Czy to jest serial o mediach w Stanach Zjednoczonych? A może o pełnym dwuznaczności styku świata dziennikarstwa, biznesu i wielkiej polityki? Czy raczej o nieuchronnym zderzeniu dwóch światów, pełnym radykalnie różnych punktów widzenia, wrażliwości, poglądów? Albo o fenomenie właściciela Fox News? Żadna z tych krótkich definicji nie opisuje i nie wyczerpuje tego, czym jest "Na cały głos" - kilkuodcinkowy serial produkcji HBO. Zobaczyć powinni go jednak wszyscy ci, którzy chcą świadomie poruszać się w tym dziwnym basenie newsów, manipulacji i propagandy - również na polskim poletku.
Na początek widzów czeka ciężki szok. Oto Russell Crowe zamienia posturę gladiatora Maximusa (co prawda sprzed niemal dwóch dekad, ale jednak...) na figurę otyłego, podstarzałego i łysiejącego Rogera Ailesa (wspomnianego szefa Fox News), w którego postać się wciela. Crowe świetnie odnajduje się w tej roli: jest przekonujący, oddający z chirurgiczną precyzją charakter granej przez siebie osoby. A ta jest personifikacją przedziwnej mieszanki wybuchowej: z jednej strony specyficznej charyzmy i wyczucia emocji społecznych, jak również medialnego talentu, z drugiej skrajnie brutalnego cynizmu, pogardy, buty i przekonania o własnej doskonałości.
Te kilka niespełna godzinnych epizodów to opowieść o tym, jak powstała telewizja Fox News - informacyjno-publicystyczna stacja, która w znaczący sposób zmieniła USA i tamtejszą politykę. Niektórzy będą upierać się przy tym, że wypromowała i wprowadziła do Białego Domu prezydenta Donalda Trumpa. Inni - że przynajmniej stworzyła odpowiedni grunt pod swoisty reset w rozumieniu codziennych gierek wokół rywalizacji Demokratów z Republikanami. Widzowie "Na cały głos" krok po kroku - wraz z Rogerem Ailesem - są świadkami tego, jak do tego doszło. Nie jest to jednak jedynie prosta historia o rozrastającej się redakcji czy kolejnych polach, na które wpływ zyskiwali właściciele i mocodawcy tej prawicowej stacji. To raczej próba zrozumienia mechanizmu, który zmienił zasady gry: także w mediach, ale przecież i w polityce, biznesie, gospodarce i innych dziedzinach życia.
Pomóc w zorientowaniu się co do fenomenu Fox News ma właśnie Ailes grany przez Crowe'a. W serialu przedstawiony jest jako skrajnie antypatyczny człowiek, z niezwykle czujnym nosem co do emocji i oczekiwań wielu Amerykanów. Charakterystycznym i symbolicznym momentem w fabule "Na cały głos" jest moment, gdy Ailes mówi wprost, że dotychczasowy monopol medialny wykluczył z debaty publicznej bardzo duży odsetek obywateli. Fox News ma być (i staje się) odpowiedzią na ten stan gry, a takie hasła jak "Make America great again" (wykorzystane później w kampanii Trumpa) są symbolem zmiany. Ailes wykorzystuje do tego wielkie pieniądze Ruporta Murdocha (legendarnego biznesmena inwestującego w sektor dziennikarski), ale przecież każdą sumę można utopić i źle zainwestować. A Fox tworzone przez Rogera to imperium medialne tworzone na fundamencie resentymentów i inwestycji w sektory strachu i podsycania fobii wśród mniej wykształconych (a często także starszych) mieszkańców Stanów. Kluczem do sukcesu - zdaniem twórców serialu - są tego rodzaju wrzutki i tematy jak pochodzenie Baracka Obamy, emocje wokół rosnących wskaźników co do imigrantów, lęk przed zamachami terrorystycznymi czy wreszcie obawa dotycząca pracy w Stanach. Telewizja Ailesa to także wielkie skandale, przełamywanie tabu (jak przy pokazaniu na ekranach ofiar World Trade Centre wyskakujących z okien) i nieszanowanie żadnych świętości.
Czy to spojrzenie fair? I tak, i nie. Nie bez racji wskaże ktoś, że konkurująca z Fox News stacja CNN (nazwana przez serialowego AIlesa mianem Clinton News Network) przez lata obsługiwała - w równie cyniczny i agresywny sposób - polityczne interesy obozu Baracka Obamy i szerzej Demokratów. Producenci "Na cały głos" są w tym rozumieniu jakoś tam ślepi, a przynajmniej niedowidzący na jedno - lewe - oko. Niemniej jednak nawet jeśli w sposób nieco przerysowany i wykoślawiony, to serial HBO wskazuje narzędzia, którymi tacy ludzie jak Ailes posługiwali się (i posługują nadal) do odbicia rynku medialnego, a w ślad za nim politycznego. Przykłady Trumpa, ale i innych polityków w szeregu krajów są dowodem na to, że są to zabiegi skuteczne. Takich produkcji jak "Na cały głos" nie należy więc traktować jako dokumentalne i obiektywne do bólu opowieści, ale pewną publicystyczną żonglerkę filmową. Ogląda się to znakomicie, a przy okazji pozwala zrozumieć kilka społecznych fenomenów (nawet jeśli przedstawionych w krzywym zwierciadle).
Sam Ailes kończy kiepsko: kariera medialna ustępuje oskarżeniom o molestowanie seksualne (i ten wątek jest pokazany w serialu), a bohater serialu w końcu umiera w wieku 77 lat, z grubymi milionami na koncie, które zarobił i w trakcie pracy w Fox, i - jak niesie wieść - także dzięki sowitej odprawie w trakcie odejścia ze swojej stacji.
"Na cały głos" to niezwykle interesujący i świetnie zagrany serial, który jest głosem w tej jakże krzykliwej, otulonej grubymi warstwami propagandy i manipulacji, dyskusji. A amerykański fenomen (na wielu polach, różnie zresztą interpretowanych) zaprezentowany w serialu HBO może mieć zaskakująco wiele wspólnych mianowników i w tym, co dzieje się nad Wisłą. Wbrew pozorom nie są to zbyt proste, a momentami i prostackie porównania Trumpa z Kaczyńskim czy CNN z TVN, ale te impulsy, czasem ledwie sygnały nakreślone przez twórców serialu - jak choćby co do wykluczenia znaczącej części obywateli z debaty publicznej są ważne. Ten, kto je zrozumie, może zgarnąć naprawdę niezłą pulę - nie tylko finansową. "Na cały głos" pomaga zorientować się w tym kruchym, pełnym zmienności świecie, gdzie reguły gry, które obowiązywały do wczoraj, jutro mogą być zmienione o 180 stopni. Jeśli ktoś nie chce wypaść z tej przedziwnej karuzeli, powinien "Na cały głos" zobaczyć.