- Zidentyfikowaliśmy strukturę zniszczeń w centropłacie. Występują tam zniekształcenia w największym stopniu wskazujące na wybuch; to stamtąd został wyrwany i przeleciał kilkadziesiąt metrów do przodu pierwszy dźwigar lewego skrzydła. Co charakterystyczne, ten dźwigar jest bardzo mocno osmolony - mówi Antoni Macierewicz "Gazecie Polskiej" w wywiadzie, który ukaże się w najbliższą środę. Portal Niezalezna.pl dotarł do zdjęć tego dźwigara.
Nie ulega wątpliwości, że badania prowadzone obecnie w Mińsku Mazowieckim przez naukowców z National Institute For Aviation Research z uniwersytetu stanowego w Wichita będą miały przełomowe znaczenie dla ustalenia przyczyn katastrofy smoleńskiej.
Współpraca prestiżowego amerykańskiego instytutu z podkomisją smoleńską trwa już ponad rok, a wyniki badań dotyczące lewych drzwi Tu-154 wprost wskazują na eksplozję w samolocie. Antoni Macierewicz mówi w rozmowie z "GP":
Dotyczą [one] drzwi w lewej części kadłuba przed skrzydłem - miejsca, w którym najprawdopodobniej nastąpiła eksplozja. Zidentyfikowaliśmy strukturę zniszczeń w centropłacie. Występują tam zniekształcenia w największym stopniu wskazujące na wybuch.
Były szef MON podkreśla:
To stamtąd został wyrwany i przeleciał kilkadziesiąt metrów do przodu pierwszy dźwigar lewego skrzydła. Co charakterystyczne, ten dźwigar jest bardzo mocno osmolony: widać na nim ślady działania wysokiej temperatury i ognia. Należy przypomnieć, że sami prokuratorzy rosyjscy opisując we wrześniu 2010 roku zniszczenia samolotu, stwierdzili, że to miejsce zostało uszkodzone na skutek ciśnienia wewnętrznego przez „hydrauliczne uderzenie paliwa”. Tak więc kwestia eksplozji w tym miejscu nie ulega wątpliwości, Rosjanie jedynie próbowali ukryć jej prawdziwe przyczyny.
Antoni Macierewicz mówi także w wywiadzie:
National Institute For Aviation Research na podstawie dostarczonych przez nas danych stworzył matematyczny model drzwi z lewej części kadłuba i zestawił z parametrami próbek gleby ze Smoleńska, w którą wbiły się one na blisko metr głębokości. Następnie dokonano symulacji ich upadku przy różnych prędkościach. Okazało się, że drzwi uderzyły w ziemię z prędkością dziesięciokrotnie przekraczającą prędkość spadającego samolotu (prędkość opadania w ostatnich 2 sekundach została zapisana w komputerze pokładowym - FMS). Musiała więc na nie zadziałać dodatkowa, potężna energia.