to, że ten tydzień może zatopić szanse lewicy na utrzymanie władzy.
1 listopada Biden uda się do Glasgow, gdzie spotka się z innymi światowymi przywódcami aby na szczycie COP26 porozmawiać o walce z globalnym ociepleniem. Już w trakcie kampanii wyborczej składał daleko idące obietnice w tym temacie, który jest jednym z najważniejszych dla amerykańskiej lewicy. Problem jednak w tym, że jak na razie za słowami nie poszły czyny.
Zmieniłaby to promowana przez niego ustawa finansująca liczne programy socjalne, w której znalazły się też pieniądze na utworzenie Cywilnego Korpusu Klimatycznego i inne podobne inicjatywy. Gdyby udało się wkrótce przyjąć tzw. framework, czyli coś w rodzaju przed-ustawy zawierającej najważniejsze punkty gotowego aktu prawnego, to Biden wystąpiłby na COP26 z pozycji globalnego lidera w walce z klimatem. Nie jest już żadną tajemnicą, że Bidenowi bardzo na tym zależy. „Prezydent popatrzył nam w oczy i powiedział: potrzebuję tego zanim tam pojadę i będę reprezentował Stany Zjednoczone w Glasgow” - wyznał na antenie Fox News lewicowy kongresman Ro Khanna, który niedawno brał udział w spotkaniu w Białym Domu - „Chodzi o prestiż Ameryki”.
Przyjęcie tej ustawy nie będzie jednak łatwe. Wiadomo z góry, że nie poprze jej żaden Republikanin – uważają bowiem, że zawiera ogromną ilość niepotrzebnych wydatków i kraju, który podnosi się po pandemicznym kryzysie wolniej ,niż oczekiwano, po prostu na nią nie stać. W teorii Demokraci mogą ją przyjąć bez ich głosów przy pomocy sztuczki proceduralnej zwanej reconciliation, ale mając dokładnie połowę miejsc w Senacie potrzebowali by do tego partyjnej jednogłośności. Tymczasem umiarkowani Demokraci, z senatorem Joe Manchinem na czele, mają wiele wątpliwości co do jej ostatecznego kształtu.
Ten ostatni jest tutaj największym hamulcowym. Od początku twierdzi, że nie zagłosuje za tą ustawą w formie, którą proponowano na początku. Nie podoba mu się w niej wiele rzeczy, od federalnego finansowania dla aborcji, przez zwiększenie uprawnień kontrolnych Urzędu Skarbowego, po tzw. podatek węglowy mający zachęcić firmy do redukcji emisji. Najbardziej nie podoba mu się jednak jej cena, szacowana na 3,5 biliona dolarów – uważa, że nie powinna kosztować więcej niż 1,5 biliona. Podobnie uważa również senator Kirsten Synema. Jeżeli Bidenowi nie uda się ich przekonać do zmiany zdania, to lewicę czekają bardzo trudne negocjacje nad tym, co powinno być z niej usunięte.
Walka o tę ustawę ma jednak także drugą stronę. Manchin był głównym negocjatorem ponadpartyjnej ustawy o finansowaniu infrastruktury, która przeszła już przez Senat.
Zapewnienie takiego finansowania to kolejna z głównych obietnic Bidena. Jednak skrajna lewica blokuje głosowanie nad nią w Izbie Reprezentantów, żądając, aby Senat wcześniej przyjął framework. Jeżeli ta ustawa nie wejdzie szybko w życie, to skończy się finansowanie kilku obecnych programów infrastrukturalnych, co zaszkodzi politycznie prezydentowi. Jej brak może także zaszkodzić bardziej umiarkowanym demokratycznym kongresmanom, którzy liczyli, że rozpoczęcie programów infrastrukturalnych w ich stanach pomoże im w przyszłorocznych wyborach do Izby Reprezentantów.
Próby pogodzenia zwaśnionych Demokratów to tylko jeden z problemów Bidena, który musi jak najszybciej rozwiązać. Innym jest zaplanowana na piątek audiencja w Watykanie. Biden jest dopiero drugim prezydentem-katolikiem w historii USA pomimo tego, że katolicy są tam drugą największą grupą wyznaniową. On sam wielokrotnie powtarzał, że jest głęboko religijny. Sporej części amerykańskiego episkopatu nie podoba się jednak fakt, że będąc katolikiem, Biden w trakcie ostatniej kampanii wyborczej zmienił zdanie co do aborcji. Dyskutowano nawet o tym, żeby przestać mu podawać z tego powodu komunię. Franciszek nie poparł tego pomysłu, ale jest znany ze zdecydowanego sprzeciwu wobec zabijania dzieci – więc spotkanie z nim może Bidenowi zaszkodzić w katolickim elektoracie.
Wielkim problemem są również wybory gubernatorów w Wirginii i New Jersey. W tym pierwszym stanie Demokraci wystawili byłego gubernatora Terriego McAulife'a, ale sondaże na razie pokazują, że remisuje on z popieranym przez Trumpa biznesmenem Glennem Youngkinem, który nie ma żadnego doświadczenia politycznego. W raczej lewicowym New Jersey walczący o reelekcję Demokrata Phil Murphy ma nadal ok. 6 proc. przewagi nad republikańskim kandydatem, ale w ciągu kilku miesięcy jego przewaga zmalała o ok. 20 proc. Biden pomagał obu w kampanii i jeśli obaj przegrają, to znacznie to osłabi jego pozycję w partii.
Po wyjeździe do Europy Biden wróci do USA 3 listopada. Zdaniem amerykańskich komentatorów od tego, jak rozwiną się wypadki do tego dnia, może zależeć bardzo wiele – łącznie z wynikiem przyszłorocznych wyborów do Kongresu i tym kto zostanie nowym prezydentem USA. Biden ma szansę na to, żeby jego prezydentura, trapiona nieustannymi kryzysami i rekordowo niskim poparciem, wyszła z niego znacznie wzmocniona – ale ma również szanse na zatopienie szans lewicy na utrzymanie się przy władzy.