Inwigilacja, podsłuchiwanie, szkalowanie zwłaszcza przez wymuszanie przeciw niemu fałszywych zeznań, w końcu pozbawienie wolności – oto cały arsenał środków stosowanych przeciw Prymasowi Tysiąclecia przez tzw. służby bezpieczeństwa. W ciągu całego czasu jego posługi. Największe jednak nasilenie tego procederu miało miejsce w latach 1946-1956.
Na biurku Ministra Bezpieczeństwa Publicznego znalazł się dokument zatytułowany: „Plan wstępnego śledztwa przeciwko Stefanowi Wyszyńskiemu”. Stało się to 8 grudnia 1953 r. Wcześniej, bo 25 września 1953 r. Prymas został usunięty z „zajmowanych stanowisk kościelnych”. Dokument został sygnowany podpisem Stanisława Radkiewicza i słowem „zatwierdzam”.
Wrogość do Polski Ludowej i taktyka salami
- Zachowanie i postawa Wyszyńskiego już po jego usunięciu wskazują, że nie tylko nie zrozumiał on – czytamy we wspomnianym już dokumencie umieszczonym w opracowanym przez Bogdana Pieca, a wydanym przez Wydawnictwo Księży Werbistów (Verbinum) w 2001 r. zbiorze pt.: "Stefan kardynał Wyszyński Prymas Polski w dokumentach aparatu bezpieczeństwa PRL" – iż swoją wrogą działalnością i wysługiwaniem się politycznym kołom watykańskim przyniósł on duże szkody interesom Państwa i Narodu, ale – przeciwnie trwa w dalszym ciągu w zdecydowanym uporze i wrogości do Polski Ludowej i nawet „nie uznaje” prawa władz państwowych do usunięcia go z zajmowanych stanowisk (pisownia i stylistyka zgodnie z oryginałem).
Hipokryzja komunistów polega na pragnieniu „przyklepania” owego uznania przez samego prymasa skierowanych przeciw niemu represji. Potwierdza to sposób sformułowania celu wstępnego śledztwa: „doprowadzić, by Wyszyński zrozumiał, że władze dysponują przeciwko niemu poważnymi materiałami obciążającymi, że musi się z tym liczyć i przyjąć odpowiednią postawę, jeśli nie chce być potraktowany jako zwykły przestępca”. Te „poważne” materiały to były głównie zeznania wymuszone przez zastraszanie i fizyczne represje stosowane na nierzadko przypadkowych osobach. W sumie był to stek bzdur sfabrykowanych po to, żeby hierarchę przestraszyć. Gdyby wśród autorów tych „dokumentów” był chociaż jeden o minimalnej znajomości psychologii, wiedziałby że to się nie uda.
Strategia komunistów – pisze we wstępie do swojego opracowania Bogdan Piec – polegająca na stopniowym opanowaniu i przekształcaniu systemu społecznego według ideologicznych założeń tzw. taktyka salami - zakładała konieczność utrzymania w pierwszym okresie budowy nowego ustroju poprawnych stosunków z Kościołem. Wyrazem tego stało się wyłączenie kościelnych majątków ziemskich (tzw. dóbr martwej ręki) z reformy rolnej, zwrot Kościołowi zrabowanego przez Niemców majątku, zgoda na nauczanie religii w szkołach państwowych oraz reaktywowanie Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Wszystko to jednak było tylko przykrywką rzeczywistych intencji komunistycznych uzurpatorów. Szykowało się zaostrzenie stosunków między państwem, czy raczej kierującą nim kompartią a Kościołem. Pierwszą zapowiedzią tego było zerwanie 12 września 1945 r. konkordatu między Polską a Stolicą Apostolską. Po likwidacji Polskiego Stronnictwa Ludowego Kościół stał się jedyną pozostałą w Polsce niezależną strukturą społeczną. Komuniści robili więc wszystko, żeby go zniszczyć. Do połowy 1947 r. w więzieniach znalazło się ponad sześćdziesięciu duchownych i wraz z upływem czasu liczba ta nie malała, a do uwięzionych przyłączył także prymas.
Urzędy publiczne miały działać i działały według następujących instrukcji: 1. przystąpić do rozpracowania duchowieństwa w celu ujawnienia tych, którzy współpracowali z podziemiem; 2. rozpracowywać systematycznie i wszechstronnie kurie biskupie; 3. ustawicznie śledzić duchownych w celu ujawnienia ich powiązań z endekami, chadekami, PSL i organizacją „Wici”; 4. rozpracowywać i paraliżować działalność organizacji katolickich a tam, gdzie pozwalają na to warunki rozwiązywać je.
