Zgodnie z moimi wcześniejszymi przewidywaniami wraz z końcem 2020 roku wcale nie przestali umierać ludzie dla wielu ważni i przez wielu kochani. Jedną z większych strat polskiej kultury, a może nawet tożsamości, przynajmniej dla kilku pokoleń, jaką już przyniósł rok 2021, jest śmierć Henryka Jerzego Chmielewskiego.
„Papcio Chmiel”, autor przygód Tytusa, Romka i A’tomka, opuścił nas w pięknym wieku 97 lat. Oczywiście lista osób, które kształtowały pokolenia, nim wzięły się za to gwiazdy streamingów i social mediów, zawsze będzie subiektywna i gdy jeden autorytatywnie takową ogłosi, inny oburzy się, domagając się zupełnie innych nazwisk. Myślę jednak, że co do „Papcia” przynajmniej wobec wychowanków lat 70. z przyległościami udałoby się wypracować pewien kompromis. Sam – jako urodzony za „późnego Gierka” – fanem Tytusa też jestem raczej późnym, załapałem się jednak na premiery najbardziej szalonych i kolorowych zeszytów, w których wyobraźnia autora i bohaterów wygrywała już z cenzurą i partyjno-harcerskim sztywniactwem. Pierwszy komiks znalazłem na pobliskim śmietniku i czytałem, nie wiedząc nawet, co czytam, ponieważ brakowało kilku początkowych kartek. Po kolejne jeździłem już do księgarni Młodzieżowej Agencji Wydawniczej na ulicy Wilczej, gdzie bynajmniej nie było łatwo o sztandarowy produkt wydawnictwa. „Papcio” przeżył komunę, Młodzieżową Agencję Wydawniczą i drukujący go „Świat Młodych”, przeżył też młodszych od siebie Janusza Christę i Edmunda Niziurskiego, którzy uzupełniliby listę twórców pokoleniowych według dr. Karnkowskiego. Z Christą łączył go głównie gatunek, z Niziurskim skłonność do farsy i absurdu, z obydwoma obecność na listach lektur kolejnych roczników i tworzenie dla młodzieży (choć Niziurski pisał też dla dorosłych). Teraz wspominać będziemy już wszystkich trzech, każdy zajął swoje, godne miejsce w pamięci i historii. I póki żyjemy, nie pokryją się kurzem na półkach.