Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Rozbiór PO, czyli dobre wieści dla Polski

Jedna z najgłośniejszych politologicznych i publicystycznych tez III RP głosi, że Prawo i Sprawiedliwość nie istnieje bez Platformy Obywatelskiej, a PO bez PiS. Dokonujący się właśnie polityczny rozbiór partii Donalda Tuska, Grzegorza Schetyny i Borysa Budki pokazuje całą fałszywość tej tezy.

Ani PiS, ani tym bardziej Polska do niczego tej formacji nie potrzebują. PiS świetnie sobie radzi na scenie politycznej, nawet gdy rozpada się Platforma. A znakomita większość Polaków, jeśli jeszcze pyta o Platformę, to albo dla hecy, albo czekając, aż ktoś jej sztandar w końcu z naszej polityki wyprowadzi.

Prawy do lewego, lewy do prawego

Teza o tak zwanym duopolu, czyli głęboko systemowej, zakamuflowanej ponoć wspólnej władzy PO i PiS nad Polską, przyjęła się choćby wśród politycznych ugrupowań bardziej na prawo od PiS. Była im pomocna w szukaniu swojej niszy, stopniowej rozbudowie wpływów, budowaniu własnej pozycji politycznej. Po części to się udało: wizja PO–PiS nakładała się na dość naiwną polityczną wiarę, że na przykład Konfederacja jest partią antysystemową. Ktokolwiek jednak śledzi polską politykę nieco dłużej, zna historię polityczną liderów tej formacji i wie, jak lubią brylować w TVN, gdy są tam akurat potrzebni.

Podobnie na mniej lub bardziej radykalnej lewicy. Postkomuniści, gdy Miller skutecznie wyprowadził ich z politycznej pierwszej ligi, długo opowiadali o PO–PiS jako emanacji Akcji Wyborczej „Solidarność”. To było czytelne szczególnie dla ich starszego elektoratu, który długo żył wygranymi wojnami z lat 90. i początków nowego millenium. I nie potrafił zrozumieć, dlaczego postkomunizm zmienił się raczej w „PO-komunizm”, czyli mniej lub bardziej zakamuflowany sojusz liberałów z lewicą. Również tak zwana młoda lewica, zwykle wychodząc od antykapitalistycznych krytyk, traktowała PO i PiS jako nową oligarchię. Dopiero polityka społeczna rządów Zjednoczonej Prawicy po 2015 r. sprowadziła dysonans poznawczy na część radykalnych lewicowych środowisk, prowadząc do ostrych, nieświętych wojen w ich szeregach.

Rozpad i rozbiór Platformy

Dziś jest już pewne, że mit duopolu wkrótce przestanie być użyteczny. Rozpad i rozbiór Platformy rozbija w pył tę opowieść. PiS nie potrzebuje radykalnego konfliktu z PO, aby skutecznie rządzić, także w najtrudniejszym od dekad czasie, czyli w pandemicznych realiach. To, co dziś oglądamy, jest zjawiskiem niezwykłym w rodzimej polityce. A z pewnością będzie takie, jeśli trend się utrwali: odbudowa poparcia sondażowego przez PiS, szczególnie w warunkach jasnych już sporów w łonie Zjednoczonej Prawicy, wprawia w najczarniejszą rozpacz zarówno liberalną opozycję, jak i żyjące z nią w symbiozie media. Okazało się przy tym, że radykalna zmiana w polityce społecznej i rodzinnej, na jaką zdecydował się kilka lat temu PiS, ugruntowała poparcie dla rządzących w sposób dotychczas w historii III RP nieznany.

Dla jednych PiS jest przy tym partią socjalistyczną, dla drugich – konserwatywną, dla trzecich – partią klasy ludowej, którą dawno już temu straciła polityczna lewica. Ale kto powiedział, że w polityce gra się tylko na jednym fortepianie? Zarówno PiS, jak i Solidarna Polska, i Porozumienie – przy wszystkich wciąż niebezpiecznych animozjach – od kilku lat grają naprawdę udany koncert na kilku fortepianach.
Beneficjentem tego stała się nie tylko polska gospodarka, która zdecydowanie lepiej się czuje bez balcerowiczowskich doktrynerów u sterów, lecz także miliony ludzi o niejednorodnych w gruncie rzeczy poglądach i naprawdę różnym położeniu społecznym. I co z tego, że lewica i liberałowie tak chętnie przypominają, że Mateusz Morawiecki też był bankierem, skoro premier realizuje społeczno-gospodarczą agendę, której beneficjentami nie jest tylko wąska grupa zaczytanych w „Gazecie Wyborczej” elit?