Rozpracowywano także katechetów szkolnych, głównie przy pomocy agentury młodzieżowej, której zadaniem było dokumentowanie wrogich wystąpień księży, uniemożliwianie Kościołowi wciąganie społeczeństwa do urządzania demonstracji politycznych pod „pozorem imprez kościelnych”.
Władze dokładały wszelkich starań, żeby rozbić Kościół od wewnątrz. We wrześniu 1949 r. Bolesław Bierut przyjął grupę księży, którzy przybyli na zjazd zjednoczeniowy Związku Bojowników o Wolność i Demokrację „ZBoWiD”. Tak powstała komisja miała stać się zalążkiem tzw. kościoła państwowego i pozostawać w opozycji wobec papieża. Całą akcją kierowały komórki Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. W 1950 r. władze państwowe utworzyły komisaryczny zarząd nad charytatywna organizacją katolicką Caritas a 20 maja 1950 r. sejm przeprowadził ustawę o konfiskacie dóbr kościelnych. W tej sytuacji musiał prowadzić polski Kościół ksiądz Stefan Wyszyński, który po śmierci kardynała Augusta Hlonda został przez papieża Piusa XII mianowany biskupem gnieźnieńskim a przez to prymasem polskim (12 listopada 1948 r.).
Wkrótce zostanie on aresztowany. Analizując wytworzone przez bezpiekę dokumenty, można z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że władze chciały osłabić siłę Kościoła, organizując proces przed sądem kapturowym i skazując prymasa. Rywałd, Stoczek, Prudnik Śląski, Komańcza w Bieszczadach to miejsca internowania głowy polskiego Kościoła. W Komańczy kardynał opracował koncepcję Wielkiej Nowenny Tysiąclecia będącej elementem przygotowań do tysiąclecia chrztu polskiego. Kontakty hierarchy ze światem zewnętrznym były mocno utrudnione. Dopiero w Komańczy dwukrotnie odwiedził go umierający ojciec i po jednym razie najbliżsi współpracownicy. Ktoś z nich przemycił to opracowanie na zewnątrz.
Szpiegowska robota kleru
Po aresztowaniu prymasa dziesiątki agentów ruszyło w Polskę, by zebrać informacje, co na ten temat myślą Polacy. Często po prosu podpowiadali im co mają myśleć, często zapłatą za spełnianie życzeń bezpieczniaków była wódka lub kiełbasa. Powstałe w ten sposób opinie trudno uznać za wiarygodne. Są jednak dowodem zarówno demoralizacji, jak i zastraszenia pewnej części społeczeństwa. Pracownik Krakowskiego Zjednoczenia Instalacji Przemysłowej stwierdził: bardzo dobrze się stało, że wreszcie Rząd wglądnął w tę sprawę, która była ogniskiem niezgody między państwem a kościołem, nie kościół a Rząd powinien mieć decydującą rolę w wychowywaniu społeczeństwa. Sprzątaczka z Instytutu Łączności wyraziła się: ten zdrajca Narodu Polskiego, który gdy naród walczył a Hitlerem to on kumał się z nimi. Obecnie chce, by wybuchła III wojna światowa. Ja sama bym go ukamienowała za to, że wskazał Amerykanom cel bombardowania.
Z dokumentu nr 27 wynika, że do Wojewódzkich Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego wpływały raporty dotyczące oceny aresztowania prymasa. I tak WUBP Poznań „melduję, że na poszczególnych zakładach robotnicy i inteligencja pracująca w przeważającej części w dalszym ciągu wypowiada się pozytywnie. Podobne nastroje zanotowano wśród profesorów i młodzieży uczącej się na wyższych uczelniach”. WUBP Szczecin „meldował o otrzymaniu pozytywnych odpowiedzi ze środowisk robotniczych, chłopskich i inteligencji prac”. Z nawet pobieżnej analizy raportów ze wszystkich województw, że były one tworzone „na kolanie”. Zawierały to, co zwierzchnicy chcieli przeczytać.
Tajniacy szeroką ławą wyruszyli na ulicę miast i miasteczek, by szukać wrogich wypowiedzi. A więc robotnik z krakowskiej fabryki mebli stwierdził, że „teraz to już wiem co robią, najpierw biorą się za biskupów, potem za księży a następnie za Kościoły”. Były właściciel drukarni w Skierniewicach powiedział, że „teraz w Polsce nie starcza miejsc na więzienia, więc rząd zmienia klasztory na więzienia a każdy ksiądz jest śledzony przez UB”. Autorzy wypowiedzi utrzymanych w tym tonie często bywali aresztowani, nie mając świadomości dlaczego ich to spotyka. Ubeków nie brakowało na mszach świętych. 2 października 1953 r. w kościele przy ul. gen. Świerczewskiego w Warszawie ksiądz zakomunikował, że „w październiku odbędzie się nabożeństwo poświęcone naszemu kochanemu kardynałowi […]. Na nabożeństwie tym było obecnych około stu osób. W oficjalnych tajnych dokumentach przeznaczonych dla zwierzchników MBP podkreślano, że „zanotowane wrogie wypowiedzi pochodzą od elementu sfanatyzowanego i starej inteligencji”. Miało to szefów uspokoić i utwierdzić w przekonaniu, że społeczeństwo jest po ich stronie. Tymczasem w miastach, nie tylko tych największych, pojawiały się ręcznie pisane ulotki wzywające do żądania uwolnienia księdza prymasa.
