Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Granice zewnętrznej ingerencji. Legendarny opozycjonista specjalnie dla niezalezna.pl

Zapowiedziane przez prezydenta referendum na temat kształtu nowej konstytucji nie wzbudziło powszechnego zainteresowania Polaków. Zupełnie inny skutek przynoszą natomiast coraz bardziej natrętne ingerencje w wewnętrzne sprawy naszego państwa, których symbolem jest postać wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa. Naciski te, forsowane bez oglądania się na elementarne realia, coraz większej części naszych rodaków uświadamiają potrzebę wyznaczenia granicy, do której ingerencje jakichkolwiek podmiotów, zewnętrznych czy ponadnarodowych, obywatele RP skłonni są uznawać za dopuszczalne.

Zbyszek Kaczmarek/Gazeta Polska

Bez względu na to, jak zdefiniujemy siły, które reprezentuje Timmermans, zgodzić się musimy, że są to potencjały nieskłonne do rzeczywistego dialogu. Na polskie argumenty nie tylko odporne, ale wręcz demonstracyjnie lekceważące fakty. Z każdym kolejnym wystąpieniem coraz większa rzesza Polaków zastanawia się, co w Timmermansie podziwiać bardziej: niezdolność przyjęcia do wiadomości tego, co w zaistniałym problemie najbardziej elementarne, czy też, nazywajmy rzeczy po imieniu, zwyczajną butę wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej. Uderzającą cechą kolejnych werbalnych ataków ze strony unijnego urzędnika jest zupełne nie przejmowanie się tym, że rozwiązania, wdrażane reformą sądownictwa, od długich lat funkcjonują w wielu krajach Unii Europejskiej. Swoją działalnością Timmermans dąży więc do zakonserwowania w Polsce standardów, pochodzących wprost z systemu totalitarnego. Z czym więc mamy do czynienia, jeśli nie z realizacją przekonania, że sądownictwo dla wolnych ludzi to zdobycz należna wyłącznie narodom „starej, zachodniej Europy”. A dla Polaków, czy innych społeczności „Europy B”, bardziej adekwatny jest system „sprawiedliwości” pochodzący z czasów, w których sądownictwo w tej części świata stanowiło jedną ze struktur komunistycznego aparatu represji. Crescendo Timmermansowych nacisków coraz bardziej obnaża też butę, z jaką urzędnicy Unii Europejscy pozwalają sobie traktować polskie państwo i polskich obywateli. Co bowiem ma znaczyć odczytane z kartki oświadczenie, wg którego rozmowy w sprawie naszego kraju toczyć się będą w Moskwie? Timmermans nie raz dobitnie dowiódł zdumiewającej skali swojej ignorancji. Nie jest jednak dyletantem aż tak skrajnym, żeby to, co sam nazwał odczytanym z kartki „przejęzyczeniem” było tylko kolejnym wykwitem umysłowego formatu, który urzędnik ten reprezentuje. Bez wątpienia ów rzekomy lapsus de facto stanowił lekko tylko zawoalowaną demonstrację pogardy. Mówiąc bowiem o sprawach Polski, omawianych w Moskwie, Timmermans tak naprawdę stwierdzał: „Siedźcie cicho i akceptujcie to, co naszym zdaniem wam się należy. Przecież dopiero co wyszliście spod ruskiego knuta”. Polskie ustępstwo oznaczałoby więc zgodę nawet nie na Unię równych i równiejszych, ale na Unię „prawdziwych Europejczyków”, zasługujących na życie w państwach wyposażonych w przyzwoity ład sądowniczy oraz obywateli gorszej kategorii, dla których ład sądowniczy odziedziczony po epoce sowieckiej w zupełności wystarczy. Zauważmy, że tego rodzaju podział na lepszą i gorszą część Unii na wielu obszarach jest podziałem faktycznym. Z przeznaczeniem na rynki krajów „nowej Unii” wytwarzane są, choć sprzedawane w takich samych opakowaniach, produkty o celowo gorszej jakości. Polityka dopłat do rolnictwa miewa charakter niemal dyskryminacyjny. Zgoda na dyktat w sprawie sądownictwa byłaby już jednak pogodzeniem się z niższym statusem Polaków nie pod względem materialnym, lecz ze statusem niższym pod względem ich obywatelskiej podmiotowości.