Schetyna listy pisze

Niewykluczone, że czytali Państwo w miniony weekend list otwarty polityków PO i KO adresowany do... polityków PO i KO. Podpisali go m.in. Grzegorz Schetyna, Grzegorz Napieralski, Dariusz Rosati, Stanisław Gawłowski, Kazimierz Michał Ujazdowski. Nawet jeśli jest to przygotowanie do zamachu stanu w Platformie, to również – dokument potwierdzający niemałą część zarzutów wobec Platformy, jakie od dawna formułuje opinia publiczna. To przyznanie do politycznego wyobcowania, które od dawna drąży Platformę. Ale nikt już nie będzie płakał nad tym listem ani nie będzie bił brawa – to cena, jaką PO płaci za nieustanne siedzenie w studiach TVN i na Twitterze Donalda Tuska.

Ktoś złośliwie powie: PiS też ma media, które kibicują od lat projektowi dobrej zmiany albo węziej lub szerzej rozumianej prawicy. Tyle że równocześnie PiS musi się liczyć z faktem często przeoczanym: te media tworzą ludzie o naprawdę różnych poglądach i często różnych życiowych drogach. Jedni z nich są wolnorynkowcami, drugim bliżej w sprawach społeczno-gospodarczych do socjaldemokracji; jedni chcą całkowitej ochrony życia, drudzy wciąż są za tzw. kompromisem aborcyjnym z lat 90, itd., itp. Większość z nich też nieźle zna „życie od dołu”, bo nie wywodzą się z szeregów resortowych elit. Po drugiej stronie jest TVN-owska, bezrefleksyjna sztampa – politycy PO od lat przeglądają się w opiniach wciąż tych samych ludzi, zakonserwowanych w lumpenliberalizmie, warszawocentryzmie i staro-nowym uprzywilejowaniu z początków lat 90.

Gra o elektorat PO

Teza o upadku Platformy powtarza się od lat. I to na tyle często, że staram się podchodzić do niej ostrożnie. Dziś jednak rozbiór polityczny tej formacji wydaje się wysoce prawdopodobny. Taktyczny sojusz Lewicy z PiS nie wynikał ze wzajemnej miłości. Jeszcze nieraz – powtórzę myśl, którą wyraziłem już w felietonach dla „Codziennej” i TVP Info – zobaczymy ostre konflikty między tymi ugrupowaniami. Ale Włodzimierz Czarzasty i Adrian Zandberg nie mają już żadnego interesu w tym, by grać w polityce tak, jak sobie życzy słabnąca Platforma. Tym bardziej że jej elektorat konsekwentnie jest pożerany przez Polskę 2050.

W tym momencie i Lewica, i formacja Szymona Hołowni stoją przed szansą, której zaprzepaścić nie mogą bez ryzyka popełnienia karygodnego błędu. Im bardziej groteskowo przedstawia się opinii publicznej Platforma, im szybciej Prawo i Sprawiedliwość odbudowuje swój sondażowy potencjał, tym prędzej muszą grać na osłabienie PO. Później najprawdopodobniej Lewica znów poprawi swoje relacje z lewicowo-liberalnymi mediami. Ale w tym momencie opłaca się jej nawet znoszenie hejtu. Bo niemała część milczącego, lewicowo-liberalnego elektoratu też jest zmęczona symbiozą między PO, KOD, TVN i „Wyborczą”. Uważa go za miałki i nieskuteczny.

Ostatecznie rozbiór Platformy to dobra wiadomość dla Polski. Ale nie odetchniemy z ulgą na długo. Gdzieś przecież te platformerskie szeregi będą musiały się rozejść.
 

 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Wołodźko