Sprzeczne komunikaty w sprawie terminów wyborów, ponowna obstrukcja ich przeprowadzenia, bezpośrednio uderzająca w możliwości działania sztabu Trzaskowskiego, oraz próba ogłoszenia marszałka Grodzkiego prezydentem Polski dają obraz ich dziecinady. Dlatego, mimo początkowego wrażenia silnego restartu kampanii totalnych, dziś znów widać ciamajdan zamiast groźnego dla PiS rywala w wyborach prezydenckich.
Totalna opozycja jest – mimo pudrowania i podtrzymywania przez totalne media – w intelektualnej i organizacyjnej rozsypce. Świetnie to było widać w Senacie, gdy nagle – wbrew wcześniejszym ustaleniom przy zorganizowanym przez lewicę okrągłym stole – PO postanowiła wydłużyć prace nad ustawą o trybie przeprowadzenia wyborów. Skraca to terminy kalendarza wyborczego i działa przede wszystkim przeciw Trzaskowskiemu, który będzie miał mniej czasu na zebranie 100 tys. podpisów. Ale najśmieszniejsze to wykoncypowanie przez senatorów opozycji scenariusza, w którym jakoby możliwe było pełnienie obowiązków prezydenta przez marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego. Doszli oni do wniosku, że gdy zakończy się kadencja Andrzeja Dudy, to wtedy obowiązki prezydenta pełnić mógłby marszałek Sejmu, ale tylko w określonych przez konstytucję warunkach. Jeśli więc „marszałek Sejmu nie może pełnić obowiązków prezydenta, robi to marszałek Senatu”. To nawet nie jest działanie na rympał, to jest piaskownica.
Przytoczę tu zapis artykułu 131, na podstawie którego tuzy opozycji doszły do takich wniosków. Punkt 1 tego artykułu mówi tak: „Jeżeli Prezydent Rzeczypospolitej nie może przejściowo sprawować urzędu, zawiadamia o tym Marszałka Sejmu, który tymczasowo przejmuje obowiązki Prezydenta Rzeczypospolitej. Gdy Prezydent Rzeczypospolitej nie jest w stanie zawiadomić Marszałka Sejmu o niemożności sprawowania urzędu, wówczas o stwierdzeniu przeszkody w sprawowaniu urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej rozstrzyga Trybunał Konstytucyjny na wniosek Marszałka Sejmu. W razie uznania przejściowej niemożności sprawowania urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej Trybunał Konstytucyjny powierza Marszałkowi Sejmu tymczasowe wykonywanie obowiązków Prezydenta Rzeczypospolitej”. Punkt drugi określa okoliczności: „Marszałek Sejmu tymczasowo, do czasu wyboru nowego Prezydenta Rzeczypospolitej, wykonuje obowiązki Prezydenta Rzeczypospolitej w razie: 1) śmierci Prezydenta Rzeczypospolitej, 2) zrzeczenia się urzędu przez Prezydenta Rzeczypospolitej, 3) stwierdzenia nieważności wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej lub innych przyczyn nieobjęcia urzędu po wyborze, 4) uznania przez Zgromadzenie Narodowe trwałej niezdolności Prezydenta Rzeczypospolitej do sprawowania urzędu ze względu na stan zdrowia, uchwałą podjętą większością co najmniej 2/3 głosów ustawowej liczby członków Zgromadzenia Narodowego, 5) złożenia Prezydenta Rzeczypospolitej z urzędu orzeczeniem Trybunału Stanu”. Tu następuje ustęp trzeci tego artykułu: „Jeżeli Marszałek Sejmu nie może wykonywać obowiązków Prezydenta Rzeczypospolitej, obowiązki te przejmuje Marszałek Senatu”. Wyobrażacie sobie Państwo? Milusińscy z piaskownicy opozycji wywiedli z tego, że skoro marszałek Sejmu nie może pełnić obowiązków prezydenta, gdy skończy się kadencja Andrzeja Dudy, bo konstytucja na to nie pozwala, to pan Grodzki może!
Tymczasem warto im przypomnieć, że ostatni możliwy termin wyborów to 28 czerwca. Wynika to właśnie z terminów konstytucyjnych – kadencja prezydenta Andrzeja Dudy kończy się 6 sierpnia i wtedy musi być wybrany nowy prezydent, a Sąd Najwyższy przed tą datą musi mieć czas na potwierdzenie ważności jego wyboru. Inaczej kraj zostanie bez głowy państwa i będziemy mieli poważny kryzys ustrojowy. A na jego zażegnanie nie ma rozwiązań przewidzianych przez konstytucję.
Głupota, dziecinada, brak kompetencji widoczne gołym okiem przykrywane są przez coraz większy stopień agresji. Donald Tusk pokazał swój „intelektualny” poziom w TVN, odnosząc się do lidera PiS prostackim tekstem: „Nie strasz, nie strasz, bo się zesrasz”. W najbliższych dniach i tygodniach będzie tego więcej, dlatego warto zachować spokój i pogodny stoicyzm. Widać wyraźnie, że przegrają i jakiekolwiek problemy Andrzeja Dudy w tych wyborach mogą być spowodowane wyłącznie kwestią mobilizacji wyborców.
Szansy na przeciągnięcie wyborców obecnego prezydenta do obozu agresywnej i głupawej opozycji raczej nie ma. Zatem kluczem do zwycięstwa prezydenta Dudy jest mobilizacja – wciąż możliwe jest (przy takich zasięgach głupoty u totalnych) rozstrzygnięcie w pierwszej turze.