Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Trująca ampułka nowej lewicy

Niezależnie od tego, czy chodzi o walkę z rasizmem, prawa kobiet czy osób LGBT, ideologowie lewicy zawsze obiecują walkę z cierpieniem i prześladowaniem. Jednak coraz częściej widać, że efekt wszystkich tych działań jest odwrotny od zamierzonego, a sposób myślenia narzucony przez nową lewicę przynosi opłakane skutki nie tylko rzekomym prześladowcom, lecz także tym, których uznaje się za ofiary.

Gdy na prawicy myślimy o zagrożeniach związanych z lewicowymi ideologiami LGBT, gender czy polityką tożsamości odwołującą się do uciśnionych grup, zwykle widzimy w nich zagrożenie dla tradycyjnych instytucji, takich jak rodzina czy państwo narodowe. Autorzy książki „The Coddling of The American Mind”, która opowiada głównie o tym, jak pomysły radykalnej lewicy wpływają na życie na amerykańskich uniwersytetach, pokazują zupełnie nową perspektywę. Psycholog Jonathan Haidt i prawnik zajmujący się wolnością słowa Greg Lukianoff zwracają uwagę, że lewicowa ideologia w praktyce jest ogromnym zagrożeniem dla liberalnych wolności. Co więcej, skutki jej oddziaływania na zdrowie psychiczne młodych ludzi są katastrofalne, co obrazuje radykalny wzrost przypadków depresji i zaburzeń lękowych wśród studentów uniwersytetów. Rady lewicowej ideologii – zwracają uwagę Haidt i Lukianoff – są dokładną odwrotnością tego, co radziłby dobry terapeuta osobie z problemami psychicznymi.

Tolerancja kontra polityka tożsamości

Wielu liberalnych myślicieli, takich jak Francis Fukuyama czy Mark Lila, zauważa, że ideologia nowej lewicy, chociaż obiecuje emancypację, w praktycznym zastosowaniu staje się często zaprzeczeniem wolności. Mówiąc w uproszczeniu: celem tradycyjnego liberalizmu było zapewnienie takich samych praw wszystkim, niezależnie od pochodzenia, koloru skóry, płci czy orientacji seksualnej. Przekonanie było takie, że niezależnie od różnic mogą uczestniczyć w życiu społecznym na takich samych zasadach. Innymi słowy: godność osoby ludzkiej była ważniejsza niż drugorzędne charakterystyki, które tradycyjnie pojmowana liberalna tolerancja wręcz nakazywała lekceważyć, co widoczne było w takich wyrażeniach jak „color blindness” (niezwracanie uwagi na kolor skóry).

Ale myśliciele nowej lewicy kulturowej zaczęli z podejrzliwością patrzeć na tę tradycyjnie pojętą równość. Kto ostatecznie wykoncypował te zasady regulujące współżycie pomiędzy różnymi grupami? Martwi biali mężczyźni! Byli właściciele niewolników, sprawcy kolonialnych zbrodni, zakuwający kobiety w kajdany patriarchatu, a osoby LGBT w jarzmo heteronormatywności. To oni mają czelność zapraszać prześladowanych do wspólnego stołu, stawiając wszystkim warunek przestrzegania stworzonych przez siebie zasad. W ten sposób równość staje się tylko inną formą opresji i „tolerancji represywnej”, zgodnie z określeniem stworzonym przez guru lewicy kulturowej Herberta Marcuse’a.

Różnicę pomiędzy tradycyjnie pojętą liberalną tolerancją a polityką tożsamości nowej lewicy doskonale pokazała dyskusja wokół oscarowego filmu „The Green Book”. Dosyć sztampowa fabuła filmu opiera się na starym jak świat motywie wspólnej podróży, podczas której dwójka bohaterów nie tylko poznaje siebie nawzajem, lecz także dostrzega, że dzielące ich różnice nie są tak wielkie, jak mogłoby się wydawać na początku. W filmie grany przez Viggo Mortensena Włoch z Bronksu zostaje zatrudniony przez czarnoskórego muzyka jako szofer. Bohater przechodzi drogę od bezrefleksyjnego rasizmu do bliskiej przyjaźni z muzykiem, który oprócz tego, że ma inny kolor skóry, to w dodatku jest homoseksualistą.

