Za mojej bardzo wczesnej młodości ogromną furorę zrobił film „Walka o ogień”. Po raz pierwszy z tak ogromną pieczołowitością oddano warunki życia praludzi. Przekaz był na tyle silny, że widzowie zapominali o głównym wątku filmu: walce o źródło energii. Jedynym znanym przez naszych przodków dawcą sztucznej (czyli niepochodzącej z mięśni człowieka) mocy był ogień. Nie potrafili oni ognia wzniecać, ale nauczyli się, jak go przechowywać. Problem pojawiał się wtedy, gdy ogień nagle zgasł.
W walce o ogień początkowo liczyła się siła mięśni i determinacja. Jednak to nie najsilniejsi agresorzy wygrali miejsce na podium naszej cywilizacji, lecz anonimowy wynalazca, który nauczył się krzesać iskry.
Dzisiaj nieco odeszliśmy od czasów epoki kamienia łupanego. Nie wiem, czy jest to rzeczywiście istotna poprawa, ale problem dostępu do źródeł energii pozostaje priorytetowy. Tak sobie skonstruowaliśmy cywilizację, że najbardziej rozwinięte kraje świata muszą kupować energię od tych, którzy za nimi nie przepadają. To jakby odwrotność sytuacji z opisywanego przeze mnie filmu. W rezultacie kraje szczycące się demokracją, wolnym rynkiem i rozwojem nauki biją pokłony przed państwami niedemokratycznymi, autorytarnymi, marnującymi zarobione pieniądze na zachcianki władców, jak w przypadku niektórych krajów Zatoki Perskiej i Afryki, albo na politykę imperialną – jak Rosja. Posiadacze obecnych źródeł energii wpadli jednak w pułapkę typową dla krajów o słabym rozwoju technologicznym. Nie zauważyli, że obecne źródła energii można zdobyć w inny sposób albo zamienić je na coś nowego.
Sojusz Rosji z częścią krajów islamskich nie jest przypadkowy. W interesie tych państw leży, by na świecie nic się nie zmieniło. Problem polega na tym, że świat właśnie się zmienia i nie sposób zatrzymać tego postępu. Wprawdzie źródła łupkowe nie są nieograniczone, jednak na tyle ogromne, że nasze pokolenie i trzy następne nie muszą martwić się o gaz i ropę. Co ważniejsze, energonośne łupki są rozłożone nieco inaczej niż miejsca wydobycia konwencjonalnych paliw. Jest ich bardzo dużo w USA i Europie. Prawdopodobnie występują na całym świecie, ale nie wszędzie zostały odkryte i zbadane.
Sięgając do analogii ze wspomnianym filmem, zmiana jest taka jak pomiędzy zbieraczami zbóż a tymi, którzy nauczyli się je uprawiać. Do tej pory energię czerpano z miejsc, w których było jej niespotykane nagromadzenie. Teraz potrafimy ją wyciskać ze wszystkich zakątków globu.
Co pozostaje w takiej sytuacji Rosji i wrogim Zachodowi producentom gazu i ropy? Mogą patrzeć spokojnie, jak ich ogienek trzymany w koszyczku jest coraz mniej cenny. Mogą też zastosować wypróbowaną w przeszłości taktykę na małpoluda: maczugą w łeb. Wydarzenia w Syrii i próba zakazu wydobywania ropy i gazu z łupków pokazują, że jaskiniowcy chcą zatrzymać przekazywanie ognia. To się jednak nie uda. Namachają się i naryczą, ale energia tryśnie na całym świecie. Idę o zakład, że za kilka lat nie będą problemem źle pożytkowane zasoby finansowe eksporterów źródeł energii, lecz ich gwałtowny kryzys gospodarczy. Trzeba tylko jakoś do tych czasów przetrwać. Łatwo nie będzie, ale koniec jawi się naprawdę interesująco.
Źródło:
Tomasz Sakiewicz