Lekkoatletka Gwen Berry oburzyła ostatnio Amerykanów tym, że w trakcie odgrywania hymnu USA odwróciła się plecami do flagi. Biały Dom postanowił jednak stanąć w jej obronie. Sama Berry tłumaczy, że została... "wrobiona" w protest.
W USA trwają obecnie zawody sportowe które mają wyłonić reprezentację tego kraju na igrzyska olimpijskie w Tokio. Berry zajęła w sobotę trzecie miejsce w rzucie młotem, co oznacza, że zakwalifikowała się do reprezentacji. Kiedy zwyciężczynie stanęły na podium zaczęto odgrywać hymn USA. Dwie pozostałe finalistki, DeAnna Price i Brooke Andersen, zgodnie z przyjętym zwyczajem odwróciły się twarzami do flagi i położyły prawą rękę na sercu. Berry odwróciła się do niej bokiem, a pod koniec hymnu okryła głowę koszulką z napisem „sportowiec aktywistka”.
To nie był pierwszy raz kiedy Berry wykorzystała hymn do demonstracji politycznej. W 2019 roku zdobyła złoto w Igrzyskach Panamerykańskich w Peru i na podium podczas odgrywania hymnu podniosła w górę pieść, co jest charakterystycznym gestem czarnych suprematystów. Tamten gest kosztował ją stratę sponsorów i roczne zawieszenie. W tym roku jednak szef amerykańskiego komitetu olimpijskiego i paraolimpijskiego Sarah Hirshland opublikowała list otwarty do sportowców, w którym zezwoliła im na demonstracje „w temacie sprawiedliwości społecznej i rasowej” o ile tylko będą one przeprowadzone z szacunkiem.
Podczas poniedziałkowego briefingu prasowego dziennikarz Fox News spytał rzecznik prasową Jen Psaki o to, czy Joe Biden myśli, że „było to odpowiednie zachowanie dla kogoś, kto ma nadzieję reprezentować USA”. W odpowiedzi Psaki stwierdziła, że nie rozmawiała o tym z Bidenem, ale wie, że jest on niezwykle dumny z bycia Amerykaninem i ma ogromny szacunek dla hymnu i wszystkiego, co on symbolizuje, szczególnie „naszych mężczyzn i kobiety służące w mundurach na całym świecie”.
- Powiedziałby także, oczywiście, że częścią dumy z naszego kraju jest przyznanie, że były momenty w którym jako kraj nie sięgnęliśmy do naszych najwyższych idei, i że oznacza szanowanie prawa ludzi, przyznanego im konstytucją, do pokojowych protestów
- dodała.
Sama Berry powiedziała agencji AP, że została wrobiona w ten protest. Hymn miał bowiem być odegrany kiedy sportsmenki idą w stronę podium a nie kiedy na nim stoją. Rzecznik organizacji lekkoatletycznej Track and Field, która była organizatorem tych kwalifikacji, potwierdziła, że hymn był niezależny od ceremonii rozdania medali i miał być odegrany o 17:20, tuż przed nią – i miał otwierać wieczorną sesję. Doszło jednak do 5-minutowego opóźnienia z nieujawnionych na razie powodów.
Berry zapowiedziała również, że nie ma zamiaru zmienić swojego zachowania i dalej protestować przeciwko rzekomej niesprawiedliwości społecznej i rasizmowi w jej kraju. „Mój cel i moja misja są ważniejsze niż sport” - powiedziała dziennikarzom AP:
„Jestem tutaj aby reprezentować tych, którzy zmarli z powodu systemowego rasizmu. To ważna część. Dlatego tam jadę. Dlatego dziś tutaj jestem”
Jeżeli Berry dotrzyma swojego słowa, to może mieć jednak z tego powodu kłopoty. Międzynarodowy Komitet Olimpijski bardzo nie lubi mieszania polityki ze sportem. Tak zwana Zasada 50 jednoznacznie zabrania jakichkolwiek demonstracji politycznych podczas olimpiady. W 1968 roku w Meksyku dwóch czarnoskórych amerykańskich lekkoatletów, Tommie Smith i John Carlos, zostali nawet zdyskwalifikowani z udziału w dalszych konkurencjach i odesłani do domu kiedy w trakcie rozdania medali wznieśli zaciśnięte pięści w powietrze. Komitet zapowiedział, że w tym roku nie ma zamiaru robić żadnych wyjątków.