Film nie spodobał się jednak wielu zwolennikom polityki tożsamości. Według nich bohater grany przez Mortensena został potraktowany zbyt łagodnie, zbyt łatwo pozwolono mu na ucieczkę z roli prześladowcy. Rasizm został pokazany jako coś, co można przekroczyć dzięki wzajemnemu zrozumieniu, a nie jako coś, co jest wręcz genetycznym dziedzictwem białej rasy. Zgodnie z myśleniem nowej lewicy biały pozostanie zawsze prześladowcą, a czarny prześladowanym. Twierdzenie, że ten pierwszy może zrozumieć doświadczenie tego drugiego, jest po prostu obraźliwe.

Arystokracja opresji

Polityka tożsamości odrzuca równość, stwierdzając, że każda grupa ma swoje niezrozumiałe dla innych doświadczenia, a także specyficzne prawa. Choć tradycyjny program uniwersytecki krytykuje się za to, że zawierał tylko dzieła „martwych, białych, heteroseksualnych mężczyzn”, jednocześnie za uzasadnione uznaje się tworzenie list lektur, których kryterium doboru są płeć, rasa lub orientacja seksualna autora. Tworzenie „black studies”, „women studies” czy „gay studies” to swoisty rodzaj równościowego apartheidu i w istocie rozpoczęcie procesu regettoizacji. Studenci na amerykańskich uczelniach coraz częściej domagają się tworzenia specjalnych stołówek lub „bezpiecznych miejsc”, do których dostęp mogą mieć tylko przedstawiciele danej mniejszości etnicznej czy seksualnej.
Lukianoff i Haidt rozróżniają dwa podstawowe typy polityki tożsamości. Pierwszy oparty na „idei wspólnego człowieczeństwa” był propagowany na przykład przez Martina Luthera Kinga i opierał się na założeniu, że biali właśnie dlatego, że są ludźmi, będą w stanie zrozumieć, że czarni zasługują na takie same prawa jak oni. Drugi typ, propagowany przez nową lewicę i dużo bardziej szkodliwy, opiera się na „idei wspólnego wroga”. Jako przykład przywołują sytuację, która miała miejsce na Texas State University w 2017 r. Latynoski student opublikował w uniwersyteckiej gazecie artykuł pt. „Twoje DNA jest obrzydliwością”, w którym pisze, że spośród wszystkich białych ludzi, których spotkał w życiu, nie więcej niż tuzin określiłby mianem przyzwoitych. Autor argumentuje, że białość jest „konstruktem używanym do rozpowszechniania rasistowskiej władzy” i że tylko dekonstrukcja białości może zapewnić zwycięstwo. Esej kończył się zawołaniem: „biała śmierć będzie oznaczała wyzwolenie dla wszystkich […]. Do tego czasu zapamiętajcie jedno: nienawidzę was, bo nie powinniście istnieć. Jesteście jednocześnie dominującym aparatem na planecie i pustką, w której inne kultury, w wyniku spotkania z wami, umierają”.

Autor został potępiony z lewa i z prawa, jego esej nazwano nazistowskim. Jednak, jak zwracają uwagę Lukianoff i Haidt, myślenie autora eseju wynikało bezpośrednio z obowiązującej na wielu uniwersytetach ideologii. Marcuse uważał na przykład, że tolerancja, która wszystkich traktuje równo, jest niesprawiedliwa, dlatego potrzebna była „tolerancja, która dyskryminuje”. Faworyzować należało więc grupy prześladowane, a blokować i dyskryminować te, które cieszyły się wcześniej uprzywilejowaną pozycją. Jak pisał Marcuse: „Wyzwolenie przeklętych tej ziemi wymaga osłabienia nie tylko starych, lecz także aktualnych panów”.

