Opozycyjna ulica i zagranica starają się podtrzymać wrażenie stanu wyjątkowego w Polsce. Donald Tusk otwartym tekstem wyłożył ostatnio, że to najlepsza strategia dla tych, którzy nie mogą pogodzić się z faktem, że to Prawo i Sprawiedliwość wygrywa kolejne demokratyczne wybory w Polsce.
Dla Donalda Tuska mało ważny jest werdykt ośmiu milionów wyborców partii rządzącej, którzy chcą m.in. reformy sądownictwa. Zabawne jest to, że w czasie, gdy były premier objeżdża Polskę jako wzięty komiwojażer antypisowskich obsesji, opozycja w Sejmie na własne życzenie przegrywa ponoć ważne dla siebie wizerunkowo głosowanie dotyczące sędziowskiej korporacji. Na ulicy wrzawa KOD-owskiej awangardy, w Sejmie pustawe ławy lewicowo-liberalnej opozycji. Prosty wniosek: spora część z nich sama nie wierzy w ten lament o końcu demokracji w Polsce. Ale utrzymanie wysokiego poziomu emocji politycznych jest im niezbędne do dalszej rozgrywki. Ani Platforma, ani Lewica nie mogą w tym momencie pozwolić sobie na złagodzenie antypisowskiego przekazu. Także dlatego, że bardzo ostro recenzują ich liberalne media, które nie wybaczą nikomu ziewania w opozycyjnych sejmowych ławach.