Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Jacek Kwieciński (1943-2012)

Lato 1993 r. Po kilku miesiącach nieobecności pojawiłem się w „Gazecie Polskiej” na zebraniu redakcyjnym.

Lato 1993 r. Po kilku miesiącach nieobecności pojawiłem się w „Gazecie Polskiej” na zebraniu redakcyjnym. W środku siedział zdenerwowany starszy pan, który krzyczał, by natychmiast zrobić przerwę na papierosa – tymczasem w redakcji nie wolno było palić. Jacek Kwieciński, bo to właśnie On domagał się praw dla palaczy, był gotów wyjść z narady nawet za cenę utraty nowo powstającej kolumny „Świat”. Na szczęście został.

I dzięki temu dział „Świat” stał się jedną z najważniejszych części pisma. Kwieciński fascynował się Ronaldem Reaganem. Polityków dzielił na dobrych, czyli choć trochę podobnych do Reagana, i złych, czyli zupełnie niepodobnych. Wyjątek zrobił tylko dla Margaret Thatcher, której dał osobną pozycję w swojej publicystyce.

Jacek był konserwatystą z głębi duszy i z całego serca. Cenił wolność, którą uznawał za jeden z najważniejszych elementów swojego świata wartości. Całkowicie niesterowalny, zawsze mówił i pisał to, co myślał. Doprowadzał do furii zarówno polityków,  jak i dziennikarzy, a nawet współpracowników z redakcji. Byli i tacy, którzy po Jego tekstach trzasnęli drzwiami. Inni przysyłali pozwy. Ta nieznośna cecha była Jacka największym dorobkiem. W oparach dymu, nieelegancko ubrany, trochę zrzędliwy był piękny, bo prawdziwy i niepowtarzalny. Jacek tłumaczył mi, że pali nie tylko dlatego, że ma taki nałóg. Palił ideologicznie: poprawny politycznie świat zabraniał Mu używania papierosów. Trudno było zresztą znaleźć osobę mniej politycznie poprawną. Zwalczaniu tej formy cenzury poświęcił dwadzieścia lat. Mimo oczytania w amerykańskiej prasie był całkowicie polskocentryczny. Kochał Polskę. Choć widział ją inną i inną sobie wymarzył. Jego ojciec Wincenty Kwieciński, szef III Zarządu Głównego WiN, był chyba ostatnim przywódcą podziemia antykomunistycznego, który ową wymarzoną  Polskę reprezentował. Medal dla nieżyjącego ojca Jacek odebrał od prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Jacek zaczął być znany w podziemiu jako publicysta Liberalno-Demokratycznej Partii Niepodległość (partia założona przez Józefa Darskiego – Jerzego Targalskiego). Wydawał pismo „Kontra” i „Biuletyn Kontry”. Potem redagował „Orientację na Prawo”. Spotkaliśmy się w „Nowym Świecie”, ale muszę przyznać, że stamtąd Go nie pamiętałem. W „Gazecie Polskiej” od początku był wyjątkową postacią. Gderliwy i ciepły, nieznośny, dezorganizujący ludziom pracę, a jednocześnie przyjacielski i wierny.

Nie używał komputera ani nawet maszyny do pisania. Z trudem zmusiliśmy Go, by odbierał komórkę. Zawsze przynosił tony wycinków z gazet. Świat poskładany z Jego „Odcinków” wydawał się wibrować i tańczyć przed przerażoną maszynistką. Po dłuższym czytaniu widziało się, że ten świat był spójny, jednolity i zrozumiały.

Jacek miał swoje pasje: oprócz reaganowskiej Ameryki kochał tenis i golfa. Pisał i mówił o tym ze znajomością eksperta. Golf pasował do Jego idealnego świata konserwatysty. Zapytałem Go w czasie Jego długiego wykładu o golfie, czy kiedykolwiek próbował tej gry. Wpadł w zadumę i po chwili namysłu stwierdził, że nie – ale mógłby grać.

Odszedł nagle, do świata, w którym wszystko jest możliwe. Jak zwykle nas zaskoczył. Nie przyszedł na zebranie. Nie dokończył „Odcinków”.  Zrobiło się u nas trochę pusto, a Pan Bóg będzie miał w niebie naprawdę dużo wrażeń.

 



Źródło:

Tomasz Sakiewicz