Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Były obietnice, ale... Talibowie polują na osoby, które współpracowały z Amerykanami

Wśród obietnic składanych światu Talibowie obiecali między innymi, że nie będą się mścić na osobach, które współpracowały z Amerykanami. Wygląda jednak na to, że po raz kolejny była to obietnica bez pokrycia. 

Twitter.com

Pierwszy reżym Talibów, który Amerykanie obalili w 2001 roku, kierował się ekstremalną interpretacją szariatu i wzbudzał oburzenie świata swoją brutalnością wobec osób, które zdaniem Talibów łamały zasady Islamu. Tym razem wracając do władzy w zmasowanej kampanii propagandowej próbowali przekonać świat, że nie są już tak radykalni i ich drugi rząd będzie dużo bardziej cywilizowany. Twierdzili nawet, że mają zamiar dbać o prawa kobiet. Przede wszystkim obiecali jednak, że nie będą się mścić na osobach, które uznają za zdrajców i kolaborantów – Afgańczykach pracujących dla sił Koalicji jako np. tłumacze. 

Kolejne raporty z Afganistanu każą jednak przypuszczać, że to również było kłamstwo. Już wcześniej, praktycznie na samym początku akcji ewakuacyjnej, pojawiły się doniesienia, że Talibowie ustawili punkty kontrolne na drogach prowadzących do Kabulu oraz w samym mieście, na których zatrzymywali osoby zmierzające na lotnisko. Pojawiły się też doniesienia, że część zatrzymanych osób była przez nich bita na miejscu lub zabierana w nieznanym kierunku. 

Emerytowany sierżant piechoty morskiej Ryan Rogers powiedział telewizji Fox News, że to nie wszystko. Poinformował, że tłumacz, z którym pracował w 2010 roku podczas bitwy o Marjah, obecnie utknął w Kabulu i nie może dotrzeć na lotnisko. Miał mu powiedzieć, że Talibowie chodzą od domu do domu szukając „zdrajców”, których następnie wieszają. W pobliżu miejsca, w którym ukrywa się jego tłumacz, mieli powiesić trzech dowódców afgańskich sił zbrojnych. Mieli również mówić przez megafon, że mają plany co do innych współpracowników Ameryki. 

Rogers powiedział, że jego afgański przyjaciel podjął próbę przedostania się na lotnisko w środę, razem z tysiącami innych osób które chcą uciec z kraju. Zobaczył jednak posterunki Talibów i usłyszał strzały z broni palnej, więc zawrócił. „Powiedział mi: mam swój pistolet, i nigdy mnie nie dorwą. Nie ma mowy, żeby tak się to skończyło. To może skończyć się tylko w jeden sposób – chwała niech będzie panu” - relacjonował były żołnierz, który wrócił do domu z powodu odniesionych w boju ran - „Mówię, bał się”. Dodał, że w każdej chwili grozi mu śmierć. 

Takich relacji pojawia się coraz więcej. Talibowie oprócz tłumaczy mają polować też na oficerów sił rządowych. Szczególnie intensywnie poszukują osób, które służyły w afgańskich siłach specjalnych, oni nie mogą liczyć na jakąkolwiek litość. Każdy, kto w ciągu ostatnich dwóch dekad w jakikolwiek sposób współpracował z siłami koalicji, jest jednak zagrożony. 

Ewakuacja afgańskich współpracowników nie będzie łatwa. Pentagon otwarcie przyznaje już, że nie ma żadnej możliwości zapewnienia bezpiecznego transportu nie tylko im, ale nawet amerykańskim obywatelom, których według niektórych szacunków mogło zostać w kraju nawet kilkanaście tysięcy – pomimo tego, że zarówno Brytyjczycy jak i Francuzi wysłali swoje siły specjalne aby pomóc swoim obywatelom i sojusznikom w dostaniu się do samolotów. Teraz są zdani na łaskę i niełaskę Talibów. Ci jednak o ile nie przeszkadzają na razie zbyt intensywnie w ewakuacji Amerykanów – chociaż Departament Stanu przyznał, że docierają do nich już raporty, że nie chcą ich przepuszczać przez punkty kontrolne – o tyle raczej nie wypuszczą ze swoich łap Afgańczyków. 

Administracja Bidena dopiero w środę przyznała, że ewakuacja nie przebiega tak gładko jak wcześniej zapewniali. Rzecznik Departamentu Stanu Ned Price przyznał, że docierają do nich informacje o Talibach polujących na i zabijających amerykańskich sojuszników, ale stwierdził, że nie może na razie potwierdzić ich prawdziwości. „Za każdym razem kiedy dostajemy taki raport, to traktujemy go wyjątkowo poważnie i robimy co możemy”. 

Sam Biden jest już powszechnie krytykowany za to, że pozwolił na to, by ewakuacja przerodziła się w taki chaos. Krytycy uważają, że trzeba było ją zacząć dużo wcześniej, kiedy dopiero zaczynała się ofensywa Talibów a nie kiedy stali już u bram Kabulu. On sam w swoim pierwszym przemówieniu o sytuacji w Afganistanie obwinił o zaistniałą sytuację samych Afgańczyków. Stwierdził, że Amerykanie czekali do ostatniej chwili bo ich sojusznicy do końca wierzyli, że Talibów uda się powstrzymać i nie chcieli się zgodzić na wcześniejszą ewakuację. 

Fox News ujawnił też, że Departament Stanu szuka innych możliwości wyciągnięcia z kraju Amerykanów i ich sojuszników, które nie wymagałyby wysłania wojsk poza granice lotniska. Informacja o tym miała być im przekazana przez wiarygodne źródło. Na razie nie wiadomo jednak, na czym ten sposób miałby polegać. Sam Rogers stwierdził też, że jego afgański tłumacz może nie doczekać tego, aż coś wymyślą – w czwartek jeszcze żył, ale Rogers ma świadomość, że w każdej chwili może wpaść w ręce Talibów i być przez nich zamordowany. 

Jednym z najostrzejszych krytyków ewakuacji Bidena jest republikański kongresman Brad Wenstrup, który sam służył w Iraku i pomagał stamtąd wyciągać irackich tłumaczy. Zwrócił uwagę, że już miesiące temu Kongres przyjął, przy poparciu obu partii, ustawę mającą ograniczyć biurokrację i tym samym ułatwić ewakuację sojuszników, ale nic to nie dało i życie tysięcy osób nadal jest zagrożone. Dodał, że przedstawiciele obu partii są ekstremalnie rozczarowani tym, co się teraz dzieje – zwłaszcza ci, którzy sami służyli wcześniej w wojsku. „Straciliśmy na tym naszą moralną postawę w świecie, i jest to oznaka słabości a nie siły” - stwierdził. 

Wenstrup obwinił o tragiczny rozwój sytuacji administrację Bidena i jego przywództwo. „Wątpię, żeby siły zbrojne czy wywiad rekomendowały takie postępowanie” - stwierdził - „Ale to są pytania na które będziemy musieli odpowiedzieć”. Stwierdził również, że poświęcenie amerykańskich żołnierzy i ich sojuszników, pomimo kompromitacji w ostatnich dniach, gdyż przez ostatnie 20 lat udało się powstrzymać poważne zamachy terrorystyczne w USA. Dodał również, że z jego doświadczenia wynika, że jeśli administracja Bidena znajdzie sposób na wyciągnięcie swoich sojuszników z kraju i dostarczenie ich do USA, to zrobią co w ich mocy żeby zostać przykładnymi obywatelami. 
 

 



Źródło: niezalezna.pl, Fox News

Wiktor Młynarz