Niebudzące szczególnego zainteresowania opinii publicznej wydarzenia mają niekiedy istotne znaczenie polityczne. Nie wywołują one emocji opinii publicznej, gdyż najczęściej ich sens kryje się za dyplomatycznymi sformułowaniami, spod których trzeba je wyłuskiwać. Spróbujmy więc przeanalizować ciąg wydarzeń z ostatnich kilku lat, które doprowadziły do tego, że 28 lipca w Lublinie ministrowie spraw zagranicznych Polski, Litwy i Ukrainy ogłosili powstanie nowej struktury – Trójkąta Lubelskiego.
Wybór miejsca i nazwy nie był oczywiście przypadkowy, szef polskiego MSZ Jacek Czaputowicz stwierdził wprost, że Lublin jest miejscem symbolicznym dla tych trzech krajów, bo 1 lipca 1569 r. podpisano tam umowę pomiędzy Królestwem Polskim a Wielkim Księstwem Litewskim, zwaną unią lubelską. Udział Ukrainy nawiązywał tu raczej do innej unii, która niestety nie została wprowadzona w życie. 16 września 1658 r. w Hadziaczu została zawarta unia pomiędzy Rzecząpospolitą a Kozakami, która po krwawym powstaniu Chmielnickiego i podporządkowaniu przezeń Ukrainy Moskwie była próbą transformacji państwa w Rzeczpospolitą Trojga Narodów. Z ziem ukrainnych miało powstać Wielkie Księstwo Ruskie, cieszące się znaczną autonomią, także religijną, ale choć i król, i Sejm podpisali postanowienia unii hadziackiej, to nigdy nie została ona w pełni wprowadzona w życie, a rozczarowana Kozaczyzna wkrótce ostatecznie uznała zwierzchnictwo cara.
Ministrowie trzech krajów złożyli wieńce przed pomnikiem Unii Lubelskiej, a szef litewskiej dyplomacji Linas Linkevičius podkreślił, że wszystkie trzy kraje łączy wspólna przeszłość. – Niemniej ważne jest to, że ta historia odzywa się w dniu dzisiejszym. Stworzenie Trójkąta Lubelskiego ma znaczenie dla współpracy politycznej, wojskowej i każdej innej. Myślę, że jest to również geopolityczna wiadomość, że wykorzystamy potencjał współpracy z NATO. Będziemy wciągali naturalnego partnera, czyli Ukrainę, do tej współpracy, do tej przestrzeni euroatlantyckiej – stwierdził.
Przypomina to deklaracje polskich przywódców w okresie, gdy Litwa dopiero zabiegała o członkostwo w NATO, a jej głównym – i skutecznym – sojusznikiem w tej sprawie była Polska. Jedną z dróg do Paktu było utworzenie Batalionu Polsko-Litewskiego, który działał według standardów natowskich i odbywał ćwiczenia z jednostkami członków NATO. Już wówczas powstał na identycznych zasadach Batalion Polsko-Ukraiński, a ponieważ o obu tych jednostkach nakręciłem filmy dokumentalne, mogę stwierdzić z przekonaniem, że wojskowi zarówno z Litwy, jak i Ukrainy byli znacznie bardziej niż ówczesne rządy tych krajów entuzjastami jak najściślejszej współpracy militarnej – i nie tylko! – z Polską. Zmarły kilka lat temu ukraiński generał Ludwik Kobierski, który w armii Ukrainy był Polakiem zajmującym najwyższe stanowisko wojskowe jako dowódca strategicznego Zachodniego Okręgu Wojskowego, napisał dla Polsko-Ukraińskiego Batalionu hymn w obu językach, a na cmentarzu Orląt Lwowskich powiedział mi do kamery, że już w 1918 r., zamiast bić się ze sobą, powinniśmy byli razem stawić czoła wspólnemu wrogowi.
