Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

"Czarne lustro: Bandersnatch": śmiertelnie poważna zabawa. RECENZJA

"Czarne lustro: Bandersnatch" to kolejna odsłona cyklu, który doczekał się okazałej rzeszy fanów na całym świecie. Tym razem Charlie Brooker i Annabel Jones, twórcy netfliksowego hitu, zamiast serialu, zaproponowali film. Nie byliby jednak sobą, gdyby stworzyli "normalny" film - dlatego "Czarne lustro: Bandersnatch" przypomina raczej interaktywny performance i hybrydę kina z grą komputerową, niż klasyczną produkcję.

Tytułowy "Bandersnatch" to tzw. powieść paragrafowa, w której to czytelnik, wybierając poszczególne paragrafy, decyduje o tym, co dalej wydarzy się w książce. Bohaterem filmu jest młody programista Stefan Butler (Fionn Whitehead). Chłopak jest tak zafascynowany wizją samodzielnego kreowania fabuły, że postanawia na podstawie książki stworzyć grę komputerową. Szybko okaże się, że praca nad grą stanie się jego obsesją, a granica między pełną alternatywnych scenariuszy opowieścią, a rzeczywistością ulegnie zatarciu. 

Jak widać, fabuła nowego "Czarnego lustra", choć bardzo pomysłowa, jest dosyć prosta. Ale zdecydowanie nie o nią tu chodzi. Znacznie większych emocji dostarcza forma, w jakiej zaprojektowano film. Okazuje się, że w filmie, podobnie jak w książce (i grze)  "Bandersnatch", to odbiorca może zdecydować o tym, co dalej się wydarzy. Tym samym, za pomocą jednego kliknięcia pilotem, użytkownicy Netfliksa wybierają scenariusz, według którego potoczą się losy bohatera. A wybory te bywają naprawdę różne - od decyzji dotyczącej tego, jakiej piosenki ma posłuchać bohater, aż po to, czy powinien napić się herbaty, czy... zabić własnego ojca. Efekt dopełniają wypowiedzi głównego bohatera, który zdradza, że czuje się "sterowany". 

Całość składa się na bardzo ciekawy, interaktywny eksperyment socjologiczny. Presja, by samemu zdecydować o kolejnych krokach bohatera wytwarza napięcie i niejako utrudnia wczucie się w fabułę z perspektywy widza, sprawiając raczej wrażenie, że sam jesteśmy uczestnikami zdarzeń. Możemy przyjąć dowolną strategię i albo działać na korzyść bohaterów, albo wcielić się w bezwzględnego i pałającego żądzą zniszczenia demiurga, który pociąga sznurkami w taki sposób, by doprowadzić postaci do upadku. 

"Bandersnatch", podobnie jak poprzednie produkcje z serii "Czarne lustro", stawia pytania o granice między rzeczywistością, a światem wirtualnym, sugerując, że wolna wola bywa zaledwie złudzeniem. "Nihil. novi" - chciałoby się rzec, choć oddanie widzom władzy nad losami bohaterów pozwala bardziej autentycznie (i wręcz dotkliwie) doświadczyć skutków ludzkich błędów. Oglądając "Bandersnatch", miałam wrażenie powrotu do popularnego w latach 90-tych programu "Decyzja należy do ciebie", w którym to obecni w studio i głosujący przed telewizorami widzowie decydowali o zakończeniu "z życia wziętej" historii. Czy odważycie się wejść w świat gry  "Bandersnatch", w której jeden fałszywy ruch spowoduje nieodwracalne zmiany w życiu bohatera, a Was - co najwyżej przyprawi o ból głowy? Decyzja należy do Was.

Ocena: 6,5/10

 



Źródło: niezalezna.pl, Filmweb.pl, naekranie.pl

#Black mirror #Bandersnatch #netflix

Magdalena Fijołek