Samolot, o którym mowa to Iljuszyn Ił-80 (w kodzie NATO Maxdome), nazywana przez Rosjan „samolotem końca świata”. Ta zbudowana w połowie lat osiemdziesiątych modyfikacja pasażerskiego Iła-86 ma bowiem służyć jako latające centrum dowodzenia na wypadek wojny nuklearnej, to właśnie z jego pokładu prezydent Rosji i najwyżsi dowódcy będą w jej wypadku prowadzili działania wojenne.
Większość szczegółów dotyczących tego samolotu siłą rzeczy jest ściśle tajna. Rosja ma obecnie na wyposażeniu cztery takie maszyny.
Jedna z nich przechodziła właśnie rutynowy przegląd na lotnisku w mieście Tangarog w obwodzie rostowskim. Rosyjskie media doniosły jednak, że został on okradziony. Włamanie na jego pokład miano zauważyć w zeszły piątek. Złodzieje prawdopodobnie dostali się do środka po wyważeniu luku towarowego. Ich łupem padło 39 elementów systemu łączności o wartości ok. miliona rubli (ok. 50 tysięcy PLN).
Ujawnienie informacji o tej kradzieży wzbudziło w Rosji ożywioną dyskusję o tym, jak chronione są ważne instalacje wojskowe. Co ciekawe jednak najprawdopodobniej nie dokonali jej szpiedzy, chociaż zdobycie informacji o rosyjskim sprzęcie zainstalowanym w takim samolocie byłoby gratką dla każdego agenta wywiadu. Nieoficjalnie wiadomo, że rosyjska policja podejrzewa o to... złomiarzy. Do budowy skradzionego wyposażenia użyto bowiem elementów wykonanych z drogich metali, takich jak złoto czy platyna. Niektórzy komentatorzy zauważają, że przeciętny złomiarz nie wiedziałby o tym z czego budowana była maszyna, co z kolei sugeruje, że informacje o tym przekazał im ktoś pracujący przy tym remoncie.
Policja z Rostowa ogłosiła, że śledztwo już trwa, chociaż na razie nikogo nie aresztowano. Departament śledczy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wydał oświadczenie, że otwarli sprawę kryminalną w sprawie kradzieży sprzętu z samolotu na lotnisku w Tanganrogu. Dodali, że na miejsce wysłano już ekipę śledczych. Nie ujawnili jednak żadnych szczegółów.