Publicyści „Gazety Wyborczej” w większości w pokrętny sposób twierdzą, że Cezary Gmyz powinien ujawnić swoich informatorów. Innymi słowy zdradzić informacje o tych, którzy powiedzieli mu o śladach trotylu w tupolewie.
W ten sposób sytuacja w gazecie Adama Michnika doszła do absurdu – z jednej strony jej publicyści i dziennikarze rozpoczynają medialną kanonadę, że trotylu nie było (tak sądzą tylko wariaci, wyznawcy sekty etc.); z drugiej pojawia się jednocześnie żądanie: ujawnić, ujawnić, kto się wychylił, kto powiedział!
Pamiętam, jak kilka lat temu „GW” bez skrupułów ujawniła swoich informatorów, pamiętam spłoszonego Piotra Stasińskiego, który tłumaczył się z tego skandalicznego zachowania w siedzibie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Dziś m.in. Agnieszka Kublik pisze, że Cezary Gmyz „mógł i powinien” ujawnić swoich informatorów.
Jak widać, wywiad z gen. Czesławem Kiszczakiem, szefem komunistycznych służb specjalnych, odcisnął się na psychice pani Kublik, która uważa, że „sypanie” jest powinnością dziennikarską. Podobnie uważają inni publicyści „GW”.
Kiszczak może być dumny.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Dorota Kania