Nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zachwyt nad publikacją nagrania z Mateuszem Morawieckim wyrażają media sprzyjające opozycji. To, co jeszcze rok temu było „gangsterką”, „działalnością przestępczą”, dziś jest świadectwem „prawdy” i „dowodem na brak stałych poglądów u premiera” oraz, co tu dużo mówić, czynem zupełnie słusznym.
W poszukiwaniu sensacji
Tymczasem rzecz jest tylko pozornie sensacyjna. Prokuratura dysponuje jedną taśmą, tą samą, o której rozpisywał się dwa lata temu „Newsweek”. Wówczas żadna redakcja nie podjęła się pociągnięcia tematu, a tygodnik Tomasza Lisa uznał temat za wart wzmianki na odległej stronie. Zresztą w samej rozmowie nie ma niczego sensacyjnego – ani jednej rozmowy o „zaj… PiS” komisją śledczą, wstrzymaniu kontroli skarbowej w sprawie żony jakiegoś prominentnego polityka albo o przyznaniu się do porażki w kierowaniu wielką instytucją, jak słynne „państwo teoretyczne” w wykonaniu Bartłomieja Sienkiewicza. Słowem – niczego porównywalnego z nagraniami, które zachwiały rządem Donalda Tuska.
Dlatego pewnym zaskoczeniem może być to, że po po latach (w gorącym okresie przedwyborczym) Onet dopuścił się swoistej manipulacji. Zacytował bowiem (niepoparte nagraniami) zeznania kelnerów, w których pada nazwisko dzisiejszego premiera. Padły oskarżenia, jakoby Morawiecki miał opowiadać o podejrzanych transakcjach i słupach. Gdy opinia publiczna rozgrzała się do czerwoności, żądając dowodów w postaci nagrań, Onet opublikował trzygodzinny zapis – w tym część znanych wcześniej rozmów. Tej „nowej taśmy” nie posiadają bowiem ani śledczy, ani sąd. Co więcej, nie ma ich również Marek F., skazany w aferze podsłuchowej. Nie wiadomo, czy w ogóle istnieje.
Jeden problem Morawieckiego
Tymczasem Onet pisze o tym nagraniu w kategorii sprawdzonej informacji, czym wprowadza czytelników w błąd. Oto bowiem jedyne, do czego można mieć uwagi w (znanym już) nagraniu to język dzisiejszego premiera. Co więcej, z kontekstu wynika jasno, że obecny premier już w 2013 r. ostrzegał przed kryzysem imigracyjnym i posługiwał się przy tym czarnym humorem, by ocenić stopień niebezpieczeństwa dla kontynentu europejskiego. Z nagrań wynika, że Morawiecki jest liberałem, ale przytomnie ostrzega przed kryzysem, który wyniknie z zabranych pieniędzy z OFE. Tyle – i tylko tyle – wnosi do publicznej dyskusji taśma ujawniona na początku przez Onet.
Redakcja Onetu mogła uderzyć w Morawieckiego jednym – rozmową z Krzysztofem Kilianem, wówczas szefem PGE, o wsparciu finansowym na projekt Aleksandra Gra-da. Dla przypomnienia – Grad był politykiem bez żadnych właściwości i sukcesów, a w nagrodę za lojalność wobec Donalda Tuska został prezesem spółki odpowiedzialnej za budowę elektrowni jądrowej. Owszem, premier powinien się z tej rozmowy wytłumaczyć, natomiast zadziwiające jest to, że Onet, który niewątpliwie zamierzał przysporzyć problemów Morawieckiemu, skupił się na nieistniejącej taśmie zamiast na wspomnianym fragmencie.
Co dodatkowo ciekawe, dziennikarze otrzymali materiały ze śledztwa od Sądu Najwyższego. Stało się to zaledwie w ciągu kilku dni od wysłania wniosku o ich odtajnienie. Zadziwiające tempo, jak na specyfikę działania polskiego wymiaru sprawiedliwości! Czy coś się w tej mierze zmienia, czy była to tylko prosta strategia Sądu Najwyższego, który wojuje z rządem w sprawie reformy?
