Ci pożal się Boże demokraci pochlipują, jak dzieci w piaskownicy, gdy usłyszą trudne pytania. Kiedy PiS było w opozycji i zajmowali się nami 24 godziny na dobę, zajmowały się wszystkie stacje, wtedy dla Tuska i jego otoczenia to była norma - mówił w programie "#Jedziemy" gość Michała Rachonia europoseł PiS Joachim Brudziński.
Tak, jak do historii naszego narodu przeszły takie wydarzenia, jak przyjazd Paderewskiego na dworzec w Poznaniu, czy przyjazd Józefa Piłsudskiego na dworzec wiedeński w Gdańsku, tak do polskiej historii przechodzi ten kabotyński przyjazd urządzony za namową doradców wizerunkowych Tuska na dworzec centralny w Warszawie. Ale jak Paderewski i Piłsudski przywozili Polsce wolność, niepodległość, tak Tusk przyjechał na dworzec, aby następnie udać się do prokuratury. I niech prokuratura i sądy to rozstrzygają
- powiedział Joachim Brudziński.
Jak dodał, według niego zbyt dużą wagę przywiązuje się dziś do osoby Donalda Tuska.
Tusk jako polityk musi liczyć się z dwoma kategoriami oceny. Z tą oceną wyborców, również przy urnach wyborczych i tego dotyczy nasza rywalizacja, nasz spór i tak samo, jak przed Tuskiem nie wymiękaliśmy, tak samo nie wymiękamy teraz. Reasumując, podlega ocenie politycznej, ale też jako obywatel, podlega ocenie karnej. Więc jeżeli są podejrzenia, dotyczące niedopełnienia przez niego obowiązków wynikających z funkcji, które pełnił, czy to zaniechań, to podlega ocenie prokuratury i sądów. Nie ma więc sensu przywiązywać większej wagi ani do Tuska, ani do generała Pytla. Mam takie wrażenie, że tylko dmuchamy w żagiel doradców wizerunkowych, którzy chcą, żeby o nim było głośno, żeby o nim gadać
- dodał.
Europoseł odniósł się również do nerwowych reakcji Donalda Tuska na niewygodne pytania dziennikarzy Telewizji Polskiej.
Ci pożal się Boże demokraci pochlipują, jak dzieci w piaskownicy, gdy usłyszą trudne pytania. Kiedy PiS było w opozycji i zajmowali się nami 24 godziny na dobę, zajmowały się wszystkie stacje, wtedy dla Tuska i jego otoczenia to była norma. A dzisiaj, (...) przyzwyczaił się przez te wszystkie lata, kiedy trzymając się tego żakietu pani kanclerz Angeli Merkel, mógł błaznować w Brukseli, czasami dostał po łbie od swojego kolegi Junckera, który wytknął mu kabotyństwo jakimś dosadnym żartem, odzwyczaił się od tego, że polityk mając za sobą tyle emocji, które do polskiej polityki wprowadził, tyle niewyjaśnionych spraw z tą najważniejszą, o której uchwała polskiego Sejmu stanowi, że była największą tragedią narodu polskiego, czyli katastrofa smoleńska, że kiedy poluzował to trzymanie się żakietu kanclerz Merkel i wrócił do Polski, to dostał takiego wstrząsu, że musiał do Chorwacji pojechać
- ocenił Brudziński.