Urbanek popełnił w swoim dorobku książkę „Genialni. Lwowska szkoła matematyczna”. Choć nic nie rozumiałam z całki Lebesgue'a ani z przestrzeni Banacha, to wręcz pochłaniałam kolejne strony. Ze względów towarzyskich i poczucia dumy chciałam wiedzieć więcej o ekscentrycznych polskich matematykach, choć ich geniusz był dla mnie nie do pojęcia. Wtedy już, cicho i niepostrzeżenie, na scenę wkroczył Rudolf Weigl.
Ratunek
W „Genialnych” Weigl pojawił się jako wybawca. Nie o nim była tamta opowieść, więc jego zasługi nie wybrzmiały tam z pełną mocną. Zapamiętałam tylko, że ratował lwowskich matematyków od śmierci, gdyż zatrudnił ich do dokarmiania wszy. Tymczasem ten spolszczony obywatel austro-węgierskiego imperium wniósł do naszej nauki i kultury jeszcze więcej. Dzięki jego Instytutowi życie ocalili Zbigniew Herbert (który notabene podzielił jego los, nie dostając Nobla), Andrzej Szczepkowski (wybitny aktor), Stefan Banach czy Eugeniusz Romer.
Polskość ponad wszystko
Uratowanie od śmierci genialnego Banacha to już wielki wyczyn. Tymczasem Rudolf Weigl zasłużył sobie na miejsce w historii nie tylko swą odwagą wojenną. Nie za nią nominowany był do nagrody Nobla, lecz za odkrycie szczepionki na tyfus. Jego odkrycie pozwoliło w trakcie wojny zatrudnić tysiące ludzi. Prowadził on bowiem podczas okupacji Instytut Badań nad Tyfusem Plamistym i Wirusami, w którym produkowano wynalezioną przez niego szczepionkę. Produkcja odbywała się z użyciem wszy. Opite ludzką krwią, były później zarażane tyfusem i używane do produkcji zbawiennego lekarstwa. Altruistyczne działanie, jak się okazało później, było jednym z powodów utraty Nobla. Drugim był wybór polskości. U wielu naukowców ich pasja przegrywa ze wszystkim. Nie istnieją żadne ważniejsze wartości niż obiekt ich badań. Dla ich rozwoju posuną się tam, gdzie inni ludzie powiedzą „pas”. Tymczasem Rudolf Weigl nade wszystko cenił sobie bycie Polakiem. Gdy Niemcy po wkroczeniu do Polski proponowali mu podpisanie reichslisty oraz kusili możliwościami rozwoju badań, nie zdradził swojej przybranej ojczyzny.
Infamia za życie
Zemstą Niemców było zablokowanie jego wyboru przez Komitet Noblowski. Choć wzgardził ich propozycjami, nie byli na tyle odważni, aby go zabić. Niemniej straszono go, że podzieli los swoich kolegów – lwowskich profesorów – których rozstrzelano na Wzgórzach Wuleckich. Nie poddał się. Przetrwał wojnę, a po niej przeniósł się do Krakowa. Nie chciał być uczonym radzieckim. Tam zaś znów zaczęto spekulować, że otrzyma tak cenną dla naukowców nagrodę – Nobla. Znów się nie udało. Rozsiewano na jego temat plotki, jakoby kolaborował z Niemcami podczas wojny. Oskarżenie to jest tyleż okrutne, co fałszywe. Dzięki Rudolfowi Weiglowi przetrwali bowiem nie tylko ci wybitni. On i jego wszy dały szansę na życie pięciu tysiącom ludzi, wśród których byli Polacy i Żydzi. Stefan Banach i zwykły robotnik.
Naukowiec i człowiek
Ogromnie cieszy, że Mariusz Urbanek opisał w sposób ciekawy i wciągający życiorys Rudolfa Weigla. Żyjemy w czasach, gdy o naszych osiągnięciach naukowych mówi się za mało. Jego książka to hołd złożony zarówno odkryciu rewolucjonizującemu świat, jak i wierności swojej ojczyźnie. Weigl to przykład człowieka, który poświęcając się nauce, nie zapomniał, że jest człowiekiem.