Nawiasem mówiąc, ówczesnym dowódcą polskiej części wspólnego z Litwinami batalionu był dziarski major, a dziś generał Rajmund Andrzejczak, który zapewne wykorzystał swoje doświadczenie jako szef Sztabu Generalnego WP, gdy tworzono pierwszą wspólną już dla trzech krajów dużą jednostkę – Litewsko-Polsko-Ukraińską Brygadę, której dowództwo mieści się… tak, w Lublinie. Pełną gotowość bojową w standardach NATO brygada osiągnęła w 2016 r., a gdy po ogłoszeniu powstania Trójkąta Lubelskiego odwiedzili ją trzej ministrowie, padły istotne słowa o celach tej nowej struktury politycznej. Minister Czaputowicz podkreślił, że format Trójkąta Lubelskiego różni się np. od Grupy Wyszehradzkiej, ponieważ obejmuje Ukrainę, która nie jest członkiem NATO ani UE. Wyraził jednak nadzieję, że kraj ten stanie się w przyszłości członkiem tych organizacji. – Ukraina jest ważnym państwem już teraz. Ma głos i swoją politykę, która może stabilizować całą Europę, jest bardzo ważna dla bezpieczeństwa Polski i Unii Europejskiej – powiedział Czaputowicz. – Myślimy o stworzeniu pola do współpracy, by przeciwstawić się dezinformacji ze strony Rosji, a także reinterpretacji historii. Myślę, że to dobra podstawa, jeśli chodzi o współpracę między ministerstwami spraw zagranicznych – dodał.
Niedwuznacznie wskazał więc wspólnego wroga, o którym mówił przed laty gen. Kobierski. W tym samym duchu wypowiedział się szef litewskiego MSZ Linkevičius. – Od dawna projektowane jest uczestnictwo Ukrainy w naszych strukturach, jej uczestnictwo w operacjach wojskowych oraz sprzężenie jej interesów z polityką Wspólnoty Europejskiej. To będzie dla Ukrainy wsparcie, którego tak w tej chwili potrzebuje – podkreślił.
To wszystko ładne dyplomatyczne słowa, ale po co właściwie powołano Trójkąt Lubelski? Wydaje się, że stoi za tym konkretny perspektywiczny zamysł geopolityczny, o którym wielokrotnie pisałem na łamach „Codziennej” jako pożądanym rozwoju struktury Trójmorza – stopniowe jej poszerzanie o kraje niebędące jeszcze członkami NATO ani UE. Czyli w gruncie rzeczy chodzi o realizację prometejskiej idei Międzymorza, zakładającej sparaliżowanie agresywnych działań Rosji przez szeroki sojusz polityczno-militarny państw sąsiedzkich, które w pojedynkę nie byłyby w stanie stawić czoła Moskwie. Dołączenie Ukrainy do 12 państw natowskich i unijnych tworzących wraz z Polską Trójmorze byłoby przełomowe dla jego dalszych losów. Otworzyłoby też podobną perspektywę dla Gruzji i Azerbejdżanu, a nawet Białorusi, walczącej dziś o obalenie dyktatury Łukaszenki. Taką możliwość zdają się sugerować słowa ministra Czaputowicza: – Dzięki wdrożeniu odpowiednich mechanizmów współpracy będziemy w stanie realizować nasze cele, do których należą trwałe zaangażowanie w rozwój Partnerstwa Wschodniego, skuteczna walka z pandemią COVID-19, poparcie dla europejskich i euroatlantyckich aspiracji Ukrainy, a także związków tego państwa i współpracy tego państwa z inicjatywą Trójmorza.
Minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba stwierdził zaś: – Dziękuję Polsce i Litwie za to, że konsekwentnie wspierają Ukrainę na drodze do członkostwa w Unii Europejskiej i NATO. Jest to więcej niż przyjacielskie wsparcie, jest to więcej niż wsparcie partnerów, to jest wsparcie rodzinne.
Realna poprawa stosunków Polski z Litwą zajęła 30 lat. Jeśli idzie o Ukrainę, to proces ten trwa, ale mimo trudności napawa optymizmem. Nie wyszła nam unia hadziacka, ale Rząd Narodowy w powstaniu styczniowym używał symbolicznego herbu Rzeczypospolitej Trojga Narodów z polskim Orłem, litewską Pogonią i ukraińskim Michałem Archaniołem, a sto lat temu polscy i ukraińscy żołnierze w 1920 r. wspólnie przelewali krew w obronie swoich ojczyzn przed najazdem sowieckiej podówczas Rosji. Wróg wciąż ten sam – nowi, cenni sojusznicy i przyjaciele są jak najbardziej pożądani!