Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Dorota Kania o dokumentach z teczki "Bolka"

Ikona lustracji pastor Joachim Gauck kilka dni temu został kandydatem na prezydenta Niemiec.

Ikona lustracji pastor Joachim Gauck kilka dni temu został kandydatem na prezydenta Niemiec. Poparła go już większość niemieckich polityków i jest niemal pewne, że Gauck, który cieszy się także ogromną społeczną popularnością, zostanie prezydentem.

Czy wyobrażają sobie Państwo, że w Polsce na najwyższy urząd lub kluczowe stanowisko w państwie startuje osoba, która zajmowała się lustracją? Ktoś, kto ujawnił archiwa bezpieki i wykazał, że kluczowa część polskiej klasy politycznej i elit była uwikłana w kontakty ze służbami specjalnymi PRL?

Medialny jazgot

Gdy w Niemczech trwała lustracja, a pastor Gauck na swoim urzędzie, przy aprobacie mediów i społeczeństwa, ujawniał akta Stasi i jej tajnych współpracowników, w Polsce toczyła się batalia o niepamięć. Lustracji miało nie być, a dane tajnych współpracowników służb specjalnych PRL miały na zawsze pozostać w ukryciu. Głównym przeciwnikiem lustracji był ówczesny prezydent RP Lech Wałęsa – jak się później okazało – figurujący w archiwach Służby Bezpieczeństwa jako tajny współpracownik o pseudonimie Bolek.

W antylustracyjny chór wpisały się wówczas niemal wszystkie media i tzw. autorytety, i ten stan trwa do dziś. Wystarczy przypomnieć wściekłe ataki „Gazety Wyborczej” na śp. prof. Janusza Kurtykę, prezesa IPN. To właśnie za jego kadencji pod auspicjami Instytutu ukazała się książka „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii” autorstwa dr. Sławomira Cenckiewicza i dr. Piotra Gontarczyka. Książka, w której opublikowano dokumenty dotyczące TW „Bolka” i która wywołała furię w prorządowych mediach.

Urzędnicza paranoja

Teraz po raz kolejny obserwujemy antylustracyjną kampanię, w której znów głównym aktorem jest Lech Wałęsa. „Nasz Dziennik” i „Uważam Rze” napisały, że w tajnej Kancelarii Sejmu są przetrzymywane dokumenty dotyczące TW „Bolka”. I natychmiast odezwały się głosy o „fałszywych esbeckich kwitach”, „niewiarygodnych źródłach” i „oczernianiu bohatera narodowego Lecha Wałęsy”. Jednocześnie władze Sejmu stwierdziły, że dokumenty są tajne i dziennikarze nie mogą mieć do nich dostępu.

Okazuje się jednak, że te dokumenty według ustawy o dokumentach niejawnych z 1999 r. od dawna są jawne. Na dodatek powinny się znajdować w IPN.

Dlatego zasadne jest pytanie: co takiego znajduje się w tych dokumentach, że sejmowi urzędnicy za przyzwoleniem marszałek Sejmu Ewy Kopacz nie chcą przekazać ich IPN i bronią przed dziennikarzami?

Od razu nasuwa mi się skojarzenie z 1990 r., kiedy do tajnych archiwów MSW weszli członkowie tzw. komisji Michnika: poseł Adam Michnik wraz z historykami Henrykiem Samsonowiczem i Jerzym Holzerem. Szef „Gazety Wyborczej” był przerażony tym, co tam zobaczył, i uznał, że archiwa specsłużb powinny zostać na zawsze zamknięte dla obywateli.

Apel bohaterów

O natychmiastowe przekazanie dokumentów dotyczących Lecha Wałęsy z sejmowej kancelarii do IPN zaapelowali Józef Szyler, ofiara donosów TW „Bolka”, a także Krzysztof Wyszkowski, współzałożyciel WZZ Wybrzeża, i Henryk Jagielski, współorganizator sierpniowego strajku w Stoczni Gdańskiej.

Ten apel pokazuje, w jakim stanie jest polska demokracja: trzeba walczyć o podejmowanie działań, które już dawno powinny być zrealizowane, co zresztą wynika z ustawowych zapisów.

Ta sytuacja pokazuje jeszcze jedno: lustracja, która od dawna powinna być jedynie tematem prac historyków i publicystów, nadal stanowi temat niebezpieczny, który burzy spokój autorytetów i bywalców salonu.

 



Źródło:

Dorota Kania