Ekskomunika niestraszna komunie
1 października 1953 r. Święta Kongregacja Stolicy Apostolskiej ogłosiła ekskomunikę na wszystkich, którzy „przyczynili się i brali udział w sprawie ks. kardynała”, a otwierając Rok Mariański, papież wezwał wszystkich chrześcijan na świecie, aby „wytrwali w walce z komunistami aż do śmierci, jeśli zajdzie tego potrzeba”. Wezwanie to Radio Watykańskie transmitowało w trzydziestu językach świata. Bezprawie wyrządzone głowie polskiego Kościoła sprawiło, że świat zatrząsł się i nie zamierzał milczeć. Włoska Akcja Katolicka zorganizowała na całym terenie swojego kraju manifestacje solidarnościowe z Kościołem polskim. Demonstrantom towarzyszyły plakaty przedstawiające księdza Stefana Wyszyńskiego za kratami. Francuscy deputowani i senatorzy wystosowali i przesłali do władz polskich apel protestacyjny. Biskupi austriaccy ustanowili godzinę modłów co tydzień w intencji internowanego. Jednocześnie uczestniczyło w nich około dziesięciu tysięcy ludzi. Także episkopaty holenderski i szwajcarski wezwały do modłów za chrześcijan prześladowanych za żelazną kurtyną. To tylko wybrane informacje. Właściwie nie było miejsc na świecie, w których byli chrześcijanie, a nie było reakcji. Zbiorowe protesty przesyłała do władz PRL-u Polonia, gdziekolwiek by ona była.
Wszystkie te dokumenty były gromadzone w MBP. Pracowało nad tym co najmniej kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt osób. Rozmaite raporty, enuncjacje i analizy trafiały do zwierzchników, a protesty pozostawały bez odpowiedzi.
Zasieki z drutu kolczastego
Miejsca „odosobnienia” prymasa zmieniano często z obawy przed reakcją ludności. Pierwszy był Rywałd, ale już 12 października 1953 r. przeniesiono go do Stoczka koło Lidzbarku Warmińskiego i umieszczono w klasztorze przerobionym na więzienie. W czasie, gdy hierarcha tam przebywał, nie było innych więźniów. Za to kazamatów strzegł oddział złożony z sześćdziesięciu żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego (KBW) pod dowództwem płk. Czarnoty. We wszystkich pomieszczeniach przygotowanych dla prymasa umieszczono podsłuchy. Do „pomocy” przydzielono mu zwerbowaną znacznie wcześniej przez UB zakonnicę o kryptonimie Ptaszyńska (faktyczne nazwisko Maria Leonia Graczyk ze Zgromadzenia Sióstr Rodziny Maryi). Fatalne warunki w Stoczku, chłód, brak odpowiedniego wyżywienia osłabiły zdrowie dostojnika. Rząd wysłał nawet do miejsca internowania komisję lekarską, której ustalenia nie ujrzały jednak światła dziennego. Dopiero następna komisja wysłana już do Prudnika stwierdziła wyczerpanie i osłabienie organizmu i zaleciła badania kliniczne. W końcu zarządzeniem z 27 października 1955 r. prymas został przewieziony do Komańczy w Bieszczadach. Zmiana, w tym możliwość spacerów po okolicy, dobrze wpłynęła na jego zdrowie, chociaż i tu także napotykał zasieki z drutu kolczastego. Nie tylko działania czysto operacyjne, ale także represje wpływające na psychikę, odmowa korespondencji, poza rzadką - i skrzętnie cenzurowaną - z ojcem, miały spowodować załamanie się księdza kardynała.
***
W końcu 28 października 1956 r. po uprzednim przyrzeczeniu przez przedstawicieli rządu przywrócenia Kościołowi podstawowych praw i naprawieniu krzywd prymas – na prośbę władz, co było jego ogromnym zwycięstwem – wrócił do Warszawy. Objął też wszystkie odebrane mu urzędy kościelne. Nie miał jednak wątpliwości, że ogłoszona przez komunistów odwilż jest tylko manewrem mającym na celu uspokoić nastroje społeczne.