Te teorie – argumentują Haidt i Lukianoff – każą postrzegać świat w „bipolarnych wymiarach przywileju i opresji”. Ta wizja z jednej strony daje prześladowanym (którzy często doświadczenie to tylko odziedziczyli) prawo do zamykania ust domniemanym prześladowcom i satysfakcję z bycia na szczycie „hierarchii opresji”. Z drugiej strony wytwarza w nich szkodliwe przekonanie, że cały świat jest przeciwko nim, a każda porażka może być wytłumaczona jako efekt odwiecznego cyklu dyskryminacji. Ofiary w ten sposób zostają pozbawione podmiotowości i zyskują przekonanie, że cokolwiek by w życiu zrobiły, zawsze będą ofiarami.

Jest dokładnie tak, jak myślisz, a nawet gorzej

Pacjenci cierpiący na zaburzenia lękowe lub depresyjne często wpadają w schematy myślowe nazywane rozumowaniem emocjonalnym i katastrofizowaniem. Proces terapii polega często na uświadamianiu sobie przez pacjenta, że poczucie braku własnej wartości, przekonanie, że inni nas nienawidzą, czy lęk przed wychodzeniem z domu są przede wszystkim sposobami postrzegania przez niego rzeczywistości, a nie rzeczywistością samą w sobie. Gdy na przykład pacjent mówi, że jest kompletnie beznadziejny i wszystko, czego się dotknął w życiu, okazało się porażką, terapeuta zadaje po kolei pytania o życie pacjenta, jego pracę zawodową, relacje z bliskimi. Konfrontacja z faktami ma pokazać, że rzeczywistość nie jest tak straszna, i w konsekwencji nauczyć pacjenta radzenia sobie z zaburzonymi sposobami myślenia. Nie jest to łatwy proces, ale jak podkreślają Lukianoff i Haidt, celem terapii nie jest wzmacnianie wykrzywionego obrazu rzeczywistości, lecz kwestionowanie go. Jeśli pacjent mówi: „Boję się wychodzić z domu, bo mam przekonanie, że wtedy wydarzy się coś strasznego”, ostatnią rzeczą, jaką powinien zrobić terapeuta, jest stwierdzenie: „Masz absolutną rację! Świat to okropne miejsce! Pomyślmy teraz, co moglibyśmy zrobić, żebyś nigdy nie musiał wychodzić z domu”.

Lewicowa ideologia stawia tę zasadę na głowie, nie tylko wzmacniając przekonanie opresji i prześladowania, lecz wręcz nakazując jej aktywne poszukiwanie, nawet tam, gdzie nie dostrzegał jej sam zainteresowany. Wyraża się to na przykład w tym, jak zmieniło się rozumienie tego, co uznać można za obraźliwe (ang. offensive). Z definicji tego pojęcia zniknął jakikolwiek walor obiektywności, obraźliwe jest to wszystko, co sprawia takie wrażenie dla osoby urażonej. Idealnie obrazuje to sytuacja na Uniwersytecie Pensylwanii, gdzie jedna z wykładowczyń zamieściła na swoim profilu na Facebooku zdjęcie, na którym wykonuje ćwiczenia fizyczne w spodniach do jogi i T-shircie z cytatem ze znanego serialu „Gra o tron”, który brzmiał: „Wezmę to, co należy do mnie, ogniem i krwią”. Zażalenie do władz uczelni złożył pracownik administracji uniwersytetu, który stwierdził, że zdjęcie jest groźbą skierowaną wprost do niego. Jakiś czas wcześniej wykładowczyni wysłała do administracji pismo, w którym skarżyła się na to, że pominięto ją przy przydzielaniu urlopów. Był to wyjątkowy pokaz urzędowej zgody na zastosowanie emocjonalnego rozumowania – przyjęto bowiem argumentację administratora, który stwierdził, że groźba była skierowana do niego, bo otrzymał powiadomienie na Facebooku (podobnie jak wszyscy inni znajomi autorki zdjęcia). Podczas postępowania pracownik odpowiedzialny za bezpieczeństwo na uniwersytecie stwierdził, że urażony administrator miał prawo pomyśleć, że za słowem „ogień” na koszulce kryje się „odniesienie do karabinu AK47”.


Tekst ukazał się w miesięczniku „Nowe Państwo” nr 4 (157)/2019

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#lewica

Maciej Kożuszek