Nie ma wątpliwości, że sędziowie, którzy nie zgadzają się na reformę w SN, mogli próbować zaszkodzić PiS na niecały miesiąc przed wyborami. O ich swoistej nadaktywności świadczy także choćby fakt, że pozwolili na wywieszenie baneru „Konstytucja” na gmachu sądu. Inną rzeczą jest, że tradycyjnie wnioski dziennikarzy o odtajnienie akt spotykają się z odzewem dopiero po kilku tygodniach lub miesiącach.
Jednak najważniejszą sprawą jest to, czego nie usłyszeliśmy i chyba nie usłyszymy. Jak napisał Onet, w aktach sprawy znajduje się płyta z zarejestrowanymi rozmowa-mi m.in. Jana Kulczyka, Lecha Wałęsy, Aleksandra Kwaśniewskiego, Radosława Sikorskiego, Kazimierza Marcinkiewicza, Sławomira Nowaka czy Bartosza Arłukowicza. To informacja sensacyjna, jednak równie interesujące jest to, że nośnik jest uszkodzony. To zaskakujące, biorąc pod uwagę, że takiego problemu nie było w przypadku taśmy z Morawieckim. Kto zatem chciał zniszczyć płytę z niewygodnymi nagraniami i kiedy została ona uszkodzona?
Pewne jest, że bez wyjaśnienia wszystkich okoliczności afery podsłuchowej i ujawnienia nagrań oraz wskazania wszystkich mocodawców procederu co jakiś czas i z różnych źródeł będą wypływały taśmy i sensacje. Przykładem może być wypowiedź Marka Falenty skazanego na 2,5 roku więzienia za zainicjowanie podsłuchiwania w warszawskich restauracjach. Zasugerował on ostatnio, że istnieją kompromaty na Grzegorza Schetynę i Rafała Trzaskowskiego. Nasuwa się pytanie nie tylko o to, czy to pewność Falenty, czy tylko zasłyszana informacja. Także o to, czy ktoś nie będzie chciał w dogodnym momencie „odstrzelić” tych polityków.
Ciekawa jest też inna obserwacja – ci sami politycy PO, którzy kiedyś oskarżali dziennikarzy „Wprost”, „Do Rzeczy”, „Gazety Polskiej” i innych mediów o „pomaganie przestępcom”, „cytowanie rozmów prywatnych” – dziś niczego podobnego nie mówią. Wyjątkiem jest Grzegorz Schetyna, który nie wiadomo dlaczego stwierdził, że publikacja Onetu… przykrywa inne problemy PiS i stoi za nią sam Morawiecki. Nie ma to jak spójność w narracji.
Wyjaśnić do końca
Truizmem jest powiedzienie, że wszystkie taśmy powinny zostać ujawnione. Choćby dlatego, by jakaś grupa (lub grupy) nie szantażowała polskiej sceny politycznej. Jednak odpowiedzialność za to, że tak się stało, ponosi nie kto inny, jak tylko trybik w machinie „państwa teoretycznego” czasu PO-PSL – Bartłomiej Sienkiewicz. To były szef MSWiA jest odpowiedzialny za brak ochrony kontrwywiadowczej i nadzoru nad BOR w latach, w których dochodziło do nagrywania polityków, biznesmenów, a nawet księży. Tymczasem Sienkiewicz w wywiadach zrzuca winę za opieszałość w śledztwie na prokuraturę nadzorowaną przez Zbigniewa Ziobrę, podczas gdy to on powinien uderzyć się w pierś. Być może także jego działalność powinna być wyjaśniona przez komisję śledczą ws. afery podsłuchowej, której powołanie z dnia na dzień staje się coraz bardziej potrzebne.