Są granice kompromisu, poza które cofnąć się nie wolno. Jest też miara upokorzeń, na które żadne poważne państwo pozwolić sobie nie może. Polska to sprawa zbyt szlachetna i zbyt wielka, by bez końca uginać się pod żądaniami, stanowiącymi projekcję czyjejś małości. Tak, jak duża część obywateli Rzeczpospolitej uważam, że rozmowy z urzędnikami Unii Europejskiej na temat reformy polskiego sadownictwa powinny zostać zakończone. Zarazem państwo polskie powinno zostać uzbrojone w rozwiązanie prawne, wzmacniające stanowisko rządu polskiego na poczet obecnego konfliktu z Komisją Europejską a także na poczet ewentualnych podobnych, przyszłych sytuacji. W tym celu odbyć się powinno w naszym kraju referendum, w którym Polacy odpowiedzieliby na pytanie, czy obywatele Rzeczpospolitej Polskiej wyrażają zgodę na przyjmowanie ze strony Komisji Europejskiej dyktatów, ograniczających w Polsce demokrację.

Wypowiedzenie się Polaków w takiej sprawie byłoby zarazem czynnikiem powstrzymującym erozję Unii Europejskiej, do której de facto walnie przyczynia się dziś Komisja Europejska. Jej działalność ni mniej ni więcej, lecz właśnie powoduje to, że coraz więcej obywateli krajów UE o tej ponadnarodowej organizacji mówi „oni” a nie – „my”. Działalność części ważnych organów Unii Europejskiej powoduje, że organizacja ta przestaje się kojarzyć ze „wspólnym europejskim domem”. Obsesyjna, szkodliwa i merytorycznie nieuzasadniona aktywność postaci takich, jak Timmermans sprawia, że UE powszechnie zaczyna się kojarzyć już nawet nie jako arena walki o różne interesy narodowe, lecz jako opresyjna siła zewnętrzna, dla samej „zasady” dążąca do narzucania swojej woli. Trudno, by mieszkańcy środkowej Europy nie zaczęli kojarzyć tych zmasowanych usiłowań z własnymi historycznymi doświadczeniami. W nie tak dalekiej przeszłości Niemcy, stawiając swoje żądania, zyskiwali przecież poparcie mocarstw zachodnich i to ofiary ówczesnych nacisków w prasie „wolnego świata” uchodziły wówczas za „bezczelnych mącicieli pokoju”. Z każdym wystąpieniem Timmermansa skojarzenia te są coraz bardziej jaskrawe i wydają się być coraz bardziej uzasadnione. Tego kalibru deficyt elementarnej wiedzy i wrażliwości na bolesne doświadczenia narodów słusznie podważają wiarę nie tylko w dobrą wolę i zdolności przywódcze europejskich liderów, ale osłabiają nadzieje na powodzenie całej idei, urzeczywistnianej w ramach UE. Coraz lepiej znając zdumiewającą niezdolność FransaTimmermansa do jakiejkolwiek autorefleksji przypuszczać można, że nawet przez myśl mu nie przeszło, iż namolnym forsowaniem swojej alogicznej idee fix, kruszy wiarę kolejnych milionów Europejczyków w powodzenie integracyjnego projektu UE. Jasne wypowiedzenie się Polaków w sprawie granic zewnętrznej czy ponadnarodowej ingerencji, którą byliby skłonni zaakceptować, mogłaby powstrzymać dewastację, dokonywaną dziś za sprawą nieodpowiedzialnego kursu Komisji Europejskiej.

 

 



Źródło: niezalezna.pl

#Frans Timmermans #Unia Europejska #polityka

Andrzej Kołodziej